Ufność – ufność w Bogu, dzięki któremu wszystko możesz.
DD II/80
Tylko Jezus mógł uzdrowić paralityka z dzisiejszej Ewangelii. Ale to wiara zwykłych mężczyzn sprawiła, że i oni mogli zrobić więcej, niż inni się spodziewali.
Dużo ludzi w tej scenie. Ewangelista Łukasz pisze wprost: tłumy. A w tłumie, jak to w tłumie – jest wszystko. Jedni reagują podejrzliwością i wskazywaniem na przepisy, które Jezus złamał uzdrawiając chorego, drudzy reagują zdumieniem i uwielbieniem za „przedziwne rzeczy”, które uczynił (por. Łk 5,17-26).
Chory człowiek bez wsparcia przyjaciół nie miałby szans na spotkanie z Jezusem i uzdrowienie. Lubię tych „jakichś ludzi”, którzy uprawiali całą tę ekwilibrystykę tylko z jednego powodu: dla spotkania człowieka z Bogiem. Aż taka ufność – że warto. Aż taka determinacja – zrobić wszystko, co możliwe, by to się stało. Nie przypomina Wam to czegoś? Zawsze, wszędzie, wszystko…dla choćby jednego tylko…
Pomysłodawcy dotarcia z łożem przez dach oraz ludzie zachwyceni „przedziwnymi rzeczami” które się zdarzyły przypominają mi Ojca Franciszka Jordana. Bo to są ci, którzy jak on – wiedzą, że jeśli gdzieś iść z problemem – to do Niego. Pozwalają Jezusowi mówić i działać. I potrafią się cieszyć, gdy On okazuje swoją moc, gdy daje znak swojej potęgi. Nie wyznaczają Mu miejsca ani czasu, nie każą Mu się podporządkować temu, co sami zrozumieli z Boga. Cierp, módl się i pracuj dla świętej sprawy Bożej i ufaj mocno Temu, który wszystko może! (DD II/62) – pisał sobie Jordan. Pomagający paralitykowi, świadomi jego cierpienia oraz wszechmocy Bożej, gotowi byli zgodzić się na własny wysiłek (włażenie z chorym na łóżku na dach, to nie jest takie raz, dwa, trzy…), by ta wszechmoc mogła się objawić. Wiadomo, że tylko Bóg może odmieniać ludzkie życie. Tylko On ma siłę, żeby podnieść człowieka z łoża bezradności i dać mu siłę, żeby szedł dalej przez życie. Ale pokazuje dzisiejsza Ewangelia, że taka jest „moc Pańska”, iż nie wzgardzi pomocą ludzką.
Mogli sobie w sumie ci faceci (bo pewno faceci) odpuścić. Powiedzieć choremu: słuchaj, spróbujemy następnym razem. Może dotrzemy do Niego inaczej. Ale nie. Przeżyli nieudane próby wnoszenia „przez drzwi”. Przeżyli włażenie na dach (co z tego, że płaski) i spuszczanie łoża na dół (rach ciach się tego zrobić nie da), nasłuchali się uwag i komentarzy pod adresem Jezusa w którego wierzyli aż tak, że sporo ryzykowali. Pasuje mi do nich Jordanowy zapis: Ze względu na ukrzyżowanego Zbawiciela: nie pozwól się nigdy i pod żadnym pozorem zdeprymować, lecz pracuj nieustannie nad uświęceniem swoim i innych! Mocno ufaj Temu, przez którego wszystko możesz! Nie trać jednak ani chwili! (DD II/50).
Może to jest tak, że jeśli naprawdę pozwala się Bogu działać, wierząc, że On może wszystko, także to, co po ludzku niemożliwe, wówczas On objawia, że chce korzystać z możliwości człowieka. A wtedy człowiek rzeczywiście „może wszystko” – w Nim, z wiarą w Niego. Ale Ewangelia przestrzega: Człowiek bez Niego też „może wszystko”. Tak po faryzejsku: wszystko pomyśleć, wszystko wypowiedzieć. Nawet to, co Bogu wolno, a czego nie, ograniczając Go miejscem, czasem, sytuacją. A wtedy – po faryzejsku ”mogąc wszystko”, nie zobaczymy Go nawet wówczas, gdy na naszych oczach będzie dokonywał cudów.
Sługo Boży Franciszku, prowadź nas do Boga, który może wszystko, byśmy nasze życiowe „wszystko” przeżywali zawsze po Jego, a nie naszej myśli.