Bardzo was kocham i jestem gotów umrzeć za was wszystkich.
Kapituła, 20.04.1894

Gdyby nie łaska usłyszenia tych słów, być może nie byłoby dzisiaj Słowa z Jordanem. Wszystko stało się przez to jedno zdanie. Tyle piękne, ile trudne. Ciągle będące wielkim darem i równie wielkim wyzwaniem.

Choć bł. Franciszek od Krzyża napisał niejedno o miłości, nie umiałam skojarzyć z dzisiejszą Ewangelią innych jego słów. Gdy sam Jezus mówi o tym, że nie ma większej miłości niż oddać życie za przyjaciół (por. J 15, 9-17), chętnie „przenoszę się” na tamtą kapitułę sprzed ponad stu dwudziestu lat, na której Jego słowa „zdarzyły się” w życiu konkretnego człowieka. On też miał swoich uczniów – przyjaciół. Też chciał dla nich tego samego: by wytrwali w miłości Boskiego Zbawiciela. I jak On – całym sobą pokazał im, że to możliwe.

To uderzające w dzisiejszej Ewangelii: Jezus daje ludziom miano przyjaciół niejako na kredyt. Nie czeka, aż zasłużymy na to, by nazwać nas przyjaciółmi. Najpierw tak nas nazywa i pozwala nam się tak czuć. Zastanawiam się czasem, jak się poczuli współbracia bł. Franciszka wtedy, gdy usłyszeli jego zapewnienie o miłości „na śmierć”? Jak bardzo musiało ich to poruszyć, skoro mnie, „niesalwatoriankę” i to ponad sto lat później – te słowa w zasadzie zwaliły z nóg? Oni znali go przecież osobiście, słuchali regularnie, widzieli gesty i zachowania, po prostu żyli z nim! Wiedzieli, że nie w głowie mu były wzniosłe, lecz nic nie wnoszące deklaracje. Wiedzieli, że nie rzucał słów na wiatr i nie był jakimś słownym manipulatorem. Własnymi oczami patrzyli, jak szukał jawnie mądrości w modlitwie i jak płonąc gorliwością o dobro i walcząc w duszy, przemieniał ją w czyn (por. Syr 51, 13-20).  Nie mówił nic, do czego by się nie przekonał trwając przed Bogiem. I to Jemu pierwszemu wypowiadał słowa, które potem – dla wielu – stawały się głosem osobistego powołania: Na Chwałę Bożą i dla zbawienia dusz chcę podjąć każdą ofiarę, owszem, nawet za cenę utraty własnego życia, aby rozszerzać i rozwijać Towarzystwo i działać w imię Pana według celu Towarzystwa. Amen (por. DD I/192).

Skąd Błogosławiony miał ten dar? Tę poruszającą zdolność wypowiadania słów, którym się wierzy? Może stąd, że kawał życia się modlił, aby być w mowie ujmującym, jak jego patron św. Franciszek (por. DD IV/36; 24.4.1916 – notatka dwa lata przed śmiercią!). To jest owoc trwania. Trwać może tylko ten, kto naprawdę kocha. Po trwaniu sprawdza się siłę miłości. Po trwaniu widać, ile znaczą słowa, które wypowiadamy. Towarzystwo będzie trwać dzięki miłości! – mówił bł. Jordan swoim współbraciom (Kapituła, 7.10.1898).  

Chcę spytać jeszcze: skąd bł. Franciszek miał siłę do wypowiedzenia całego tego zdania o kochaniu i umieraniu? Bo o ile pierwszą część da się wypowiedzieć nawet całkiem swobodnie, o tyle ta druga może ciężko przechodzić przez gardło. Oddać życie – to wyraz największej miłości. Gdy miłość domaga się ofiary całkowitej, weryfikują się wielkie i piękne słowa. Jak pokazują ostatnie dni, naznaczone wojną, w której wielu już zginęło za przyjaciół, najważniejsze wciąż pozostaje to: czy będziesz w stanie przenieść Ewangelię Jezusa w swoje codzienne życie?

Jezus wiedział co mówi i chciał to powiedzieć, bo dając się ukrzyżować wiedział, ile kosztuje ofiara. A bł. Ojciec Franciszek wiedział co mówi i chciał to powiedzieć, bo będąc od Krzyża wybrał najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa (por. Flp 3, 8-14) i Jego bezcennej Ewangelii. W niej miłość na zawsze okazuje się silniejsza niż śmierć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s