O niewysłowiona Tajemnico, o wielka Łaskawości, o Pokarmie szlachetnych, o Niepokalany, Ty, od grzeszników Oddzielony, Ty, mój Panie i mój Boże! Ty przyjdziesz do mnie. O moja Miłości!
DD I/149
To jest piękne połączenie – Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, rocznica urodzin bł. Franciszka Jordana (16.06.1848 r.) i wciąż trwający rok dziękczynienia za jego beatyfikację. Tak, to wszystko dzieje się dziś.
Uśmiecham się nucąc sobie cicho: „Pan idzie z nieba pod przymiotami ukryty Chleba, zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi” i wyobrażając sobie małe Gurtweil, w którym nigdy nie byłam, gdzie urodził się Jan Chrzciciel Jordan. Te „zagrody” jakoś mi pasują: „Jordanowie w Gurtweil nie należeli nigdy do majętnych i w przeszłości nie wyróżniali się niczym szczególnym. Byli przeważnie biednymi rolnikami lub wyrobnikami” – tyle z biografii bł. Franciszka od Krzyża. Wiemy jeszcze, że ich mały domek, ”pokryty strzechą słomianą i przedstawiający się bardzo biednie” znajdował się między gospodą „Pod Jeleniem” (co za nazwa) a pocztą, obok młyna i tartaku, przy ulicy wiodącej do rzeki, nazwanej dziś „ulicą Ojca Jordana”. Jakoś dobrze mi o tym z wdzięcznością pomyśleć w drodze ulicami mojej, też niespecjalnie wielkiej miejscowości, podczas procesji Bożego Ciała. Przypominam sobie, przez te mniej więcej dwie godziny, że prosząc Jezusa w Najświętszym Sakramencie o błogosławieństwo naszej codzienności zaświadczamy, że nasze życie jest z innego porządku, że wezwani jesteśmy do wielkich rzeczy. Jakby przy okazji, tzw. przypadkiem, zerkając do biografii bł. Ojca Jordana natrafiam na zdanie: „Na tym właśnie synu, Janie, spoczęła szczególna łaska Boża powołując go do wielkich rzeczy”.
W Ewangelii na dziś (por. Łk 9,11 b-17), chociaż słuchamy o cudzie, da się też zauważyć jakąś taką zwyczajność. Jest bieda, bo są głodni ludzie i mało jedzenia. I jeszcze: „Wy dajcie im jeść” – absurdalna propozycja dla apostołów, jeśli skoncentrować się jedynie na jej treści, pominąwszy Autora. Częstowanie głodnych tłumów pięcioma bochenkami chleba i dwiema rybami? Nierealne, tak jak nierealna wydawała się na drogach ubogiego Gurtweil kapłańska przyszłość jednego z mieszkańców, któremu w dzieciństwie wystarczyć musiała „nędzna izdebka na poddaszu, pozbawiona prawie okna” i dzielona z dwoma braćmi, a u początku działalności Towarzystwa Boskiego Zbawiciela – jedna mała kaplica w Domu św. Brygidy na Piazza Farnese, dzielona z dwoma współbraćmi…
Jezusowe słowa do apostołów: „Wy dajcie im jeść” brzmią dziś dla mnie jak urodzinowe życzenia dla młodego Jana Chrzciciela Jordana, w którego sercu rodzi się powołanie kapłańskie. Owszem, życie stawia mu konkretne wymagania, którym już za młodu musi sprostać, ale ufność w Opatrzność Bożą, której się uczy pośród trudności, pokazuje mu, że Bóg nie robi z życia szkoły przetrwania. Raczej zależy Mu na tym, aby serce i rozum odnalazły w Nim jedyne i realne zabezpieczenie ludzkiej egzystencji. Bł. Jordan to jakoś odkrywał – jeśli uda się nakłonić naszą wolę do posłuszeństwa Jezusowym słowom, zdarzają się cuda – raz to bogactwo dwunastu koszów z ułomkami, a innym razem – bogactwo pasji, według której: Moim pokarmem jest poddanie całego świata Jezusowi Chrystusowi! (por. DD I/193) i dar posługi międzynarodowej wspólnoty, co się zaczęła od trzech osób.
W te 174 urodziny bł. Franciszka Jordana Ewangelia akcentuje coś, co on zaświadczył całym swoim ziemskim życiem: Bogu podoba się posługiwać biedą i brakiem, które są udziałem człowieka. Jezus chce posłużyć się nami takimi, jacy jesteśmy. Wystarczą Mu zupełnie nasze chleby. Wykorzysta nasze ryby. I sprawi, że także poprzez nas – i z naszymi niedostatkami – Kościół skutecznie będzie niósł ludzkości pożywienie na pustkowiu. Oby tylko, jak Błogosławiony, wskazywać na Mistrza, który ma Pokarm Nieśmiertelności: Ty przyjdziesz do mnie… Zasada dla każdego taka sama, jak w Ewangelii: niosę to, co uprzednio jest mi dane od Niego: „dawał uczniom, by podawali ludowi…”
Ciągle trwający rok dziękczynienia za beatyfikację Jordana prowokuje pytanie, kluczowe na dziś: Czym jest Eucharystia? Słowo to oznacza „dziękczynienie”. Skądś pamiętam takie zdanie: „Jezus wziął chleb, który jest symbolem Jego życia, i dziękował”. Czyli ofiara, którą zanosimy, jest ofiarą dziękczynną, przemienianiem naszego życia w dziękczynienie. A przecież, przynajmniej od roku w kontekście beatyfikacji właśnie to próbujemy robić! Po to jest ten rok dziękczynienia, aby nasze życie było dziękczynieniem. Oczywiście, można wszystko zamknąć w cyklu konferencji, koncertów, konkursów i innych pięknych inicjatyw związanych z bł. Jordanem. To też jest cenne. Można po prostu więcej mówić o Błogosławionym, albo robić wpisy na blogu takim, jak ten. Ale przecież nie tylko o to chodzi, tak jak Boże Ciało nie sprowadza się tylko do procesji, ołtarzy, orkiestry i dzieci sypiących kwiatki. To wszystko ma swoje znaczenie, ale przemienianie życia w dziękczynienie zaczyna się gdzieś wewnątrz, w bardzo intymnej przestrzeni serca ogarniętego przez Miłość, która człowieka, wychodzącego z kościoła na ulice miast, umiłowała pierwsza. Umiłowała tak bardzo, że aż daje się ludziom spożywać. Bóg przyszedł w Ciele i Krwi, zmartwychwstał, pokonał naszą ludzką biedę, przemienił codzienność. Codzienność każdej małej wioski, którą dziś wędruje, każdego miasta w którym kroczy po roztapiającym się od upału asfalcie przypominając, że nie ma takiego głodu, ani takiego pragnienia, którego On nie mógłby nasycić. I nie ma na świecie człowieka, którego On nie objąłby swoją świętą, zbawczą wolą nasycenia…
Może w te, wypadające w tym roku w uroczystość Bożego Ciała urodziny modlącego się godzinami przed Najświętszym Sakramentem bł. Franciszka Jordana chodzi o to, by idąc dziś za Jezusem w monstrancji – w gruncie rzeczy – zatrzymać się? Błogosławionemu, tam w niebie, już nie są potrzebne życzenia. Nam – tak. To my, bardziej niż on, potrzebujemy wdzięczności w tym roku dziękczynienia. A najlepiej ją wyrazić jak Błogosławiony – zaglądając Bogu w oczy. Z milczącym zachwytem i adoracją, które wyrażą wszystko, na co braknie nam słów.