Wszystko dla Boga i dla Jego świętej sprawy: cały czas życia, wszystkie czyny i zaniechania, aż do ostatniego tchnienia.
DD III/17
Znowu wracam z Ojcem Jordanem nad Jordan. I właśnie tam najwyraźniej widzę i wreszcie mogę trochę bardziej zrozumieć, na czym polega jego pasja czynienia wszystkiego na chwałę Bożą i dla zbawienia dusz.
„Oto Baranek Boży” – mówi Jan Chrzciciel w dzisiejszej Ewangelii (por. J 1, 29 -34), wskazując na zbliżającego się Jezusa. Właściwie – zanim On przyszedł, Jan nie mówił nic innego, bo przecież jego misja polegała na zapowiedzi pojawienia się Mesjasza. Całe swoje życie poświęcił głoszeniu Zbawiciela, który przyjdzie, by poprzez śmierć i zmartwychwstanie uratować wszystkich.
Jan Chrzciciel, imiennik Ojca Jordana z chrztu. Jego patron. Pewnie wiele razy czytał o nim w Ewangelii, również tej dzisiejszej. Może nawet zdarzyło się, że zerkał na nią, jak my – po polsku, bo i takie wydanie Pisma Świętego (Nowy Testament) miał w swojej biblioteczce. Na pewno znał słowa Jana Chrzciciela, mówiące o gołębicy, która pomogła mu rozpoznać w Jezusie nie tylko członka rodziny (byli przecież spokrewnieni), ale i samego Zbawiciela.
Jakiś czas mnie zastanawiało, dlaczego Jan mówi o Jezusie (w dzisiejszym fragmencie dwukrotnie): „Ja Go przedtem nie znałem”. Byli krewnymi, musieli się znać. Zrozumiałam to dopiero, chodząc dłużej ze Słowem. Przecież, ochrzczona, też jestem rodziną Boga, ale już wiele razy, po przeżytych rekolekcjach, czy to ignacjańskich, czy lectio divina – wracałam do domu z myślą: Ja Go przedtem nie znałam. To znaczy: Ja Go przedtem TAKIM nie znałam, znów mi coś o Sobie odsłonił i zaczął mnie z tym oswajać…
Obecna w Ewangelii gołębica przypomina mi biografię samego Ojca Franciszka. Istnieją zapisy jego wspomnień, jakoby „latała” mu nad głową podczas Pierwszej Komunii Świętej. Może już wtedy zakiełkowało w Janie Chrzcicielu Jordanie – wówczas jeszcze dziecku – pragnienie, by nieść dobroć i miłość Zbawiciela światu i mówić innym to, co podczas tamtej liturgii usłyszał, skierowane po raz pierwszy wprost do niego: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”?
Gdy słyszę dziś te słowa, wypowiadane przez Jana Chrzciciela w Ewangelii, najpierw przelatują mi przez głowę fragmenty Starego Testamentu: baranka zamiast Izaaka Abraham złożył w ofierze; krwią baranka pomazano drzwi domów i to ochroniło Izraelitów w noc paschalną przed mieczem anioła; wspominana dziś w pierwszym czytaniu Pieśń o Słudze Jahwe opowiada, że On jak baranek szedł na zabicie i był niemy jak owca wobec strzygących ją (por. Iz 53,7). Takie były starotestamentalne zapowiedzi, figury.
A teraz – tu, w Ewangelii – jest rzeczywistość. I wszyscy mamy w niej udział. To Jezus jest prawdziwym i jedynym Barankiem Bożym, który gładzi grzech świata. On jest Zbawicielem i nie ma innego. To On ratuje wszystkich ludzi i daje im życie wieczne, oddając za nich swoje własne. Ale niczego nie robi bez nas, bo przecież od nas zależy, jakie będzie nasze człowieczeństwo. To my je budujemy, nadajemy mu kształt; inni także nam go jakoś nadają. To zadanie i obowiązek, powołanie i godność – nadać kształt swojemu człowieczeństwu. Zbawieni, odkupieni, obmyci we Krwi Baranka – przecież to jest o nas wszystkich…!
Bliskie mi jest dzisiejsze spotkanie Jana Chrzciciela z Jezusem. Podziwiam trafność rozeznania Jana, porusza mnie jak mówi: „To jest Ten”, o którego chodziło od początku. Odnalazł prawdziwego Mistrza, nie dał się zwieść nikomu innemu, a przecież nie brakowało wtedy różnych fałszywych zbawicieli. Lubię w biblijnym Janie Chrzcicielu to, że otwarty na znaki od Boga, był również człowiekiem trzeźwym, kierował się rozumnym rozeznaniem. Wierzę, że nieprzypadkowo wybrano go na chrzcielnego patrona dla Ojca Franciszka. Zwłaszcza od tegorocznego Adwentu (por. https://slowozjordanem.com/category/adwent-z-jordanem/), chociaż i wcześniej – obaj stali się dla mnie towarzyszami codzienności i patronami nie tylko przyjęcia Chrystusa za Mistrza, ale również rozeznawania, komu z ludzi mogę powierzać tę moją codzienność – poruszenia, myśli, sprawy, kłopoty: Bądź roztropny i ostrożny we wszystkim i powierz swoje wnętrze tylko temu, kogo Bóg chce! (DD I/180).
Oprócz znaku gołębicy, która przypomina mi się z życiorysu Ojca Jordana, Ewangelia podsuwa mi dzisiaj jeszcze jedno kryterium rozeznawania, wskazywane przez Jana Chrzciciela. Można je „przyłożyć” także do Franciszka Marii od Krzyża, unikającego skupiania innych na nim samym. Prawdziwy autorytet musi mieć w sobie odblask pokory Chrystusa – Baranka Bożego. Jordan powie: Pokora – pokora – pokora! O, co to za wielki skarb! (DD III/11). Jeśli ktoś domaga się przede wszystkim dla siebie chwały i poklasku, nigdy nie będzie autentycznym znakiem i nie stanie się autorytetem.
