O synu, pójdź i wędruj ze Mną, skosztuj słodyczy mych dróg!
DD I/3

Na zdaniu z „gdyby” zakończyłam wczorajszy wpis. Choć właściwie nie lubię gdybać. Bo na gdybanie trzeba uważać. W sumie bezpieczniej skupić się na tym, co jest, a nie na tym, co mogłoby być. Ale czasami gdybanie może się przydać. Bo uczy to, co już jest – naprawdę docenić.

Ewangelia na dziś, czyli na święto Andrzeja Apostoła opowiada o powołaniu braci: Szymona i Andrzeja oraz Jakuba i Jana (por. Mt 4,18-22). Wszyscy czterej nie ignorują przechodzącego Jezusa, chociaż są zajęci konkretną robotą. Zarzucanie sieci, czy ich naprawianie – poważna sprawa. Ale Boskie zaproszenie: „Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi” wystarczyło, żeby zostawili swoje sprawy i natychmiast poszli. Zdanie wypowiadane przez Jezusa dla prostych rybaków mogło być jakąś totalną abstrakcją. Albo propozycją ze zbyt wysokiej półki. Ale poszli. A gdyby… nie poszli?

Nie ośmielę się gdybać nad Ewangelią.  I w sumie nie wiem, czy mogę gdybać nad powołaniem bł. Franciszka Jordana, bo jego życie i dzieło to nic innego jak żywa, nieustannie aktualna Dobra Nowina.

Ale tak sobie myślę… a gdyby on – błogosławiony Franciszek Maria od Krzyża Jordan – nie poszedł za Nim?

A gdyby na Pierwszej Komunii udawał, że nie widzi tej gołębicy, co mu latała nad głową zwiastując, że Pan Bóg ma wobec niego swoje plany?

A gdyby uznał, że to faktycznie totalna abstrakcja dla takiego biedaka z jakiegoś tam Gurtweil – jak on? W domu długi, ojciec chory, w kwiecie wieku umiera, a matka ledwo wiąże koniec z końcem i mówi synowi wprost, że w żaden sposób nie zdoła go wesprzeć finansowo w nauce, bez której na seminarium nie ma szans.

A gdyby zdecydował, że lepiej już być tym czeladnikiem?  Skoro ma talent i jest pracowity… Wiadomo, fach się przyda i pewnie byłby ceniony przez innych.

A gdyby przejął się za bardzo wystawianymi mu przez wychowawców opiniami o rzekomym braku zmysłu praktycznego i uznał, że skoro nie ma predyspozycji to nie zrealizuje tego, do czego czuł się powołany?

A gdyby – ucząc się tylu języków – postanowił wykorzystywać tę umiejętność w innych, może bardziej prestiżowych celach niż ewangelizacja?

A gdyby uznał, że chociaż na myśl o kapłaństwie mocniej bije mu serce, to powinien zostać na miejscu i czymś się zająć, żeby po prostu jakoś wyżyć? Dobra, Jezus „przechodzi” nad tym korytem rzeki, gdzie pracował, no ale nie ma żadnego „natychmiast”.  Powiedzą nawet, że to „spóźnione powołanie”…

A gdyby stwierdził, że duchowieństwo ma przechlapane przez ten szalejący kulturkampf i to wszystko nie ma sensu bo nawet prymicji nie można po ludzku i w rodzinnym mieście zorganizować, o całej reszcie posługi nie wspominając?

A gdyby powiedział sobie: pasja pasją, ale skoro różni ważni mówią, że dzieło piękne, tylko całkiem nie dla mnie to może mają rację i niech sobie inni popróbują? A gdyby nie zapamiętał, że, jak słychać w liturgii dzisiaj: „żaden kto w Niego wierzy nie będzie zawstydzony”? (Rz 10,11).

A gdyby się zraził do wszystkiego, chociażby po trudnościach z założeniem żeńskiej gałęzi Towarzystwa, albo załamał się zupełnie postawą misjonarzy, którzy go niesprawiedliwie obsmarowali w gazecie?

