Ach, miłosierny Ojcze, miej miłosierdzie dla ludzkości! Spójrz, Twój umiłowany Syn umarł przecież za nią!
O skieruj jednak błądzące owce z powrotem na właściwą drogę, którą opuściły!
DD I/13
Jak wam się zdaje? Czy nie jesteście dla Mnie godni szaleństwa i ryzyka, z którymi wiąże się poszukiwanie was? Czy wiecie, że nie jesteście tylko niedokładnością w rachunkach? Że nie ma tu mowy o „granicach błędu statystycznego”? Czy wiecie, że dla Mnie jesteście jedyni i bez was nic nie będzie takie samo?
Tak wybrzmiewa mi dziś przypowieść o zagubionej owcy, opowiadana przez Jezusa w Ewangelii według św. Mateusza (por. Mt 18,12-14). I znowu słowo Boże głębiej odsłania sens pasji bł. Franciszka od Krzyża Jordana, dla którego liczył się choćby jeden tylko (por. DD II/1), jak ta jedna owca ze stu, co się zabłąkała.
Założenia Jordanowego dzieła, które mocno podkreślają, że na żadnego człowieka nie można machnąć ręką mają ewangeliczne, czyli Jezusowe „podłoże”. Bo to On pierwszy powiedział, że o nikim nie zapomni, że nie pogodzi się nawet z pojedynczą stratą. I że zrobi wszystko, by do niej nie dopuścić. Nawet… umrze.
Bł. Franciszek od Krzyża bardzo pasuje mi do tego „kogoś” w Ewangelii, kto poszedł szukać jednej zagubionej owcy, zostawiając dziewięćdziesiąt dziewięć. Nie tylko dlatego mi pasuje, że odsiedział swoje nad mapami, by zaplanować i odbyć liczne podróże misyjne, że zakładał coraz to nowe placówki swojego zgromadzenia, wychowując do niesienia miłości i dobroci Zbawiciela wszelkimi sposobami i środkami; że mówiąc kolokwialnie: łatwo nie odpuszczał. Kojarzy mi się z zatroskanym pasterzem przede wszystkim dlatego, że umiał iść do przodu, ale i umiał zawracać. Umiał przyspieszyć kroku i umiał zwalniać – jeśli tylko podejrzewał, że gdzieś jeszcze błąka się ten choćby jeden tylko, któremu nie można, wbrew woli Ojca, pozwolić zginąć.
Co to właściwie znaczy „szukać zagubionej owcy”? Trzeba przejść jeszcze raz tę trasę, którą szło się do tej pory (czas) i przeczesać wszystkie najbardziej niebezpieczne miejsca (ryzyko). Trzeba zrekonstruować sobie w wyobraźni wszystkie drogi, którymi mogła odejść (wrażliwość). To jest trudne. Wymagające. Czasochłonne. Z niejedną sprawą trzeba się w takiej sytuacji przeorganizować.
Biorąc pod uwagę warunki w jakich przyszło bł. Franciszkowi rozeznawać, a potem realizować powołanie kapłańskie można by powiedzieć, że na własnej skórze doświadczał sytuacji, gdy blisko pasterza trzyma się raczej mniejszość: A ty, Germanio, dlaczego przeciwstawiasz się swemu Bogu, dlaczego wstydzisz się, Jego droga Oblubienico? – takie są pierwsze notatki Dziennika (por. DD I/1), które robił sobie mając zaledwie dwadzieścia siedem lat. Tylko trochę dalej czytamy: Nie smuć się, gdy świat cię nienawidzi, ponieważ on jest wrogiem Boga! Nie płaczcie, gdy dzieci tego świata was prześladują, lecz płaczcie dlatego, że one nie znają Pana! (por. DD I/3); O Ojcze, spójrz, czuję się jak sierota na pełnym niebezpieczeństw pustkowiu, które przemierzają dzikie zwierzęta! (por. DD I/10).
Jeśli takie były warunki do podejmowania dzieła ewangelizacji, to znaczy, że szukanie zagubionych jest sprawą tyle trudną, ile pilną. Że wymaga bardzo dużej staranności i głębszego rozeznania. To nie dające mu spokoju, rosnące przez lata apostolskie pragnienie było próbą odkrycia, jak skutecznie szukać zagubionych owiec. Fakty mówią same za siebie – łatwo nie było i nie jest. Bo przecież i teraz zdarza się, że sami pasterze kręcą się w kółko, nie wiedząc, kogo ratować, za kim i w którą stronę się udać, bo ciągle więcej zagubionych niż odnalezionych…
Po prawie dwunastu latach w katechezie młodzieży ze szkół ponadpodstawowych mogę powiedzieć, że coraz lepiej rozumiem walkę duchową bł. Franciszka od Krzyża. Chwilami współodczuwam jego kryzysy. Bo czasem ta dezorientacja jest bardzo przygnębiająca, a świadomość tego, ile jeszcze trzeba zrobić, może wręcz paraliżować. Dziękuję Błogosławionemu dzisiaj, że kiedyś powtarzał sobie: moc dobrego dzieła leży w wytrwałości (por. DD II/57). Powtarzam to za nim ciągle ucząc siebie, że najważniejsze jest, żeby nie stracić nadziei i wiary w sens tego, co się robi. Żeby nie zrażać się faktem, iż za naszego życia zagroda nie będzie pełna. Jedyne, co można zrobić to krok po kroku, osoba po osobie – szukać. Cierpliwie szukać. Jak w Dzienniku Duchowym: Szukaj mojej Chwały, szukaj zbawienia bliźniego! (DD I/192).
Czy tak się w ogóle da? Da się – jeśli się pamięta, że On – Jezus Chrystus, Zbawiciel świata – nie przyzwyczaja się do straty. Nie godzi się na to, żeby choć jedna z owiec pozostała sama. On się nie boi ryzyka. Nie szkoda Mu sił i czasu na poszukiwanie kogoś, kogo przecież Opatrzność Boża stworzyła (por. DD I/185). Gdybyśmy zrozumieli to Jego działanie, gdybyśmy pojęli Jego pasterską postawę „gromadzenia swoim ramieniem” (por. Iz 20, 1-11), stalibyśmy się zupełnie inni. Zaczęlibyśmy myśleć Ewangelią. I bylibyśmy pewni, że żadne nasze zagubienie nie będzie końcem. W taki czy inny sposób On po nas przyjdzie, gdziekolwiek będziemy. Czemu to nam ciągle tak mało mówi o nas samych…?
Jezu Zbawicielu świata, pomóż nam zrozumieć, że jesteśmy jedyni dla Ciebie – Jedynego.
Błogosławiony Franciszku od Krzyża, cierpliwie szukający zagubionych, wstawiaj się za nami, byśmy pozwalali się znaleźć samemu Bogu.
.