Już sama nasza ufność skłoniłaby Boga, by przyjść nam z pomocą i nas uratować, ponieważ ufność ta przynosi Mu chwałę i pokazuje, że znamy Jego imię.
DD I/162

Lubię Piotra w dzisiejszej Ewangelii. Lubię, jak woła do Jezusa: „każ mi przyjść do siebie”. I lubię nawet to, że zaczyna panikować, gdy okazuje się, że Jezus bierze jego prośbę na serio. Lubię to i dobrze rozumiem, bo i mnie zdarzyło się solidnie zadrżeć w środku, gdy naprawdę dotarło do mnie: Bóg słucha! I postawiło twarzą w twarz z Bożą wspaniałością. To jest też systematyczna lekcja od rozmodlonego bł. Jordana: Zanim zaczniesz wołać, przygotuj się na to, że On weźmie to wołanie poważnie.

Wołanie w Ewangelii (por. Mt 14, 22-36) nie dziwi – uczniowie zostają wysłani na drugi brzeg, a Jezus zostaje na miejscu i idzie się modlić. Łatwo się oburzyć, że ich zostawia i przyjdzie im samym zmagać się z, delikatnie mówiąc, złą pogodą. Ale to jest poruszające – Bóg szuka samotności na górze, by samemu czynić to, czego uczy. Pewnie i dlatego nie sposób nie dać się porwać Jordanowym wezwaniom, by się modlić, skoro modlitwy uczył stricte po Jezusowemu: modląc się.

Nie dziwi też przerażenie: przeciwny wiatr, fale i… Ktoś kroczący po jeziorze. Zjawa, no bo kto tak może? Jezusowe: „To Ja Jestem” uśmierza lęki i wydawałoby się – zamyka sprawę. Ale i otwiera wołanie Piotra, które tak lubię.

Tak na marginesie: nie wiem, co to bieda, ale trudno nazwać moje życie zamożnym. Wiele lat marzyłam o tym, by „wyposażać się” w różne, na ogół dość drogie, przekłady Pisma Świętego. W ten sposób narodził się cenny dla mnie zwyczaj cierpliwego odkładania z każdej pensji ustalonej, drobnej, nieodczuwalnej jako brak, sumy. Konsekwentnie, miesiąc po miesiącu, aby za te, dajmy na to przez rok, dość „groszowo” zbierane pieniądze – kupić coś upragnionego. Znając już trochę życiorys bł. Franciszka i pamiętając jego cierpliwość i zdolność wyczekiwania na to, co ważne, doceniam ten swój zwyczaj jeszcze bardziej. W te wakacje wreszcie cieszę się wytęsknioną Biblią w przekładzie księdza Jakuba Wujka. Kiedyś, przez krótką chwilę studiując filologię polską, zakochałam się na zabój w tym przekładzie. Choć literatura staropolska niewątpliwie ma na sesji egzaminacyjnej swój ciężar, zaliczenie tej „lektury” było czystą przyjemnością. Dziś się uśmiecham – jeśli właśnie po to był mi dany niedługi czas na tym kierunku – Bogu niech będą dzięki! Skoro Opatrzność pozwala mi teraz nieśmiało stawać z tym doświadczeniem obok filologicznego zamiłowania bł. Jordana to znaczy, że naprawdę wszystko w życiu jest „po coś”.

Sięgam dziś sobie właśnie do tego przekładu. Ksiądz Jakub Wujek o Jezusie kroczącym po wodzie pisze tak: „I wnet mówił do nich Jezus, rzekąc: Miejcie ufność, jam jest, nie bójcie się”. Czyli, jak to Jezus, mówił nie tylko słowami. „Mówił” całą tą sceną, w której przerażenie spotyka się z zachwytem i stopniowym odzyskiwaniem spokoju, choć po drodze jeszcze niemało jest przeróżnych emocji. Niektórzy to nazywają stresem rozwojowym. Samo życie, nie?  No i to Wujkowe: „Miejcie ufność” – tak bardzo przypomina mi Dziennik Duchowy!

