Wszyscy Jego jesteśmy.
DD, Ostatnie słowa
Dzień 8 września. Wtedy, 102 lata temu, nie był taki zwyczajny. Dla mnie – 2 lata temu – też taki nie był. Dziś także nie jest. I już nigdy nie będzie. Da Bóg, za rok o tej porze, wspominając ostatnie chwile Ojca Jordana w kolejną rocznicę jego śmierci, będziemy już wiedzieć: nie ma końca życie, które wiódł Błogosławiony.
Chociaż najmocniej przeżyłam śmierć Ojca Jordana dwa lata temu, dopiero dziś dociera do mnie jak trudno musiało być Franciszkowi od Krzyża pod koniec życia opuszczać Rzym i wyjeżdżać do Szwajcarii. Wiadomo – wobec doświadczenia wojny – to była konieczność, ale przecież we Włoszech spędził większość swoich dni. To tu był (i jest nadal) Dom Macierzysty jego Zgromadzenia, to tu miał tyle bliskich sobie miejsc, jak chociażby Bazylika św. Piotra, w której tak często się modlił. To tu – w domu św. Brygidy na Piazza Farnese – jego dzieło zaczęło żyć, to tu – na klęczkach – najmocniej kształtowała się jego pasja, to tu cały był dla współbraci…
Ostatnie chwile życia Ojca Franciszka czasami wydają mi się jakąś wielką niesprawiedliwością. Wokoło wojna, salwatorianie rozproszeni po różnych frontach, obozach i szpitalach, on – umiera w przytułku dla ubogich w Tafers. Wszystko naznaczone samotnością i niewyobrażalnym cierpieniem. Czuwał przy łóżku Ojca Założyciela tylko jego następca – o. Pankracy Pfeiffer i siostry szarytki, które opiekowały się nim w chorobie. A on – niezdolny już do pisania swojego Dziennika (nie mógł utrzymać pióra w ręce), mówiący z coraz większym trudem, właściwie ciągle robił to, na co później zwrócili uwagę współcześni mu bracia, opisując jego modlitwę, którą obserwowali z podziwem: głosił nam kazanie bez słów. O czym? O cierpliwości, wytrwałości i zdaniu się na wolę Bożą. O apostolacie, który dzieje się nie tylko wtedy, kiedy faktycznie nie możesz spocząć, ale i wtedy, gdy – w bólu konania – nie możesz się nawet ruszyć. O Miłosierdziu Bożym, które najczulej stąpa po ziemi i najszerzej otwiera niebo.
Wyjątkowe „kazanie” umierającego zostało zapisane – najpierw w sercach osób towarzyszących Jordanowi w umieraniu, później w ich wspomnieniach, które pieczołowicie zebrały urywki słów, uśmiech i coraz płytszy oddech Ojca Założyciela, a ślady tego wszystkiego można znaleźć teraz na ostatnich stronach Dziennika Duchowego.
Umarł w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Biografowie podają że wtedy, 8 września 1918 roku była niedziela.
Dziś jest wtorek i nie mogę, tak jak dwa lata temu, spontanicznie pojechać sobie do Krakowa, żeby o 20.02 – w godzinę jego śmierci – pomodlić się na różańcu wraz z innymi, którym Franciszek od Krzyża także jest bliski. Żałuję, ale bez marudzenia ogarniam się do pracy. Jordan nie pozwalał zaniedbywać tego, co do nas należy (Wierność obowiązkom ze względu na Boga – DD II/20). Wiedział też, że słowo Boże może nieść gdzie chce, więc za jego wstawiennictwem modlę się – niech mnie zaprowadzi, gdzie dziś potrzeba.
Z myślą o Jordanie uśmiecham się do dzisiejszego II czytania: „Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą” (Rz 8, 28-30). Wszystko w jego życiu, a nawet w jego śmierci z tym się zgadza. Dziennik Duchowy podpowiada mi jeszcze, że Franciszek od Krzyża i św. Paweł dość często się „kontaktowali”: Niech święty Apostoł Paweł będzie dla ciebie wzorem, twoim patronem, którego powinieneś naśladować tak wiernie, jak to możliwe. Wzywaj go codziennie! (DD I/63).