Będę szczera – osobiście bardzo potrzebuję wstawiennictwa ewangelicznego Jana Chrzciciela, a także Jana Chrzciciela Jordana, późniejszego Ojca Franciszka. Obaj umieli być głosem, znakiem; żyli po to, by wskazywać poza siebie. Trzeba dużej dojrzałości, by się nie pchać na pierwszy plan, zadbać o czystość intencji podejmowanych działań, codziennie „umierać” dla swoich wizji i oczekiwanych rezultatów. Trzeba dużej pokory, by zawsze pamiętać Komu się służy. Po niemal pół roku istnienia Słowa z Jordanem mogę to uczciwie i z zawstydzeniem przyznać – publikując wpisy, które okazują się przydatne również innym, wcale nie tak trudno „zafiksować się” na sobie…
W dalszym fragmencie Ewangelii Jana jest napisane, że ci, którzy usłyszeli wyznanie wiary proroka, idą za Jezusem. Idą, ponieważ Baranek wskazany przez Jana pociąga ich za sobą tym, Kim jest i jaki jest.
Podarowana wielu Jordanowa pasja właśnie na tym polega: Iść i mówić światu że Bóg jest i zbawia. Że On jest najważniejszy. Przeglądając się „w lustrze” Słowa można wreszcie oderwać wzrok od siebie. Nie jest to łatwe, ale jest zbawienne, bo pozwala spojrzeć na Baranka Bożego, patrzącego na nas. On sam uzdalnia, by o Nim opowiadać, dzielić się Jego mocą udzielaną ludziom, choćby w naszym wydaniu wydawało się to wciąż marne i niedoskonałe. Pasja Franciszka Marii od Krzyża mówi: daj się pociągnąć, On wypełni sobą wszystkie twoje braki, On cię umocni w trudach, w duchowej walce, nieobcej przecież Ojcu Jordanowi: Synu, otrzymałeś Ducha Świętego dla umocnienia; nie bądź zatem małoduszny! Bądź silny i nie lękaj się! (DD IV/23).
Ośmielę się napisać, że Założyciel SDS, nadając nazwę swojemu dziełu, dobrze wiedział, co to naprawdę znaczy: Towarzystwo Boskiego Zbawiciela. To „ci, którzy Barankowi towarzyszą, dokądkolwiek idzie” (por. Ap 14,4). Nad Jordan, na wesele w Kanie, do celników i grzeszników, na Górę, gdzie wszyscy są spragnieni nieustannej obecności Boga, ale i na Górę, którą poprzedza ogołocenie, ośmieszenie i rzeź; gdzie trwają przy Nim – do ostatniego tchnienia – tylko najwierniejsi. Jordan podkreślił to wyraźnie (i dosłownie) w przedostatnim wpisie w Dzienniku, niecałe siedem miesięcy przed śmiercią: Tabor – Góra Kalwaria (DD IV/39). Zresztą, właśnie tak było w życiu Ojca Franciszka, chodzącego z miłością i dobrocią Zbawiciela wszędzie i do wszystkich, umierającego w otoczeniu garstki najbliższych.
Franciszek Maria od Krzyża wiedział, że towarzyszenie Jezusowi jako Barankowi jest darem i wyzwaniem miłości. Tylko kochając można towarzyszyć drugiemu kosztem siebie samego. Tylko kochając można – jak Jan Chrzciciel z Ewangelii i Jan Chrzciciel z Dziennika – całe życie wskazywać na Baranka Bożego i ostatecznie oddać je dla Niego i wszystkich, którym On gładzi grzechy: Bracia, codziennie umieram dla waszego zbawienia (DD IV/39).
A co ze mną? Ile we mnie życia – dzień po dniu – dla Jego świętej sprawy? I ile umierania…?
*
Miałam piętnaście lat, gdy, śpiewając w parafialnej scholi, zapragnęłam się uczyć modlitwy słowami jednej z pieśni. Były i piękne, i trudne. I już wtedy nie dawały mi spokoju. Nie znałam wówczas Ojca Jordana i jego Towarzystwa. Dziś mam dwadzieścia lat więcej i – wdzięczna za poznanie Jordanowych synów i córek, raz po raz wspierana ich modlitwą i świadectwem wiary – nadal się uczę modlitewnego wypowiadania tych słów. Pięknych, trudnych i ciągle nie dających mi spokoju:
Boży Baranku, Boży Baranku
Daj mi życie ukryte w Twoim ciele,
Daj mi moc płynącą z Twego Ducha
Abym Cię uwielbiał
Daj mi swe Ciało, abyś od dziś Ty żył we mnie
Daj mi swą Krew, by było we mnie Twoje życie,
Abym Cię uwielbiał
Niech Twój oddech wypełni moje wnętrze,
Niech Twe słowa się staną źródłem mej nadziei,
Abym umiał pójść za Tobą,
Abym się nie lękał utracić życie.
Chcę nasycić Twe pragnienia moją małą miłością,
Zrań moje serce, abym kochał braci,
Abym umiał pójść za Tobą,
Abym się nie lękał utracić życie.
Dotknij moich rąk, abym okazywał miłość braciom,
Dotknij moich nóg, abym głosił Ciebie,
Dotknij mego czoła, abyś był jedyną moją Mądrością,
Abym umiał pójść za Tobą,
Abym się nie lękał utracić życie.
Jedna uwaga do wpisu “Codziennie umieram”