Niech twoja radość będzie zawsze pokorna, dobroczynna, skromna i budująca.
DD I/16

Czy da się być radosnym, gdy się siedzi w zamknięciu? Czy da się wołać „Gaudete!”, kiedy wszystko, czemu oddało się życie wydaje się „po nic”? Te i inne pytania stawia Ewangelia na tę III niedzielę Adwentu – Niedzielę radości.

Kiepska jest sytuacja Jana Chrzciciela (por. Mt 11,2-11). Prędzej można by zawołać raczej: to niesprawiedliwe! Przecież ciągnęły do niego zewsząd tłumy! A teraz, w więzieniu u Heroda, jest tylko pustka, samotność i ukłucie wątpliwości w sercu. Na dodatek – dni są policzone. Wiemy z Ewangelii, że śmierć Jana nastąpi w wyniku kaprysu, pijanej uczty. Słuchając dzisiejszego słowa, a przynajmniej pierwszej części, można być rozgoryczonym i pytać Jezusa: serio tak to ma być?

Ale zanim nas zamknie więzienie goryczy i wątpliwości o co chodzi w tej Niedzieli radości, skoro nie ma tu z czego się cieszyć, zanim sobie pomyślimy, że tak to właśnie bywa w życiu, że na końcu wszyscy cię opuszczają, że tyle poświęcenia i żadnej wdzięczności, trzeba zrobić to samo co Jan: wysłać poselstwo do tego, kogo się kocha, i zapytać go: „Czy to ty jesteś tym, na kogo czekałem?”.

Bo w odpowiedzi mogą paść słowa, które odnowią wiarę i miłość. Na tym chyba polega to Jordanowe wezwanie do radości, która ma być pokorna, dobroczynna, skromna, budująca. Taka właśnie jest radość naprawdę. Radość, żaden tam tani keep smiling, przelotne „wszystko w porządku”, albo modne u coach’ów pozytywne myślenie.

Radość pokorna to ta, co wyrasta z prawdy o Bogu i bliźnim. Dobroczynna – bo „wciela się” w konkretne dobro uczynione drugiemu. Skromna, bo niewiele potrzebuje, by udzielać się innym. No i budująca, bo radość jest po to, by w życiu kogoś podtrzymywać, podnosić i pocieszać wtedy, gdy jeszcze „nie widać” zmian na lepsze.

Tak znowu rodzą się we mnie pytania:
Czy umiem pocieszać innych i czy potrafię przyjmować innych, którzy niosą mi pocieszenie?
Czy stać mnie na to, by podtrzymać innych, ale i na to, by inni mnie podtrzymali?
Czy podnosząc innych, sama też daję się podnieść innym?
Bo przecież takiej radości potrzebujemy wszyscy.
Każdy czasem potrzebuje, by na drodze do Boga ktoś dodał mu siły.

Taka radość „przyszła” do Jana od Jezusa czyniącego wielkie znaki i cuda. Nie odmieniła jego sytuacji, to znaczy nie wyciągnęła go z więzienia i nie uchroniła od po ludzku absurdalnej śmierci. Ale zapewniła o jednym: To wcale nie jest koniec. Czyli – odmieniła jego serce, napełniła Bożą siłą i otuchą, przypieczętowaną odzyskanym wzrokiem niewidomych, krokami chromych… Jak to mówią: albo zmienią się rzeczy, albo twoje serce. U bł. Jordana jest jeszcze to: Ciesz się z dobra, które czynią inni! Wysławiaj Boga za to! (por. DD IV/17).

Może po to właśnie jest w Adwencie ta niedziela radości. By w porę sprawdzić jaki jest stan mojego serca, teoretycznie radośnie oczekującego na przyjście Pana. By tę teorię spotkać z praktyką i przypomnieć, że stan serca nie musi być uzależniony od stanu rzeczy.

I znowu pytania, naprawdę ważne na półmetku Adwentu:

Jakie jest moje serce czekające na Pana?  
Czy moje serce – mając swoje trudy – dobrze czyni innym?
Czy moje serce umie kochać tak, że naprawdę buduje innych?
Czy moje serce umie radować się życiem tych, których kocha?

Z odpowiedziami dobrze by było zdążyć do paruzji…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s