Błogosławieństwo ojca podpiera domy dzieci (Syr 3,9).
DD II/9*

Mówili, że to będzie dziś – 16 października. Podano nawet godzinę – 9.30. Poświęcenie placu budowy i symboliczne wbicie łopaty, zapowiadające, że krakowski Dom Słowa będzie się rozrastał. Zgodnie z wolą Sługi Bożego Ojca Franciszka Jordana – ku chwale Bożej i dla zbawienia dusz.

Będę w tym czasie w pracy. Jeszcze normalnie, w sali lekcyjnej jednego z liceów, 180 km od Krakowa. Akurat będzie pięć minut przerwy. Pewnie otworzę okna, zdezynfekuję miejsca dla kolejnych uczniów i robiąc to, co do mnie należy, gdzieś w środku ucieszę się już konkretnie rozpoczynającą się rozbudową. Nie raz słyszałam, że Dom Słowa budowany jest także modlitwą tych, którzy w nim przebywali i przebywają. A więc, chociaż nie usłyszę wbijania tej łopaty, jakoś tam „będę”. Może po prostu zawsze jakoś „jestem”? Dobrze to wiedzieć teraz, gdy znowu dotyka mnie czas wstrzymywania podróży, konieczność odwołania zaplanowanych sesji czy rekolekcji, nauczanie zdalne i jak dotąd nie ogłaszana w moich stronach – strefa czerwona. Zdjęcie użyte w dzisiejszym wpisie wie, o co chodzi. Pamięta lockdown i tęsknotę za tym Domem, choć wówczas z konieczności zamkniętym – z czułością gromadzącym nas wszystkich – przyklejonych do laptopów i smartfonów w oczekiwaniu na „Słowo na jutro”, albo na kolejną konferencję rekolekcji w godzinie próby…

Nie da się ukryć – wciąż trwa ta godzina próby. Ale w Domu Słowa nauczyłam się, że ponadczasowa Ewangelia radzi sobie z każdą godziną życia człowieka. Słucham dzisiejszej i uśmiecham się: „Nie bójcie się: Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” – mówi Jezus (por. Łk 12, 1-7). I wiem, że również dlatego zaczyna się rozbudowa Domu. Dobrze to znów usłyszeć, bo ostatnie dni przynoszą nam do wysłuchania trudne wiadomości. Zakażenia podawane w tysiącach już nie są tylko „gdzieś”, ale tuż obok. Usłyszałam: „pozytywny wynik”, „źle z nim”, „nieprzytomny”, „śpiączka farmakologiczna” i „umarł”, nie tylko w relacjach w Internecie, ale i w słuchawce własnego telefonu. Wszystko razem trwało krócej niż tydzień. Jak to często bywa – nie zdążyłam powiedzieć „dziękuję”. Szukam pocieszenia w Ewangelii – skoro Bóg nawet włosy nasze liczy, skoro kocha o wiele bardziej niż my i nigdy się z tą miłością nie spóźnia – to może jakoś, tam w niebie, przekaże wszystko, co wybrzmiało w mojej nieudolnej modlitwie za bliskiego mi człowieka, gdy był jeszcze po tej stronie?

Patrzę sobie jeszcze raz na to zdjęcie z wiosennego lockdownu: Centrum Formacji Duchowej w Krakowie. Dom…w domu, z którego nie mogłam wtedy wyjść.
To tutaj – w CFD – poznałam Ojca Franciszka Jordana. Najpierw w słowach i gestach jego duchowych synów i córek – salwatorianów i salwatorianek, którzy tu posługują. A potem w jego własnych słowach zapisanych w Dzienniku Duchowym i w Przemówieniach. To stąd ciągle „podkradałam” obrazki z modlitwą o beatyfikację Ojca Franciszka, by mogły trafić do tych, którzy w Domu Słowa jeszcze nie byli. To tutaj, a nie w moim mieszkaniu, „zaczęło się” Słowo z Jordanem.

To tutaj niezmordowany Jordan ciągle tłumaczy mi własnym życiem słowa dzisiejszej ( i nie tylko) Ewangelii. Ufający Opatrzności jak mało kto, raz po raz uczy: z im poważniejszymi wyzwaniami człowiek się mierzy, tym mniej boi się tych mniejszych. Na im wyższe góry wchodzi, tym mniejsze wydają mu się te, które do tej pory ledwo pokonywał. W im dalsze trasy się wybiera, tym krótsze wydają mu się takie, które jeszcze niedawno uważał za nie do przebycia. Przypominają mi się tu ewangeliczne dachy z dziś i wezwanie z Dziennika: Bądź prawdziwym Apostołem Jezusa Chrystusa i nie spocznij, aż nie zaniesiesz Słowa Bożego do wszystkich zakątków świata! Bądź prawdziwym heroldem Najwyższego! Jak orzeł przelatuj nad ziemią i głoś Słowa Boże!(DD I/182). Tak się umacnia nadzieja i gotowość pójścia za Jezusem, bez względu na to, jak się czasem czujemy w tym świecie. Franciszek od Krzyża dobrze to wiedział: Tak długo, jak będziemy szli ze Zbawicielem, nic nas nie przestraszy. Bo tam, gdzie On jest, z każdym zagrożeniem rośnie też ratunek.
Tam gdzie On jest, naprawdę jest nasz dom. Bezpieczny dom.