A gdyby stwierdził, że drogi Boże nie są wcale tak słodkie, jak górnolotnie zapisał na pierwszych kartach Dziennika, mając dwadzieścia siedem lat i odpuściłby sobie całkiem tę młodzieńczą gorliwość?

A gdyby nie wytrzymał z tym czekaniem trzydzieści lat na ostatecznie zatwierdzenie swojego dzieła apostolskiego?

A gdyby, wyczerpany słabym zdrowiem i nawracającymi chorobami, po prostu się poddał?

Gdyby to wszystko się stało, to już nie byłby on.

Dosłowny cytat z dzisiejszej Ewangelii można znaleźć w Dzienniku Duchowym: Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim (DD I/157*). Przy tej notatce jest umieszczona data: 1880 rok. Z zapisów obok można przypuszczać (i może to śmiałe przypuszczenie…), że słowa z dzisiejszej Mateuszowej Ewangelii towarzyszyły bł. Franciszkowi od Krzyża mniej więcej w tym czasie, gdy spotkał się z papieżem Leonem XIII w sprawie założenia swojego zgromadzenia. Jest co prawda przypis, że notatka o prywatnej audiencji to późniejszy dodatek, ale w tym samym punkcie Dziennika znaleźć można i modlitwę za jego upragnione Towarzystwo: aby szybko rozkwitło, rozprzestrzeniało się wszędzie i czyniło olbrzymie postępy ku chwale Boga Wszechmogącego i dla zbawienia dusz. Niech będzie bez błędu i skazy, miłe Bogu, Jemu wyłącznie służy.  Błogosławiony Ojciec Jordan wiedział, że pierwszy w tym pragnieniu jest powołujący Jezus. Bł. Franciszek tylko – w zwyczajności życia – dostrzegł jak przechodził…

I chyba zrozumiałby rybaków z Ewangelii.

Bo czy w swoim powołaniu nie doświadczał „zmienności” morza?  W życiu nie łowiłam żadnych ryb, ale wiem, że chociaż wszystko wydaje się tam być ciągle takie same, to przecież woda jest raz taka, raz taka, trzeba się liczyć z tym, że coś się zdarzy niespodziewanie. Można sobie planować: spokojnie sobie popłynę.  A tam sztorm. Można zakładać: dziś to się nałowię! A tu ani rybki… Trzeba się w łodzi nauczyć: robisz co możesz, ale połów nie do końca zależy od ciebie. 

Podobnie z dziełem bł. Franciszka od Krzyża Jordana: tak, mam robić co trzeba, ale łaska działa jak chce. Trzeba obrać jakąś stałość rytmu, zdecydować się na codzienną wierność, ale ostatecznie pozostaje zdać się ze wszystkim na Boga (to dobre na ten Adwent!). Duchowej drogi nie da się wyreżyserować, bo raz po raz wydarza się coś, co kwestionuje wszystkie przyjęte schematy. Ile potrzeba zaufania, żeby płynąć w nieznane ze świadomością, że nie wszystko ode mnie zależy…

Nie było w życiu bł. Franciszka Jordana takiego gdybania, na jakie ja tu sobie pozwoliłam. Było zaufanie Bożej Opatrzności. I raczej nie przychodziło mu to ot, tak. Ale – czujny i skoncentrowany na swoim dziele – niewolny od obaw, czy poczucia niewystarczalności wiernie poszedł za powołującym Chrystusem, Zbawicielem świata.  

A gdyby za Nim nie poszedł?

Gdyby tak się stało, to już nie byłby on.
Gdyby tak się stało, co stałoby się z nami?

Błogosławiony Franciszku od Krzyża, prosimy, pomóż nam, wdzięcznym Bogu za Ciebie, każdego dnia pójść za przechodzącym Jezusem.

*
Kiedyś już zdarzyło mi się gdybać w Adwencie – zobacz TUTAJ.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s