Zanim podejmiesz znaczące dzieło, które wydaje ci się najbardziej pożyteczne i dobre, zanim poświęcisz się temu zadaniu z całą mocą, zbadaj je jeszcze, przebywając przynajmniej kilka godzin na modlitwie przed Bogiem! Choćby nie wiem jak liczne były twoje prace dla dobra, spędź codziennie z dobrym Bogiem kilka godzin na skupionej modlitwie i rozmyślaniu albo na kontemplacji, aby zachować należne skupienie i ciszę lub je odzyskać.
DD I/65-66
To Jezus ich chciał. Tych Dwunastu. Takich, a nie innych. To Jezus chciał, by Jan Chrzciciel Jordan stał się Franciszkiem od Krzyża. Taki, a nie inny.
Dwunastu mężczyzn. Zwyczajnych. Być może wielu ludzi tamtych czasów uznałoby, że ktoś inny lepiej nadawał się na Apostoła niż ci, którzy zostali ustanowieni. A bo prości, bo z gwałtownym charakterem, albo z ciągotami do cudzych pieniędzy. Jezus mógł przecież wybrać tylu innych…
O Ojcu Jordanie też mówiono, że powołanie kapłańskie nie jest dla niego. Nawet jego mama była tego zdania. Bo charakter nie taki, bo bieda aż piszczy, bo jego zdolności, które dają się wykorzystać w inny sposób…
Ale Jezus dobrze wie, komu zaproponować: „aby Mu towarzyszyli”. Właśnie. Towarzyszyli. Grecki tekst dzisiejszej Ewangelii powie: aby byli z Nim (por. Mk 3,13-19).
Wszelki apostolat, tak ważny również dla Ojca Jordana, zaczyna się od bycia. Bycia z Jezusem. To jest sedno każdego powołania, które przyjmuje różne formy i podejmuje różnorakie zadania. Dla Apostołów – najpierw: „aby byli z Nim”, dopiero później: dzielenie się nauką Bożą i wypędzanie złych duchów. Dla Franciszka od Krzyża – najpierw noc w kaplicy przed Bogiem, potem aktywny dzień w posłudze braciom…
Pierwsze jest bycie. Dopiero z „bycia” można wyruszyć do głoszenia. Ojciec Jordan wiedział to doskonale, realizując dzieło ratowania wszystkich, zaczynał nie od przemierzania wielu kilometrów za „choćby jednym”, ale od przeżywania wielu godzin z Jedynym: Czyń Ty, co chcesz! (…) Oto jestem Panie, uczyń ze mną co tylko zamierzasz (DD I/146). W różnych notatkach Jordana znajduję, niezapisane nigdzie przez niego, napomnienie dla mnie: głosisz bycie, dzielisz się życiem przeżywanym z Bogiem, więc je tak przeżywaj…
Karm ich tym, czym żyjesz – powtarzałam sobie za Ojcami Kościoła, idąc na pierwszą w życiu katechezę, którą miałam przeprowadzić. Sporo już minęło od tamtego czasu, ale zasada Ojców wciąż obowiązuje. Dobrze, za sprawą dzisiejszej Ewangelii i Franciszka od Krzyża przypomnieć sobie, że to nie wypowiadanie słów z mocą, nie robienie cudów, nawet nie bycie blisko ludzi, ale bliskość Jezusa jest pierwszym, fundamentalnym i najważniejszym celem powołanych. Staram się tego uczyć w szkole, ale nic z tego nie ma, jeśli najpierw nie pozwalam Bogu nauczyć tego mnie: chodzi nie tyle o rozumienie i tłumaczenie, na czym polega kontakt z Nim, ile o osobiste doświadczenie tego kontaktu, który po prostu może być „niesiony” dalej; i chociaż z moim udziałem, to ostatecznie wcale nie moimi słowami, nie moimi siłami, nie moimi sprawdzonymi w katechezie metodami…
Może tak jest i z tym blogiem, zyskującym, ku mojemu zaskoczeniu, całkiem sporo Czytelników – przecież głosimy tylko to, czego jesteśmy blisko i mamy moc taką, jaką mają ci, którym towarzyszymy. A tutaj – wpis za wpisem – nie ma nic innego, jak towarzyszenie Ojcu Jordanowi, kroczącemu za Jezusem i powtarzającemu mi ze spokojem: Gdy po prostu jesteś tu i czynisz to, czego Bóg chce od ciebie, to najpewniej osiągniesz zbawienie swoje i bliźnich – z pomocą Bożą. (DD I/134). Odpowiadam mu czasem po cichu: Oby…
Tak się składa, że akurat dziś wypada kolejna rocznica śmierci Heleny Kmieć, wolontariuszki Wolontariatu Misyjnego Salvator, zamordowanej w 2017 roku w Boliwii. Tak, jak Apostołów z Ewangelii – to Jezus jej chciał. To Jezus jej chciał…dla nas. Wielu z poruszeniem opowiadało, ile wyjątkowego robiła dla Boga i ludzi. I wielu podkreślało, że – na wzór salwatoriańskiego Ojca – jej największa wyjątkowość zaczynała się w kontakcie jeden na jeden. To znaczy – tylko z Jezusem. Według wspomnień towarzyszącej Helenie w Boliwii wolontariuszki Anity, w tym właśnie kontakcie była, niedługo przed atakiem, bo przed snem zawsze czytała Pismo Święte. Helena na pewno znała Ojca Jordana. Może czytywała też Dziennik? Może, podejmując posługi na kolejnych placówkach misyjnych, odnajdywała się dobrze w słowach: Spójrz na Świętych Apostołów, jak przebiegali przez świat i nieśli wszystkim radosną Nowinę (DD I/138). Odnajdywała się, bo dobrze wiedziała, jakie jest pierwsze zadanie Apostoła – bycie z Nim.
Wypełniała je dzień po dniu. Od Libiąża po Cochabambę. Wypełniła…
I może dziś, nie tylko towarzyszący Jezusowi Ojciec Jordan, ale i towarzysząca im obu Helena Kmieć – uczą mnie apostolstwa zaczynającego się od bycia z Nim, wypełnionego modlitwą według słów: Na chwałę Bożą i dla zbawienia dusz chcę podjąć każdą ofiarę, owszem, nawet za cenę utraty własnego życia, aby rozszerzać i rozwijać Towarzystwo i działać w imię Pana, według celu Towarzystwa. Amen (DD I/192).

Od 8:15 Helena wraz z innymi śpiewa słowa Ojca Jordana z Dziennika Duchowego (por. DD II/1):
*
Udostępnione zdjęcia nie są moją własnością. Pochodzą ze stron: helenakmiec.pl oraz Tygodnika Niedziela.