Otwieram także dzisiejszą Ewangelię, a ona odsłania mi rodowód Jezusa (por. Mt 1, 1-16. 18-23). Towarzyszy mi nagle myśl mało mistyczna: serio? Boże, serio to właśnie dziś chcesz mi powiedzieć? Mało razy dopada mnie przy tym znużenie? Imię za imieniem, osoba za osobą. Co z tego wszystkiego wynika? I jakie to ma znaczenie dla Dobrej Nowiny, dla Franciszka Jordana, dla mnie…?
W tę kolejną rocznicę śmierci wkrótce Błogosławionego słowo Boże opowiada mi ludzką historię Jezusa, abym – co by się nie działo – pamiętała, że w życiu człowieka zawsze jest obecne życie Boga. Przecież w różnych, wcale niełatwych szczegółach z siedemdziesięciu lat, w tym z ostatnich dni Ojca Jordana odkrywam wciąż nie tyle jego, ile Boga, którego niósł wszystkim – jedynego i prawdziwego (por. J 17,3). Przecież nie chodzi tylko o biografię tego niemieckiego kapłana, który pokazał ludziom, że prostota może być wyjątkowością. Chodzi o to, o co i w Ewangelii na dziś – losy konkretnego człowieka zawsze są też historią Emmanuela – Boga z nami na tym świecie. Życie Sługi Bożego, pełne trudnych momentów, toczące się pośród osób, z których nie zawsze mógł być dumny, mówi mi wprost, jakby „na dwa głosy” z dzisiejszą perykopą: kto zaprosi Jezusa do swojej historii, ten może być pewien, że – jaka by ona nie była – zostanie przemieniona. On umacnia wszystko, co w niej dobre i oczyszcza to, co złe. Nic się nie zmarnuje, bo Zbawiciel ze wszystkiego – nawet z krzyża – potrafi zrobić użytek. Oczekując na zbliżającą się beatyfikację Ojca Franciszka od Krzyża nie sposób pominąć, że to użytek i na dziś, i na wieczność!
Rodowód Jezusa kończy się Jego imieniem. Łańcuch pokoleń – dzięki temu, że wszedł w niego Bóg – stał się bezcenny. I trzeba to dziś powiedzieć – bezcenna jest też rodzina powstała z więzi Franciszka Jordana ze Zbawicielem: Rodzina Salwatoriańska. Dziś to właśnie ona powtarza za swoim Założycielem, że historia każdego człowieka jest do uratowania (Żebym mógł uratować wszystkich! – DD I/149), a dobroć i miłość Boga może do drugiego przyjść także za sprawą…naszego życia! Zgodnie z Jordanowym nie spocząć – wierzymy nie tylko dla siebie, ale także po to, by dzieje naszych bliźnich miały Boży sens. Czy nie na tym właśnie polega pociągająca wielu Jordanowa pasja i jego dzieło, za które dziś – tak jak mogę i tu gdzie mogę – pragnę dziękować…?
W ten kolejny 8 września, w 102 rocznicę śmierci Sługi Bożego Ojca Jordana, który całe życie przeżył dla Zbawiciela, wciąż „odrabiam” jedną z najważniejszych duchowych lekcji Franciszka od Krzyża, jakie tu zapisałam. Każda historia ludzka w całości należy do Boga. Moja historia, historie nas wszystkich, z całą ich wielkością i całą ich biedą, też należą do Niego. A skoro tak, to najwyższa pora przyjąć z ufnością i odwagą to, co Bóg chce w nich robić. Tak, jak przyjął to Sługa Boży Jordan i do końca wypełnił. Wkrótce Błogosławiony ma rację – co by się nie działo – wszyscy Jego jesteśmy.
*
Zdjęcie grobu Ojca Franciszka Marii od Krzyża Jordana w Rzymie: P.Sz.
2 uwagi do wpisu “Historia Boga w historii człowieka”