Radość nadprzyrodzona jest niemal nieodzownym warunkiem działania w wielkoduszności i wytrwałości.
DD I/130

To brzmi prawie jak ogłoszenie duszpasterskie na niedzielę Gaudete: Nic tak jak słowo Boże i ludzie wiernie żyjący słowem Bożym nie uczy prawdziwej radości. 

Potwierdza to zarówno dzisiejsza Ewangelia jak i życie bł. Franciszka Jordana. Jedno i drugie daje mi ważną wskazówkę dotyczącą radości. Otóż – nie trzeba wiele. Wystarczy uczciwie robić swoje i nie myśleć jedynie o sobie. Tak rodzi się radość. Radość, która nie jest ulotnym nastrojem, ani tanią podróbką w postaci rozrywki i nie można jej mylić z optymizmem, albo z jakimiś ćwiczeniami pozytywnego myślenia. Chodzi o radość, która jest określonym sposobem bycia w świecie.

Zacznijmy od Ewangelii (por. Łk 3,10–18). Kiedy ludzie pytali Jana Chrzciciela: „Cóż mamy czynić?”, mogli się spodziewać, że skoro radzą się człowieka pustyni, który ma w sobie ten prorocki patos, to usłyszą o jakichś bardzo wyszukanych formach postu, o ascezie. Może sądzili, że Jan wskaże im metody i techniki, które sprawią, że we własnych oczach i oczach tych, którzy będą na nich patrzeć, poczują się wyjątkowi. A tu nic z tych rzeczy. Jan mówi tak po prostu – o ich codziennej pracy. Wskazuje na zwykłe, szare obowiązki. Napomina ich tylko, by wykonywali je uczciwie, łagodnie oraz by nie zapominali o zwyczajnej, ludzkiej dobroci wobec słabszych i potrzebujących. Oto tajemnica radości. Nie trzeba jej szukać daleko. Jest na wyciągnięcie ręki, na odległość uczciwości i dobroci.

Podobne przesłanie o radości kryje się na stronach Dziennika Duchowego i w ogóle – w życiu bł. Franciszka Jordana. Tu też się liczyły małe sprawy, najmniejsze rzeczy (por. DD I/80) i wierność obowiązkom (por. DD II/20). Owszem, jego pasja była wielka, ale budowały ją także te niezbyt skomplikowane wyzwania. Rozczula mnie to zawsze: Musimy dołożyć starań, aby dobrze wykonać nasze codzienne czynności, nawet te najzwyczajniejsze. Świętość polega mianowicie bardziej na tym niż na nadzwyczajnych akcjach, także dlatego że te ostatnie są rzadkie (por. DD I/33). Przypomina mi się też inna notatka, która wyjaśnia, że nie ma wzrostu duchowego bez radości: Do duchowego postępu jest ci potrzebna w najwyższym stopniu duchowa, niewinna radość. Nie zapoznawaj jej, lecz bądź Bogu wdzięczny za to, jeśli ci ją daje (por. DD I/131). No właśnie, jest tu i to, co towarzyszy przez cały ten Adwent: Przede wszystkim wdzięczność!

Orientując się tak mniej więcej w biografii bł. Ojca Franciszka wiem, że on nie miał łatwo, że niejedno musiał przetrwać. Doświadczał, że życie ma swoją tragiczną i bolesną stronę. Uczył się (i chyba nie bez oporów), że radość oznacza także umiejętność przyjęcia tego, co trudne i przykre. Bez zgrzytania zębów, bez myśli o odwecie, nie ze sztucznym, stoickim spokojem, ale z wielkodusznym TAK wobec całej rzeczywistości. Dawał się radośnie zaskakiwać, że u kresu ludzkich możliwości nie wpada się w pustkę, lecz w ramiona Pana Boga (por. DD I/3;4;9;45; DD II/9).

Paradoksalnie i przez to bł. Franciszek od Krzyża nauczył mnie, że drogi za Jezusem wcale nie muszą biec po niedostępnych szczytach. Dalej jeszcze słyszę wczorajszy fragment Katechizmu o Jezusie jako wychowawcy przyjmującym nas takimi, jacy jesteśmy i stopniowo prowadzącym nas do Ojca (por. KKK 2607).  Skoro radość znajduje się w samym centrum Jego przepowiadania (Ewangelia – eu-angelion – radosna nowina) i skoro można ją znaleźć w wiernym wypełnianiu obowiązków, to znaczy, że On zawsze stawia wymagania, które są w ludzkim zasięgu. Jak mądry nauczyciel (Katechizm robi to lepiej: wychowawca) stopniuje codzienne trudności. Wierzy w małe kroki. To jest lekcja rodem z Ewangelii, tej radosnej nowiny: Można powoli. Naprawdę można powoli. Byle iść.

Kiedy zakładałam tego bloga to z jednej strony wyobrażałam sobie Bóg wie co, a z drugiej – miałam pełno oporów, które próbowałam jakoś „zewangelizować”, powtarzając, że ja to tu nawet rzemyka… I tak stopniowo, miesiąc po miesiącu, rok po roku bł. Franciszek od Krzyża sprowadzał mnie na ziemię. Jakby mi mówił: Słuchaj, Jezus wie, że ma do czynienia z ludźmi, którzy chcą dobra, ale bywają bardzo słabi. On nie wyznacza nam od razu wielkich zadań. Doskonałość nie jest punktem wyjścia, ale punktem dojścia. A Ewangelia jest dla ludzi, nie dla aniołów. To dobrze, jeśli wystarczająco wiele razy poczułaś się zażenowana własną niezdolnością do wielkich rzeczy, żeby docenić sens i wagę tych małych. Wtedy jakoś bardziej oczywiste się staje, że: Nie powinieneś mieć w niczym radości oprócz Boga i tego, co cię prowadzi do Boga (por. DD I/74). A to już konkretnie wzywa: Pomyśl więc, jaką radość przyniosło ci już to przedsięwzięcie! (por. DD I/152).

No i jeszcze coś, już z ostatnich stron Dziennika: Pokój – radość – świeżość – owocność – szczęśliwe wyjście i wieczna radość (DD IV/33). Słyszycie jak to brzmi?  Jak to brzmi, jeśli wiadomo, że zapisuje to bł. Franciszek Jordan – człowiek niecałe dwa lata przed śmiercią, samotny, schorowany i daleko od miejsca w którym żyje i rozwija się jego zgromadzenie? Nie, to nie może być taka zwyczajna radość. To jest ta nadprzyrodzona radość z Boga. Z tego że, jakby nie było, „mocniejszy od nas” nieustannie przechodzi przez nasze życie.
Dlatego my, dzieci Królestwa, pośród swojej zwykłej, szarej codzienności naprawdę możemy wołać: Gaudete!

Błogosławiony Franciszku od Krzyża, miłujący Zbawiciela i wszystkich zbawionych, cieszę się Tobą, obecnym w moim zwyczajnym życiu!

*

A jak brzmiała niedziela Gaudete w Adwencie z Jordanem 2019 można przeczytać TUTAJ

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s