Uważajcie, aby dobrzy nie doznali szkody od zobojętniałych!
Kapituła 17.12.1897
Też był Adwent, kiedy bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan skierował powyższe wezwanie do swoich współbraci. Teraz, po tylu latach, w rozpoczynającym się kolejnym Adwencie znów chcę posłuchać co ma do powiedzenia. Znów chcę w jego towarzystwie (i Towarzystwie ;-)) słuchać Tego, Który był, Który jest i Który przychodzi (por. Ap 4,8).
To nie jest mój (nasz) pierwszy Adwent z Jordanem. Ale ten – rozpoczynający się dziś – jest pierwszym z błogosławionym Jordanem. Przeżywany w roku dziękczynienia za jego beatyfikację, podpowiada słowo – klucz na ten „święty czas oczekiwania”. Drogowskaz na adwentową drogę. Jak mówił sam bł. Franciszek od Krzyża: Przede wszystkim wdzięczność (Kapituła z 28.06.1901).
Wdzięczność nie jest łatwa. Aby była prawdziwa i trwała domaga się tego, co podkreśla się w Adwencie: czujności. Uważne i czułe serce nie przegapi dziejącego się dobra i nie zatrzyma go dla siebie, lecz z błogosławioną lekkością pośle je dalej. Jak Emmanuel – „Bóg z nami”, który przyszedł do wszystkich…
Myślę, że bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan, żyjący ze Słowem i według Słowa, umiał przeczytać dzisiejszy Łukaszowy opis tak, żeby się zachwycić, a nie przerazić. Choć słychać tutaj o trwodze bezradnych, o strachu tak silnym, że powoduje omdlenie i o tym, że wydarzenia zagrażać będą ziemi, a moce niebios zostaną wstrząśnięte (por. Łk 21,25-28.34-36), uspokaja mnie, że towarzyszy mi w lekturze Słowa człowiek, dla którego stworzenie poddało całą kulę ziemską Jego wszechmocy mianowicie wszystkich obecnych i przyszłych ludzi jego panowaniu (por. Pakt między Wszechmogącym, a Jego najmniejszym stworzeniem, DD I/202-204).
Dobrze pamiętam, że błogosławiony Ojciec zanotował sobie ten tekst po jakimś kryzysie, czyli – idąc „pod rękę” z Ewangelią – po doświadczeniu bycia w potrzasku. On sam – bł. Franciszek Maria od Krzyża – był i jest niezaprzeczalnym dowodem wcielenia w życie Jezusowego wezwania z dzisiaj: „Módlcie się w każdym czasie” (Módlcie się, módlcie się i nie przestawajcie się modlić – DD III/34), co potwierdza choćby jego pochylona wiele godzin przed Tabernakulum w kaplicy sylwetka, według współbraci: kazanie bez słów. Zresztą, on nie tylko upominał innych: Uważajcie abyście nie dawali złego, niszczącego przykładu! (Kapituła 13.05.1898), ale i zaświadczył całą swoją prostą codziennością, że da się nie dopuścić do ociężałości serca, która innych narazi na ludzką obojętność. Że można się „nie obżerać”, czyli być wolnym od łapczywego rzucania na rozmaite dobra i gromadzenia ich tyle, że aż „wychodzą bokiem”. Że można być wolnym od „pijaństwa”, czyli od skłonności do uciekania od problemów. Że po prostu – warto i trzeba brać się za barki z życiem takim, jakie ono jest. Przecież tak właśnie upłynęło siedemdziesiąt lat jego ziemskiej wędrówki, w której nie brakowało ani trosk doczesnych, ani świętego czasu troski o niebo – nie tylko dla samego siebie (Twoje życie jest w niebie! Pozostań więc na ziemi, aby szerzyć chwałę Bożą i zbawienie dusz! -DD I/143).
Bł. Franciszek Maria od Krzyża nie udawał, że porządek świata, który buduje sobie człowiek, jest niezniszczalny. Miał na koncie niejedno doświadczenie planów, które wzięły w łeb. I raz po raz odkrywał, że gdy wszystko się wali, wtedy nadchodzi czas ufności i wiary w którym – mimo wszystko – można znaleźć powód do radości i odwagi do tego, aby nie spocząć (por. DD II/1). Umiał iść odważnie z podniesioną głową wiedząc, Kto za nim stoi, bo najpierw przed Nim głowę pochylał. Pośród bólu, jakiego niejednokrotnie doznawał, wierzył w radość, której „nikt nie zdoła odebrać” (por. J 16,22). Zdawał sobie sprawę, że każdy dzień przybliża go do Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. Tak się chyba uczył, że kto strzeże darów Bożych otrzymywanych w życiu, ten już uczestniczy w wiecznych tajemnicach Boga.
Poruszona od jakiegoś czasu życiem i dziełem bł. Jordana mogę uczciwie powiedzieć: niełatwo tak żyć. Ale – błogosławiony Ojcze Franciszku, skoro jesteś, skoro dałeś mi się poznać, skoro przezwyciężyłeś moją obojętność na Ciebie, to już nie mam prawa powiedzieć – nie da się tak żyć.
Nie tylko w roku dziękczynienia się nad tym zastanawiam – jak dziękować za to jego świadome, uważne, skupione przeżywanie własnego powołania, swoich obowiązków i zadań, również pośród trudów i ran? Przecież o to właśnie chodzi w mądrym przeżywaniu Adwentu – czasu oczekiwania nie tylko na Boże Narodzenie ale i na paruzję. Jak dziękować za tę jego dojrzałą wiarę, która uczyła i uczy stawać frontem do rzeczywistości i w obliczu ziemskiego końca? Jak – patrząc na jego błogosławiony wzór – nie zapomnieć, że poważne i odpowiedzialne życie zawsze ma wbudowaną tę perspektywę?
Powtarzam raz jeszcze Jordanowe wezwanie na tegoroczny Adwent: Przede wszystkim wdzięczność i uświadamiam sobie coś bardzo ważnego. Nie tylko na najbliższe, adwentowe dni. Gdybyśmy nie stawali w obliczu końca, nic nie znaczyłoby tyle, ile znaczy.
Błogosławiony Franciszku od Krzyża, całe Twoje życie poświęcone Bogu pokazywałeś, ile my znaczymy dla Ciebie. Módl się za nami, byśmy z łaską nadchodzącego Zbawiciela odkrywali jak wiele Ty znaczysz dla nas!