O szczęśliwa chwilo!
O święta chwilo!
O niezapomniana chwilo!
DD I/117

Dzisiejsze ewangeliczne spotkanie Jezusa z Szymonem, jego bratem Andrzejem oraz braćmi Jakubem i Janem, synami Zebedeusza to kolejny etap adwentowej drogi, na której naprawdę można o codzienności powiedzieć: szczęśliwa, święta, niezapomniana chwila.

W Ewangelii na dziś (por. Mt 4,18-22) obrazek całkiem zwyczajny, codzienny – jezioro, rybacy i ryby, łódź i sieci. To ciężka robota, nie rekreacyjne wędkowanie. Czterej powołani przez Jezusa są profesjonalnymi rybakami. To jest ich źródło utrzymania, sposób zarabiania na życie. Nie ma lekko.

I przychodzi ta wielka chwila, której wcale nie przeszkadza prosta sceneria, ani spracowane ręce jej bohaterów. I zmienia się wszystko. Przechodzący Jezus woła: „Pójdźcie za Mną”. A oni idą. Zostawiają ojca, sieci, łódź i w ogóle wszystkie zgoła inne sprawy, do których przywykli. I idą. Św. Mateusz dwukrotnie podkreśla, że te decyzje – w obydwu przypadkach – zostają podjęte natychmiast. Już nie pora łapać ryby, złapać trzeba tę chwilę.

To chyba kluczowe słowo dla łapania chwil: natychmiast. Do adwentowego czuwania pasuje jak ulał. Tak, bardziej do czuwania niż do czekania. Bo czekanie może czasem przypominać mieszaninę zniecierpliwienia i nudy. Czuwanie jest czymś innym. To jest właśnie ta zdolność zrobienia czegoś natychmiast. Zdolność pójścia natychmiast za wezwaniem Bożym to wynik czuwania.

Nie ma co myśleć, że nad Jeziorem Galilejskim to mogło „chwycić”, ale w moim życiu Jezus tak sobie nie przechodzi. Przechodzi. Każdego dnia można tego doświadczyć. Codziennie przez nasze myślenie, świadomość, przepływa milion pomysłów, które w gruncie rzeczy są pójściem za Chrystusem: przeproś kogoś, zadzwoń do niego, wyjdź naprzeciw, podaj rękę, zatroszcz się o kogoś, zauważ go, powiedz dobre słowo, pomódl się, doceń, zaangażuj się, zawalcz. Oczywiście, da się to łatwo zneutralizować. Ot, nie zwracać uwagi. Albo odłożyć na później. Powiedzieć sobie: dobra, ale nie w tej chwili.

Jezus nie przechodził? Serio przechodził. Tylko tak jakoś bardziej podpasowało nam, że: „co się odwlecze…”.

Naprawdę może tak być, że w jednym momencie życia skupia się cała historia człowieka. To, co było przedtem, nabiera sensu. To, co będzie potem, zaczyna się dziać w nowym świetle. Wszystko dlatego, że On ujrzał i zawołał ich, a oni pozwolili się zobaczyć i odpowiedzieli na wołanie.

Wczoraj było tu o „doświadczeniu libańskim”, o którym nawet sam bł. Jordan pisał: stanąłem jak wryty (…), uderzony niebiańską prawdą. I chociaż był to finał długiego procesu powołaniowego, wydarzył się w chwili właśnie, w tej jednej chwili na Libanie, po której już nic nie było tak, jak wcześniej: od chwili otrzymania tego znaku ks. Jordan postępował w sprawie instytutu z niezwykłą pewnością i zdecydowaniem. Całkiem jak ewangeliczne „natychmiast”… Cytowany dziś u góry wpisu tekst, to także przykład na „łapanie chwili”, wyjątkowego przeżycia mistycznego, którego Błogosławiony doznał podczas odwiedzin w Katakumbach (23 września 1874 roku w Rzymie).

Raczej nigdy nie uda nam się wyjaśnić tajemnicy takich chwil. Nigdy nie przenikniemy łaski, którą słusznie bł. Franciszek definiował jako niewypowiedzianą (por. DD II/86). Nigdy nie wyczerpiemy głębi tego momentu. Wiemy tylko, że w tej jednej chwili wszystko się zmienia. Wiemy, że bez takich chwil i nasze życie byłoby zupełnie inne.

Właśnie po to jest Adwent.
By łapać szczęśliwe, święte i niezapomniane chwile, wypełnione Jego obecnością zmieniającą wszystko.
I by natychmiast odpowiedzieć, gdy przechodzący przez zwyczajną codzienność Jezus ujrzy i zawoła nas.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s