Modlitwa jest największą siłą świata.
DD II/103
Ojcze Franciszku,
Ty zrozumiałbyś dobrze tych dwóch niewidomych z dzisiejszej Ewangelii. Bo co by się nie działo –nie bałeś się wołać do Boga. I szedłeś za Jezusem do końca.
Noszę w wyobraźni obraz Ciebie modlącego się, utkany z wielu Twoich zapisów o modlitwie, z zachowanych wspomnień Twoich współbraci, którzy mówili, że widok Ciebie, zatopionego w modlitwie był lepszy niż najlepiej wygłoszona homilia. Trochę Ci zazdroszczę tej wytrwałości w stawaniu przed Bogiem, graniczącej z determinacją, kiedy w życiu dopada niejedna ciemność.
Zrozumiałbyś tych dwóch, co weszli za Jezusem do domu (por. Mt 9,27-31) i prawie wleźli Mu na głowę, byle tylko zaradził ich potrzebom. Ty też nie odpuszczałeś łatwo. Choćby się waliło i paliło – nic nie zagłuszało Twojego „ulituj się”. Twojego: Nacieraj na Boga w modlitwie! Nie daj się niczemu powstrzymać! (DDII/41). Czy modliłeś się tyle godzin w ciemności nocy właśnie dlatego, żeby nie żyć po ciemku…?
Zrozumiałbyś, bo wiedziałeś, że modlitwa ma swoje etapy. Że domaga się wytrwałości, bo nie zawsze wyprasza się coś natychmiast. Nieraz trzeba czekać naprawdę długo, tak jak Ty na realizację swojego dzieła czekałeś trzydzieści lat. To tylko trochę krócej niż ja żyję…
Zrozumiałbyś, bo wiedziałeś, że wiara jest czasem walką i dramatem. Że wyznać ją nie tylko wołając z daleka, ale i z bliska, intymnie – to niełatwa sprawa.
Zrozumiałbyś, bo umiałeś być świadomy swojego położenia (por. DD I/80). Tylko wtedy da się szczerze wołać o litość. Żeby pokornie prosić o pomoc, trzeba zdawać sobie sprawę, że samemu sobie pomóc nie można.
Zrozumiałbyś, bo niezależnie od tego, co dotykało założone przez Ciebie zgromadzenie – nie zrażałeś się komentarzami pod swoim adresem. Wobec wszystkich, bez względu na wszystkich, wołałeś o litość, idąc prosto do Jezusa. Jak ci dwaj z Ewangelii. Bo jak inaczej miałaby się wyrażać wiara w sytuacji trudów, cierpienia i choroby, jeśli nie stanięciem ponad cudzymi opiniami i zwróceniem się całym sercem do Jezusa, który wyzwala z założonych masek, niezdrowego wstydu i sztucznych oporów? Czym miałaby być, jeśli nie pełnym zaufaniem, że tylko w Jego rękach jest cały sens, życie i uzdrowienie?
Zrozumiałbyś, bo wiedziałeś, że Jezus odpowiada na ludzkie wołanie. Że On już taki jest – miłosiernie spotyka się z człowiekiem w całej jego bolesnej prawdzie. Nie potrafi być na nią głuchy. I to dlatego: Modlitwa jest tym wszechmocnym aktem, który stawia moce nieba do dyspozycji człowieka (DDIV/10).
Zrozumiałbyś, bo wiedziałeś, że każda wiara jest trochę wiarą niewidomych. Ślepych co do przyszłości, której nie znamy; ślepych wobec przeszłości, która zostawiła w nas obciążenia – niezagojone rany, nieidealne wzorce zachowania, reakcje, które przeszkadzają nam samym i ludziom z naszego otoczenia. Ślepych na teraźniejszość – co nieraz po omacku szukają sensu tego wszystkiego, co dzieje się z nami i wokół nas. Wszyscy jesteśmy tymi, którzy nie widzą najlepiej albo nie widzą wcale…
Zrozumiałbyś, bo świadom ludzkiej ślepoty i Bożej wszechmocy umiałeś ryzykować i wołać, jak tamci dwaj. Wytrwale i z pokorą, że wołanie nie od razu przerodzi się w wielkie przekonania i natychmiastową zmianę życia.
Ale od „ulituj się” – zaczyna się wszystko. I choć jest jeszcze przed nami zakryte, według naszej wiary – stanie się.
Ojcze Franciszku, trwa nasz Adwent z Tobą. Wstawiaj się za nami, wołającymi, gdy Jezus przechodzi przez nasze życie.