A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.
J 17,3, DD I/83; 178
Nie potrafię znaleźć innych słów z Dziennika Duchowego na dziś. Dla bł. Franciszka od Krzyża były treścią życia i apostolskiego dzieła. Są też głównym mottem życia i działania salwatorianów – jego duchowej Rodziny. Ale w kontekście dzisiejszej Ewangelii znowu uczę się, co znaczą one dla mnie i na ile czuję się „spokrewniona” z Jordanowym pragnieniem poznania Boga.
Św. Mateusz w Ewangelii przypomina mi: Tak było, wszyscy czekali na Eliasza. Wszyscy wiedzieli, że najpierw przyjdzie Eliasz. Nie potrafili jednak rozpoznać Eliasza w Janie Chrzcicielu. Nie potrafili zrozumieć, że obietnica wypełnia się na ich oczach. Dlatego nie pojęli Jezusa i nie umieli Go przyjąć (por. Mt 17,10-13).
Nie wystarczy wiedzieć, na co się czeka. Trzeba jeszcze umieć rozpoznać, że to, no co się czeka, właśnie się staje.
Od czterech lat piszę Adwent z Jordanem właśnie z tego powodu. I również z tego powodu tegoroczny ma myśl przewodnią: Jak wielka to chwila. Piszę, bo w ten sposób sprawdzam, czy na pewno wiem na Kogo czekam i czy umiem rozpoznawać, że On już teraz, w tej chwili, do mojego życia przychodzi.
Pierwszeństwo dane tutaj Słowu Bożemu tego się domaga. Ono samo chroni przed „nie poznali Go”. Ewangelia jest przecież po to, aby poznać Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata. Poznać naprawdę. I na tym nie poprzestać. Zresztą, kto Go naprawdę pozna ten wie, że to dopiero początek drogi.
Tego domagają się i fakty z życia bł. Franciszka Jordana, które – mniej lub bardziej nieudolnie – próbuję wydobywać prowadzona Słowem Bożym. Przecież po to Kościół daje nam świętych i błogosławionych – byśmy poznali Boga jedynego i prawdziwego, czyli zaangażowanego w ludzkie życie. I nie chodzi o to, byśmy – poruszeni ich świętą historią – żyli ich życiem. Trzeba żyć własnym. Swoją własną historią, która jest święta. Innej historii niż święta Bóg nikomu nie przewidział.
Fajnie jest ciągle coś nowego wiedzieć o bł. Franciszku Jordanie. Poznawać takie czy inne szczegóły z jego biografii, rozważać myśli towarzyszące przeżyciom, zgłębiać intensywność jego modlitwy, urzekać się jego łagodnością dla ludzi i podejściem do obowiązków, dać się porwać jego pasji ratowania wszystkich. Ale na nic to się zda, jeśli ostatecznie nie zaprosi do dialogu z powołującym Bogiem, do „czytania” samego siebie w świetle i czułości Bożego spojrzenia.
Po to są dani Kościołowi święci i błogosławieni, by w odpowiedniej chwili przypomnieć: Jezus przychodzi po to, byśmy nie musieli już czekać. Przychodzi po to, żebyśmy zaczęli z Nim żyć.
Tak się tworzy historię.
Świętą historię, która trwa na wieki.