Panie Jezu Chryste, weź moje życie i wszystko, co mam!
DD I/146
Dziś, na ostatniej prostej Adwentu, w Ewangelii wybrzmiewa rodowód Jezusa. Fragment i trudny, i piękny zarazem. Trudny, bo można odnieść wrażenie, że w kółko tylko imiona i imiona, które czasem ciężko nawet wymówić. Piękny, bo w tych imionach zapisane jest niepowtarzalne życie.
Ilekroć słucham tego Mateuszowego fragmentu (por. Mt 1,1-17) uświadamiam sobie, że każde imię to rzeczywiście jakiś zapis życia. Niepowtarzalnego życia, którego zapragnął sam Bóg i przez które – w taki czy inny sposób – się objawił. Zapis radości i szczęścia, cierpień i bólu. Każde imię to sukcesy i porażki, spełnienie i niespełnienie, chwile wzniosłe i chwile słabe. W każdym imieniu mieszczą się poszukiwania, zagubienia, a czasem błędy trudne do naprawienia. I z każdym imieniem związał się święty Bóg, biorąc wszystko, co się w nim kryje.
Jak widać w perykopie na dziś wielu ludzi i wiele spraw składa się na ziemską historię Jezusa. I naprawdę wiele znaczył i ciągle znaczy fakt, że On jest częścią historii i zarazem jej dopełnieniem.
Bo na końcu tej „litanii” imion, imion patriarchów i królów, poganek i prostytutek, ludzi prawych i nieprawych, wybrzmiewa Jego wyjątkowe imię. To „Jezus, zwany Chrystusem” nadaje głębię radości i szczęściu. To On sprawia, że cierpienia i ból nie są daremne. On rozświetla sens sukcesów i porażek, odsłania prawdziwe znaczenie spełnienia i niespełnienia. On jest celem poszukiwań. On ratuje z zagubienia i naprawia wszystkie błędy ludzi. On jest życiem, które rzuca światło na każde życie. On jest sensem tego, co miało tylko zwyczajny, ludzki sens, lecz także tego, co wydawało się wcale nie mieć sensu nawet po ludzku. To On pokazuje, że zmierzając do celu, wszystko to, co się dzieje po drodze jest ważne.
Piękna jest ta prawda o wcieleniu: Bóg przychodzi do rzeczywistości takiej jaka ona jest. On nie czeka na naszą świętość, przychodzi do takiego życia jakie ono jest. Dlatego można wierzyć bł. Franciszkowi Jordanowi, gdy się modli: Przyjmuję z Twoich rąk ochoczo wszystko, co mi ześlesz: radość czy opresję, życie czy śmierć. Wszystko niech będzie dla Ciebie, Panie Jezu Chryste, i dlatego by się mogły spełnić moje zamierzenia i moja tęsknota, które nie są skryte przed Tobą. Amen. (por. DD I/152*). Naprawdę takie właśnie jest ludzkie, niepowtarzalne życie.
W ubiegłych Adwentach z Jordanem pisałam już, przy okazji tej Ewangelii, o jego przodkach. Próbowałam odtwarzać jego historię, liczyć pokolenia, zapamiętywać imiona. Mama Notburga, tata Lorenz, bracia Martin i Eduard, dziadek Franz, co narobił długów, jakaś szwagierka z dzieckiem… Ale okazuje się, że nie to było najważniejsze. Oczywiście, było ważne, bo każda z tych osób znalazła się na drodze powołania bł. Franciszka Jordana i miała swoje znaczenie. Każda ludzka historia ma znaczenie, bo jakoś prowadzi do tego, co najważniejsze. A najważniejsze to zrozumieć, że skoro Bóg przyszedł na świat w ludzkiej rodzinie, która też miała swoją, nie w każdym miejscu chwalebną historię, to znaczy, że On naprawdę chce mieć (i ma) miejsce pomiędzy nami. Naprawdę jest Emmanuelem – Bogiem z nami. Jednorodzony Syn Ojca Przedwiecznego jest naszym Bratem. I faktycznie takie właśnie jest Boże pragnienie, jak zapisał sobie Jordan w Dzienniku: Moje dziecko, daj mi twoje serce, pozwól mi samemu panować w tobie! Chcę być Twoim życiem (por. DD I/13).
Dlatego właśnie ludzka historia staje się historią zbawienia.
Dlatego nasze życie jest niepowtarzalne.
Bo związał się z nim na zawsze jedyny Bóg, Zbawiciel świata.
*
Grafika użyta we wpisie: Justyna Hlibowska, projekt wykonany w ramach inicjatywy Mam okienko, realizowanej w Adwencie na Instagramie [@mamokienko].