Twoja gorliwość niech wypływa zawsze z miłości Boga, niech będzie kierowana przez Wolę Bożą i niech będzie ustalona przez mądrość, wytrwałość i sprawiedliwość.
DD I/137
Miewam czasem problem z słuchaniem Ewangelii. I wtedy przypominam sobie, że najwięcej kłopotów w przyjęciu słowa Bożego dopada mnie wtedy, gdy wszystko sama wiem najlepiej. Dobrze, że życie Ojca Franciszka bywa pomocne w nadstawieniu ucha raz jeszcze. I usłyszeniu coś więcej, niż tylko własne, rozkapryszone myśli.
Czytam o pokoleniu podobnym do biegających po rynku dzieci (por. Mt 11,16-19) i uświadamiam sobie – pewne rzeczy są w życiu nieuniknione. Na przykład to, że że zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie miał jakieś pretensje. Komu nie będzie się podobać, jacy jesteśmy, co mówimy. Zawsze pojawią się tacy, którym nie będzie odpowiadał nasz styl bycia i rozdrażnią ich nasze słowa. Tak to już jest urządzone. A raczej – sami tak to urządziliśmy, gdzieś na początku świata.
Gdyby prześledzić historię zbawienia – wielu tego doświadczało. Począwszy od Abla, którego ofiara nie podobała się Kainowi. Przez proroków, co uciekali przed prześladowaniami. Doświadczył tego Jan Chrzciciel, który uważany był za dziwaka, ponieważ prowadził surowe życie. Nie uniknął tego nawet sam Jezus, bo Jego postawa wobec grzeszników drażniła tych, co Go wyzywali od żarłoków i pijaków, gdy tylko siadał do stołu. Całe dzieje chrześcijaństwa pełne są zarzutów i pretensji o niedostosowanie, o bycie na marginesie, o zachowania, które są niby nie na miejscu.
Nie dziw więc, że i pasja Ojca Jordana różnie była oceniana, a on sam nie raz i nie dwa nazywany megalomanem, dziwakiem, oszustem, w najlepszym wypadku – porywającym się z motyką na słońce. Zdarzało się nawet, że przypisywano mu rzeczy, których nie robił i słowa, których nie wypowiadał. Jak sobie radził z takim niezrozumieniem? Pewno jak wszyscy – różnie. Ale – na szczęście – nigdy nie próbował radzić sobie sam. Nie zamykał się w swoich trudach. Używaj tych kluczy: ufność w Bogu i modlitwa! (DD II/66) – i wszystko niósł do Jezusa.
Bo Jezus też wiedział jak to jest. On dla jednych był zbyt staroświecki, dla innych – za bardzo wymagający. Wielu miało Mu za złe, że nie pasuje do świata i nie nadąża za trendami, więc znajdowano setki powodów, by Go nie słuchać. Rozmiłowany w słowie Bożym Franciszek od Krzyża pokazuje mi, jak się z tym uporać. Wystarczy spróbować żyć według tego co mówi Zbawiciel, a we właściwym czasie okaże się, czy miał rację.
I tak na modlitwie oraz w lekturze Bożego słowa Ojciec Jordan odkrywał, że wszyscy, którzy szli w stronę Boga, wiedzieli, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej. Zarzuty – choć po ludzku sprawiały ból – odbijały się od nich, jak od skały. A tą skałą czynił ich Bóg, któremu ufali i od którego nie odrywali oczu. Może dlatego tak ważne było dla Sługi Bożego wpatrywanie się w Tabernakulum…?
Życie Ojca Franciszka i jego wieloletnie, niewolne od trudów, budowanie Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, a nawet blisko 80 lat czekania na jego beatyfikację zdają się temu świadczyć: Nie można ciągle się zatrzymywać tylko dlatego, że ktoś za nami pokrzykuje. Nie można wyhamowywać tylko dlatego, że ktoś za tym nie nadąża. Widać musi dojść w swoim czasie i tempie. Bo do słów Mądrości po prostu trzeba dojrzeć.
Sługo Boży Franciszku, wychowuj nasze pokolenie do słuchania mądrości Bożej!