Nie pozwól, aby coś przeszkodziło ci żyć całkowicie dla Boga i Jego świętej sprawy!
25.7.1906
DD II/100
Dziś, w niedzielę, Ewangelia opowiada mi o Jezusie karmiącym tłumy, a życiorys bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana przypomina, że właśnie 25 lipca – 143 lata temu – odbyła się jego Msza święta prymicyjna.
Jeśliby popatrzeć na to, co się dzieje w ewangelicznej historii tak po ludzku – sytuacja wydaje się beznadziejna (por. J 6, 1-15). Trzeba nakarmić rzesze. Pięć chlebów i dwie ryby – cóż to jest, dla tylu – mógłby sobie pomyśleć taki Filip, którego Jezus pyta: „Gdzie kupimy chleba…?” Filipowe „nie wystarczy” – jest trzeźwe i boleśnie trafne. Ale każda Ewangelia, której pozwalamy towarzyszyć nam w życiowych kłopotach daje taką zbawienną lekcję: oprócz świadomości, że nie jest łatwo, mamy jeszcze Jezusa. Bo przecież Jezus jest z nimi. A przy Nim nikt nie będzie głodny, choćby po ludzku zaspokojenie głodu było nie do ogarnięcia.
Gdyby spojrzeć na sytuację, w której dzieją się prymicje bł. Franciszka, tak po ludzku też można by pomyśleć: miał przechlapane. Neoprezbiter z Gurtweil nie mógł odprawić Mszy świętej prymicyjnej w swojej rodzinnej parafii, tam, gdzie został ochrzczony i gdzie przeżył niezwykłe poruszenie duchowe w czasie Pierwszej Komunii Świętej. Nie mógł tego zrobić nawet w całym Księstwie Badeńskim z powodu zakazu władz państwowych. Czujecie to? Od dzieciństwa pragnąć kapłaństwa i nie móc posługiwać jako duszpasterz w swojej ojczyźnie…
Bł. Franciszek Jordan zmuszony był wybrać położone niedaleko szwajcarskie sanktuarium maryjne w opactwie benedyktyńskim w Einsiedeln. Jednak uprzedziło go dwóch kolegów, którzy wcześniej zarezerwowali tam swoje prymicje i znów jego plany wzięły w łeb. Za radą swojego proboszcza – ks. Michała Fortenbachera zdecydował się na kościół parafialny w Döttingen w Szwajcarii. Daleko od domu, od bliskich, przyjaciół, od tych, co pamiętali jak biegał od roboty do roboty, w międzyczasie nadrabiając zaległości w nauce, by w końcu pójść do upragnionego seminarium; daleko od tych, co być może patrzyli z podziwem na jego determinację i ufność, że jeśli Bóg zechce, „wie co czynić” i znajdzie sposób na zaspokojenie „głodu” powołanego serca, by – poświęcony Bogu, dawał poświęcone; służył Poświęconemu i sprawiał poświęcone (por. DD I/132).
Źródła podają, że uroczystość prymicyjna bł. Franciszka odbyła się 25 lipca 1878 roku o godz. 9.00. Mimo, że droga z Gurtweil wynosiła co najmniej 3 godziny piechotą, kościół w Döttingen pełen był mieszkańców Jego rodzinnej miejscowości. Może i dlatego, dokładnie 28 lat później bł. Franciszek napisał sobie słowa cytowane dziś u góry wpisu: Nie pozwól, aby cokolwiek ci przeszkodziło…
Dzisiejsza ewangeliczna rozmowa Jezusa z Filipem jakoś przytomnie stawia mnie na tych Jordanowych prymicjach. Jezus nie gani ucznia za to, że bierze pod uwagę okoliczności. Wciąga go na wyższy poziom. Nie zmusza do ucieczki od rozumu, tylko do pójścia o krok dalej, w stronę całkowitego zaufania Jego dobroci. Wiara, której Jezus chciał od Filipa w Ewangelii; wiara, której chciał od bł. Franciszka nie jest ani bezrozumna, ani naiwna. To wiara kogoś, kto ma świadomość, jak działa świat, ale nie boi się także myśleć o tym, jak działa Jezus. To do Niego, a nie do „praw” Kulturkampfu należało ostatnie słowo. To do Niego zawsze należy „tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza…”; „bo Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi…” (por. Ef 4, 1-6).
Poruszająca jest dla mnie od dawna Boża wolność od samowystarczalności, to Jego święte pragnienie dawania człowiekowi udziału w Jego dziełach. Jezus może wszystko sam. Naprawdę może wszystko ogarnąć sam. Ale tak to już jest – prawdziwie Dobry nie chce sam czynić dobra. Dlatego angażuje uczniów, by wzięli odpowiedzialność i karmili głodnych, dlatego powołuje kapłanów, by Go innym przynosili i nigdy nie zapomnieli, że również tym, co niewielkie można wykarmić tłumy, o ile odda się to w ręce Jezusa. Najbogatsze środki, które dajemy ludziom, bez Jezusa nikogo nie nakarmią. Najnowocześniejsze rozwiązania będą bezowocne, jeśli Jezus nie odmówi nad nimi dziękczynienia. To jest także naczelna zasada Jordanowej pasji: jeśli rozdawać, to tylko taką drogą. Nie słyszycie tu myśli z Dziennika: Owe przedsięwzięcia, które zaczynają się w prosty i zwykły sposób, będą faworyzowane przez Boga bardziej niż te, w których używa się nadzwyczajnych i błyskotliwych środków (DD I/175). Taka jest prawda życia i powołania Błogosławionego Franciszka od Krzyża: najpierw pytaj o Boga, dopiero potem o możliwości. Jemu – jak widać – naprawdę wystarcza jeden człowiek, by świat ujrzał Jego miłość i dobroć, tak jak w Ewangelii wystarczył jeden chłopiec, by tłumy przestały być głodne.
143 lata temu wydawało się, że wszystko się sprzysięgło przeciwko. Że jak pięciu chlebów dla pięciu tysięcy w Ewangelii, tak przychylności otoczenia dla prymicji „nie wystarczy”, bo czasy były takie, że głód powołania bł. Franciszka Jordana mało kogo obchodził. Ale głód zawsze obchodzi Jezusa. Dziś – „świeżo” po długo oczekiwanej beatyfikacji neoprezbitera z 1878 roku, którą w Roku Dziękczynienia wszyscy jeszcze się nasycamy, wiadomo już na pewno: Bóg, choćby do dyspozycji miał niewiele – w porę rozda tyle, ile kto chce. Wystarczy Mu tylko zaufać.
Błogosławiony Ojcze Franciszku, oczarowany Bogiem kapłanie – módl się za nami!
*
.
Jedna uwaga do wpisu “Zaspokojony głód powołania”