Wybaczcie taki osobisty ton. Ale inaczej nie chcę.

Dom. Miejsce, gdzie jest się sobą. I „u siebie”. Takie jest Centrum Formacji Duchowej. Dom Słowa. Dom wielu z nas, bo Słowo dla wszystkich pragnie być „żywe i skuteczne”. I serio zna pragnienia i myśli każdego ludzkiego serca…(por. Hbr 4,12).

To Dom młodszych i starszych. Świeckich i konsekrowanych. Czasem słuchających bardziej Boga niż siebie, a czasem bardziej siebie, niż Boga. Radosnych i smutnych, szczęśliwych i szukających szczęścia, zagubionych i odnajdujących się. Doświadczonych życiem i doświadczanych przez życie. Stających ufnie i odważnie przed Bogiem i niepewnych, uciekających od Niego wzrokiem. Tych pełnych pokoju i tych pełnych wątpliwości. Milczących bez trudu i milczących z wysiłkiem. Dom nas wszystkich.

W tym Domu od lat uczę się mieszkać w Słowie Bożym. I uczę się pozwalać temu Słowu mieszkać we mnie. Wcale nie jest to łatwe. Nie dzieje się ot, tak. Dojrzewa powoli, jak to bywa z owocami, a w końcu „po owocach ich poznacie…” (por. Mt 16,20).

W tym Domu uczę się budować dom, którym jest rodzina, parafia, szkoła i każda wspólnota do której idę, gdy wychodzę poza mury CFD. Bo choć ważne jest, by w nie wejść, ważniejsze by – we właściwym czasie – wyjść. Tak jak z Góry Tabor trzeba w porę zejść, choć – i tu, i tu – stuprocentowo „dobrze, że jesteśmy…” (por. Mt 17,4).

W tym Domu uczę się, jak być „człowiekiem-domem”, aby każdy, kogo dane mi jest w codzienności spotykać – mógł przy mnie czuć się sobą i „u siebie”. Sługa Boży Jordan jeszcze bardziej podnosi mi poprzeczkę: Tak mogę i muszę patrzeć na Boga, który we mnie jest cały obecny, jak gdybym był Jego domem i Jego mieszkaniem, w którym przebywa i wszystko sprawia, czym jestem, co mam i czynię (DD I/129). To dopiero jest wyzwanie i zmaganie: pozwolić Bogu być we mnie, jakby był u siebie…

Zdarzyło się, że jeden z rekolektantów CFD, człowiek schorowany i podeszły w latach, powiedział mi: „Wracaj tu, by dbać o swoje życie. Tak jak ja wracam, by dobrze przygotować się na śmierć”. Dlatego w tym Domu ciągle uczę się też, że jest inny Dom. Ważniejszy. I już dla mnie gotowy. Sługa Boży Jordan mówi mi trochę jak tamten rekolektant: Człowiek pójdzie do domu swej wieczności (DD I/94). A jego otwartość na łaskę czasu przypomina mi, że nie będzie to ani za wcześnie, ani za późno, kiedykolwiek by się zdarzyło. Czyli nawet godzina próby – także ta z doświadczeniem straty – jest łaską…

Pewno plac budowy już poświęcony. Łopata wbita. Zaczyna się rozbudowa Centrum Formacji Duchowej. Domu Słowa – Domu dla wszystkich. Domu budowanego od zawsze i bez przerwy – modlitwą tych, którzy w nim przebywają – na stałe, albo na chwilę. I może znają słowa Sługi Bożego Franciszka Jordana: Miłość braterska jest Boskim cementem, bez którego żaden dom nie może być scalony (DD IV/4). Może nieustannie odkrywają, że błogosławieństwo ojca jest rzeczywiście prawdziwą podporą i to niejednego domu.

Co teraz? To co zawsze. Modlitwa i wdzięczność. Bo jest za kogo i za co.

Obym nie przestała być „cegiełką” nawet wtedy, gdy wszystkie ściany rozbudowanego domu będą już stały. Obym – budując Dom – pamiętała, że ciągle mam budować siebie. Gdziekolwiek jestem. Dla Bożej chwały i ludzkiego dobra. Nie tylko tego mojego.

Do zobaczenia w Domu Słowa!

*

Więcej tu: https://cfd.sds.pl/rozbudowa/
i tu: https://www.facebook.com/wolontariat.cfd

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s