Panie, niech się stanie Twoja wola po wszystkie wieki.
Amen.
DD I/147
Daje mi do myślenia, że dzisiejsza Ewangelia jest „włożona” pomiędzy dwa te same fragmenty słowa Bożego. No bo wczoraj było o spotkaniu Maryi i Elżbiety i jutro też będzie. A dziś – powtórka ze zwiastowania.
Skoro tak się przedstawia sytuacja, to „spotkajmy” te fragmenty. Zwiastowanie i nawiedzenie. Są przecież tuż obok, jedno jest kontynuacją i też konsekwencją drugiego. No i opowiadane z tą samą, Łukaszową wrażliwością.
Obie kobiety – Maryja i Elżbieta – będą się cieszyły potomstwem, chociaż po ludzku ich macierzyństwo jest trudne do pomyślenia. Jedna – podeszła w latach, a poza tym uchodzi za niepłodną. Druga – młodziutka i nie zna pożycia z mężem. Ale – jak zapewnia dzisiejsza Ewangelia: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” (por. Łk 1, 26-38).
Czy Maryi albo Elżbiecie mogło przejść przez głowę: „nie nadaję się”? Pewnie, że mogło. Obie jednak decydują się zdać na Słowo, które się spełnia w ich życiu, choćby to życie wydawało się jeszcze niegotowe albo już niezdolne do urzeczywistnienia Bożych zamiarów. Jest zaproszenie, jest decyzja: „niech mi się stanie”. I nie bez powodu w Ewangelii pozostało, że Maryja się zmieszała, a Zachariaszowi odebrało mowę. Bo decyzja kosztowała swoje.
Słysząc u św. Łukasza: „Niech mi się stanie według Twego słowa”, mam przed oczami – właściwie kilkustronicowy – fragment Dziennika Duchowego, w którym bł. Franciszek parę razy zapisał takie słowa, układając różne modlitwy do Boga. Są daty i miejsce – to Rzym, 1878 roku. W Rzymie bł. Franciszek się wówczas uczył, przebywał w kolegium Campo Santo. Został tam uznany za lingwistyczny talent, który „prędzej czy później stanie się ozdobą instytucji”. Planował naukę języków orientalnych i wiązano z nim duże nadzieje. On też miał duże nadzieje – ale na coś innego, bo wielkie pragnienie ratowania wszystkich nie dawało mu spokoju. W Dzienniku, pod datą 17 października bł. Jordan zanotował sobie: Panie Jezu Chryste, weź moje życie i wszystko, co mam!, nazywając siebie biednym grzesznikiem (por. DD I/146). Kilka dni później, w życiorysie, który składał u rektora kolegium napisał: Mam nadzieję, że Bóg Wszechmogący udzieli swemu niegodnemu słudze tej łaski, że dla Jego chwały i dla zbawienia dusz będzie mógł wkrótce więcej zdziałać.
To właśnie wtedy w jego osobistych notatkach co rusz pojawiało się wezwanie: Niech się stanie Twoja wola (por. DD I/146-147). Pisząc sobie te słowa podkreślał, że mały sługa słucha. Tak, jak słuchała młodziutka Służebnica Pańska z Nazaretu.
Te notatki w Dzienniku mają swoją przyczynę. Po prostu bł. Franciszek cały czas rozeznawał powołanie dzieła apostolskiego. Przyjeżdżając do Rzymu nie zdradzał do końca swoich motywów innym, ograniczając je do tego zdawkowego: wkrótce więcej. Szerzej mówił – jak widać w notatkach – tylko Bogu na modlitwie. I czynił to z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, jak Maryja nie znająca męża i jak Elżbieta, co uchodziła za niepłodną. Wszyscy święci Boży, módlcie się za mną grzesznikiem! Wy, święci Męczennicy Wiecznego Miasta, którego ziemi nie zasługuję dotykać, módlcie się za mną, abym waszymi śladami podążał wiernie. Amen (por. DD I/146-147). O Panie, dlatego tłumię tę myśl (uzup.: o założeniu) i nie czynię tego, co tak chętnie uczyniłbym dla Twojej chwały, aby pewnie rozpoznać Twoją wolę. Czyń Ty, co chcesz! Niech się stanie Twoja wola! Oto jestem Panie, uczyń ze mną, co tylko zamierzasz.
Skoro mowa o tłumieniu to znaczy, że w pragnieniach towarzyszyło mu zmaganie, walka, pewnie ta świadomość niewystarczalności, niegodności. Zresztą, usłyszał przecież bł. Jordan od innych, że on się do takich dzieł po prostu nie nadaje. I bez fałszywej pokory przyznawał, że owszem, Pan Bóg już tak ma, że do realizacji swoich zamiarów posługuje się ludźmi niewłaściwymi – zdaniem wielu, albo według własnej opinii. Takimi, co potrafią o sobie powiedzieć: bardzo żałosne stworzenie (por. DD I/50), ale zdołają nie wykluczyć, że mogą być wybrańcami Boga: U Boga jest tak: Gdy On chce czegoś udzielić swoim wybrańcom, to daje im wielkie pragnienie, aby przez tęsknotę i modlitwę przygotować ich na przyjęcie Jego darów (por. DD I/151). Taki jest On naprawdę. Taka jest prawda małego Nazaretu i małego Gurtweil. Bóg wybiera i przygotowuje tych, których ma…
W ten sposób – razem ze wszystkim, z całą prawdą o sobie – bł. Franciszek sprecyzował co i jak: O Jezu, dla mnie ukrzyżowany! O Ojcze, moje Wszystko, o jedno Cię proszę, o jedno tylko, Wszechmocny Panie, oto moje pragnienie: Żebym mógł uratować wszystkich! (por. DD I/149). Tak się budziła jego pasja, tak się rodziło dzieło apostolskie, co do którego uzyskał moralną pewność z początkiem 1880 roku. Z końcem 1881 (8 grudnia), w towarzystwie tej samej co dziś Ewangelii, przy Maryi mówiącej: „Niech mi się stanie” – dzieło powstaje…
Nie wiem jak Wam, ale mnie, w tej końcówce Adwentu, bardzo potrzeba jeszcze raz usłyszeć, że naprawdę każdy może przyjąć Syna Bożego. Że dla Niego nie ma jeszcze niegotowych i już niezdolnych. Że On zawsze wybiera tych, których ma.
Chyba i z tego wzięła się pasja bł. Franciszka, by uratować wszystkich. By do każdego przyjść i jak zwiastujący anioł powiedzieć: Nie bój się. Bóg i w Tobie chce zamieszkać. Po wszystkie wieki.
Błogosławiony Ojcze Franciszku , módl się za nami, byśmy – w swoich i nie swoich oczach uchodzący za niewłaściwych, pozwolili uznać się wybranymi w oczach Boga. Amen.