Ojcze, chcę uratować wszystkich!
Cud!
DD II/46
Dzisiejsze ewangeliczne uzdrowienie i nakarmienie tłumów przez Jezusa jest jak święta zapowiedź, albo po prostu – Boskie źródło pasji błogosławionego Franciszka od Krzyża.
U św. Mateusza czytamy o Jezusie, do którego ściągają tłumy (por. Mt 15, 29-37). Ewangelista podaje: chromi, ułomni, niewidomi, niemi i wielu innych. Każdy jest w potrzebie. Każdy pragnący Boskiej interwencji w swoim życiu. I każdy wymagający pomocy drugiego, by do Jezusa w ogóle dotrzeć. Po prostu – ludzie przynoszą ludzi do Boga, bo tylko On może odmienić ich życie.
To jest jak „instrukcja” pasji Jordanowej – nam, ludziom trzeba przychodzić do Jezusa i przynosić Mu wszystkich, którzy doświadczają niemocy i głodu i bez Niego sobie po prostu nie poradzą. Te Mateuszowe tłumy to nic innego jak wspominani w wielogodzinnej modlitwie bł. Jordana: Wszyscy, wszyscy, o tak, wszyscy! (DD II/34); Wszystkie kraje, wszystkie narody, wszystkie plemiona, wszyscy ludzie. Wszystkich jesteś dłużnikiem! Nie spocznijcie, aż wszyscy Jezusa Zbawiciela poznają, pokochają i będą Mu służyć! (DD II/70); Wszyscy – wszyscy – wszyscy! (DD II/71).
Nie jestem salwatorianką i być może nieco zuchwale wysuwam sobie tu wnioski, ale taki jest chyba podstawowy warunek wejścia w rodzinę i duchowość salwatoriańską – pragnienie uratowania wszystkich. Wiadomo, to kosztuje. Słowo na dziś samo to zapowiada – przecież ci ludzie, niosący chorych musieli Jezusa znaleźć tam, gdzie się udał. Stali się ustami niemych, czy nogami chromych, by w ogóle trafić z nimi na miejsce. Podjęli wysiłek szukania Jezusa ze względu na potrzeby i braki tych, których przyprowadzili do Niego. Dali coś z siebie, poświęcili się, aby ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela naszego Boga, do ludzi (por Tt, 3,4; DD IV/37).
Dzisiejsza Ewangelia pomaga mi jeszcze bardziej zrozumieć, że źródło Jordanowego pragnienia nie tkwi w jakiś „wizjach”, ambicjach i pracowitości bł. Franciszka. To się nie zrodziło w jego głowie, tylko w sercu Boga. Tego Boga, który umie powiedzieć: „Żal Mi tego tłumu (….) by nie zasłabł w drodze”, jaką jest życie.
Taka wydaje się być logika Błogosławionego Ojca Franciszka – źródło pasji ratowania dusz bije w Boskiej obfitości, a jeszcze lepiej powiedzieć: w Jego nadobfitości. Oficjalne potwierdzenie w słowie Bożym na dziś: cierpiący, których przyniesiono do Jezusa otrzymali więcej niż prosili. Przyszli po zdrowie, a zostali jeszcze nakarmieni. I nie tyle o ile, tylko do syta. I nie tyle do syta, ile z opcją zapasów, bo jakby co – stało jeszcze siedem koszów pozostałych ułomków.
Bożej Miłości szanującej ludzkie granice nie da się stawiać granic…
Przypomnę to sobie pewnie niedługo śpiewając: „Ma granice – Nieskończony….”
To chyba nie jest przypadek, że myśli o założeniu Towarzystwa i wewnętrzne przynaglenie do realizacji dzieła bł. Franciszek od Krzyża odczuwał często podczas Eucharystii i w związku z nią. Można powiedzieć – idealny moment. Przy Bogu karmiącym nadobficie samym sobą – Nieskończonym: Po ofierze Mszy świętej! Dokonaj tego dzieła na Chwałę Bożą i dla zbawienia dusz! (DD I/149); Po Mszy św. doświadczyłem głębokiej pociechy przy myśli o planowanym dziele (DD I/154); Jest wolą Bożą, żebyś wykonał dzieło! 27 grudnia 1879, po Mszy św. Pamiętaj o tym, tak jak wcześniej już raz po Komunii Świętej! (DD I/151*).
Kiedyś sobie też napisał: chcę od dzisiaj codziennie wspominać we Mszy św. tych, którzy kiedyś zostaną powierzeni mojej trosce (DD I/147). Tak dzień po dniu, czerpiąc z nadobfitości Boga, niósł ją wszystkim głodnym – świadomie lub nie – Jego samego.
Jakby nie patrzeć, to jest cud: bo już wtedy – karmiąc Bogiem sobie współczesnych – myślał i o nas…
Błogosławiony Franciszku od Krzyża wypraszaj nam serca gotowe do tego, by przekazywać Boską nadobfitość również naszymi rękami.