Automatyczny szperacz mówi, że bł. Franciszek od Krzyża słowo ufność wspomina w Dzienniku czterdzieści cztery razy. Na piechotę nie liczyłam, ale nie muszę bardzo szukać, samo znajduje mi się w pamięci: Nikt, pokładając ufność w Panu, nie doznał klęski (DD I/122); Zdążaj do celu i miej ufność! Choćby nawet wszystkie cierpienia spadły na ciebie: ty rzuć się w ramiona Boga! Złóż w Nim nadzieję; przecież On może wszystko i miłuje cię najbardziej. Ufność! Ufność! Ufność! Ufność! (DD II/19); Rozważaj często to treściowo znaczące zdanie: Nie ufaj sobie, lecz złóż całą swoją ufność w Bogu, a będziesz mógł wszystko! (DD II/75). To właśnie ufność „zostawia” Błogosławiony Franciszek Jordan w testamencie duchowym wszystkim braciom, tym obecnym i tym dopiero przyszłym, wspominając ją trzy razy. I jest w Dzienniku rozbrajająco szczery: zwiększone sukcesy ewangelizacyjne, czy misjonarskie rodzi większa ufność, a nie jakieś nadzwyczajne działania (por. DD IV/20). Biorąc pod uwagę liczne, burzliwe sytuacje z jego życia i szanując wszystkie, opisane w Dzienniku chwile prób i przeciwności, od których bł. Franciszek od Krzyża nie uciekał, raczej dzięki nim rozeznawał na jakim etapie duchowego rozwoju się znajduje – on naprawdę wiedział, co mówi. Swoją drogą, mówił to dwa lata przed śmiercią (notatka z 1916 r.). Na własnej skórze tego doświadczył, tak jak i Piotr poczuł fale pod swoimi stopami.

Ksiądz Jakub Wujek pisze dalej, że Piotr „odpowiadając, rzekł: Panie, jeśliś ty jest, każ mi przyść do siebie po wodach”. Jeśliś Ty jest, to uda się nawet niemożliwe. I znowu wtóruje mu Dziennik Duchowy: Bóg będzie cię wspierał, nawet gdy twoje przedsięwzięcie wydaje się niemożliwe do zrealizowania (DD I/58); Rozważaj obietnice, które Ewangelia wiąże z modlitwą, z ufnością, z wiarą – te obietnice i ta wiara, które zawsze są bardzo skuteczne, ponieważ są Boskie i wieczne; ta modlitwa i to zaufanie, ponieważ stanie się bardzo łatwe, co wydaje się niemożliwe (DD II/28); Wiara chrześcijan jest wiarą w niemożliwe (DD III/33).

Przecież Piotr nie poszedł ot tak, sam z siebie. Poszedł, bo usłyszał głos Tego, który kazał mu przyjść. Gdyby ciągle nasłuchiwał tego głosu, gdyby go sobie przypominał, utrwalał w sobie jego brzmienie, to może udałoby się mu dojść. Gdyby bardziej słuchał głosu niż szumu wiatru, gdyby bardziej słuchał głosu niż tego, jak mu serce wali, wtedy mógłby dojść. Ksiądz Jakub Wujek pisze, że Piotr „widząc wiatr gwałtowny zląkł się” – czyli przestał patrzeć na Jezusa; oderwał swoją uwagę od Pana, który mocą łaski umożliwił mu zrobienie czegoś, czego nie mógłby uczynić mocą natury. Ale zareagował najlepiej jak można: „Panie zachowaj mię!”; wołając „wrócił” wzrokiem i uratowany od fal, dał się „wciągnąć” w objawienie Boga, który jest cierpliwy i nikomu nie pozwoli zginąć z powodu ludzkich błędów.  Dlatego nawet najtragiczniejszy moment w życiu może przynieść to, o co naprawdę chodzi – nawrócenie.

Bł. Jordan też wiedział, że On taki właśnie jest, dlatego mógł i chciał wzywać siebie, gdy niejedna jego życiowa fala szalała: Więcej przezwyciężania siebie, zwłaszcza wieczorem! Częściej być sam na sam z Bogiem; częściej przebywać samotnie przed tabernakulum, oderwany od wszystkiego! (DD II/92). Zapisał to sobie zresztą właśnie trzeciego sierpnia, jako już dojrzały facet (w 1905 roku miał 57 lat).

Dobrze że są dziś z nami Piotr w Ewangelii i Franciszek od Krzyża w Dzienniku – obaj niewolni od burz, obaj gotowi wołać nocą: Panie, ratuj mnie (por. Mt 14,30; DD I/7) i obaj pragnący, aby również przez innych zostało odkryte, że On to naprawdę On: Prawdziwie Boga synem jesteś (por. Mt 14,33; J 17,3; DD I/83;178).

Dobrze, że są dziś z nami – Święty i Błogosławiony –  i upraszają, byśmy wiedzieli, co zrobić w momencie, gdy Jezus odpowiada na nasze prośby. Byśmy wciąż dorastali do wyzwania, jakim może stać się fakt, że On bardzo poważnie traktuje nasze wszystkie: Panie, jeśliś Ty jest…

Błogosławiony Ojcze Franciszku, pokładający ufność w Opatrzności, módl się za nami!

*

🙂

J, 17,3

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s