Jej Syn daje Jej, o cokolwiek poprosi (…)
DD I/35

Może spojrzała kobiecym okiem i wypatrzyła, że wesele trwa w najlepsze, a wino się kończy. Może dyskretnie zwróciła uwagę na szepty i wyczuła jakiś niepokój. Pozostając „w tle” zdarzeń wiedziała, co zrobić i jak zrobić, żeby nie było zamieszania i nikt z organizatorów uroczystości nie musiał się wstydzić. Potrzebowała do tego zaledwie dwóch zdań i pełnego zaufania swojemu Synowi. Cała Ona. Maryja.

Zawsze mnie poruszało, że w weselnej historii opisanej w dzisiejszej Ewangelii przez św. Jana (por. J 2, 1-11) Maryja mówi tylko dwa zdania. Jedno skierowane jest do Jezusa, drugie do sług. Dwa zdania wystarczą, by wszystko mogło się zmienić.

Pierwsze zdanie – do Jezusa: „Nie mają już wina”.

Słyszycie tu wyrozumiałość i czułość? Przy bezbłędnym rozpoznaniu sytuacji. Jeśli dodać do tego doskonałą znajomość Jezusa (Matka wie, jaki jest Syn) okazuje się, że jednym zdaniem pełnym miłości można Bogu przynieść dramat człowieka, który Jego mocą zostanie całkiem przemieniony.

Drugie zdanie – skierowane do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.

Wybrzmiewa tu stanowczość i troska. Przy Matczynej znajomości Bożego Syna i …ludzkich spraw. Ona jest człowiekiem, nie jest Bogiem. Matka Jezusa wie, że warto uchronić Jego dary przed zmarnowaniem, że ważne jest w tym zaangażowanie człowieka. Matka Kościoła wie, że trzeba to zrobić nie tylko tam, w Kanie, ale i wszędzie, gdzie żyją ludzie, czasem nieświadomi obdarowania lub na Boskie dary jeszcze niegotowi.

Dwa zdania, a tyle dzieje się wokół. Kilka słów zmienia wszystko.

Często się zastanawiam: może to od Niej, którą nosił w imieniu, Franciszek Maria od Krzyża Jordan nauczył się tak ważyć i właściwie dobierać słowa? Ona pokazała najwyraźniej, że nie chodzi o to, by mówić wiele. Ważne, by wiedzieć, co mówić i do kogo. Sługa Boży Jordan wiedział. I wiedział, że nie można mówić do ludzi, nie mówiąc do Boga. Zapisał sobie w Dzienniku nie tylko to: W rozmowie bądź zawsze możliwie zwięzły! (…) Nie czyń niczego, o czym nie mógłbyś powiedzieć: ukochany Zbawiciel tego chciał! (DD I/133), ale i to: Nigdy nie udzielaj rady, zanim nie zapytałeś o to Boga na modlitwie (DD I/130).

Odważę się pomyśleć, że Maryja uczyła mówić Ojca Jordana. Mówić tak, by trafić prosto w Jezusowe serce, gdy klękał przed Tabernakulum i przynosząc tam pragnienie swojego apostolskiego dzieła ratującego wszystkich, wołał: Niech się stanie Twoja wola, Panie! Mów, Twój mały sługa słucha! Panie Jezu Chryste, oto jestem, poślij mnie! Niech się stanie wola Twoja! Mów, Panie, Twój sługa słucha! (DDI/146). Może dzięki Niej pośród trudności ufał: Jeśli nawet wszystko wydaje się stracone, ani Bóg, ani Jego ukochana Matka nie opuszczą cię (DD I/155*), a słowa zaczerpnięte od hiszpańskiego jezuity Luisa de la Puente: Za rozjemcę swojego myślenia i uczucia zwykła Maryja była uznawać nie ludzi, lecz Boga (DD I/126), praktykował także we własnej codzienności, przeżywanej w bliskości z Matką Bożą: Módl się gorliwie przed ołtarzem Najświętszej Dziewicy Maryi, by dobrotliwa Matka potężnie ci pomogła! (DD II/99).

Słucham historii o zatroskanej Maryi mówiącej dwa zdania, o „dobrym winie zachowanym do tej pory”. Pytam Ją i Ojca Jordana: jak nie zmarnować tego, co od Niego dostajemy? Jak – rozmawiając i z Bogiem, i z ludźmi – zmieścić się pomiędzy bezwartościowym słowotokiem, a opornym milczeniem, z którego czasem trudno cokolwiek wywnioskować? Jak nie przesadzić ani w jedną, ani w drugą stronę? Jak mówić nie za dużo, nie za mało? Jak nieść innym takie słowa, jak słowa Matki, rodzącej Słowo – w sam raz, a ratujące wszystko i wszystkich?

I jeszcze jedna, całkiem Jordanowa myśl. To, co Maryja robi, robi dla chwały Jezusa i dobra ludzi. To jest cel i sens Jej istnienia. Taki jest też cały sens i cel dzieła, które zaczęło się przecież w Jej święto (Towarzystwo Boskiego Zbawiciela, wówczas jeszcze Apostolskie Towarzystwo Nauczania, założone zostało w Niepokalane Poczęcie – 8 grudnia 1881 roku).
Matka Boża wiedziała, że Jezus potrafi pomóc. Wiedziała, że cud pokaże, kim On naprawdę jest, wzbudzi zaufanie do Niego, przyniesie Mu chwałę. Zależało Jej na tym, jak każdej matce. Ale czuła się też odpowiedzialna za los innych. Nie potrafiła przejść obok ludzkiego kłopotu, który dyskretnie dostrzegła. Zrobiła swoje i usunęła się w cień. Tak ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela naszego Boga (DD IV/37), który jest celem i sensem Jej życia. By mógł być także celem i sensem naszego…

W ten sposób Maryja, wędrująca od Jezusa do sług, prowadzi mnie dziś również do Sługi Bożego Franciszka Marii od Krzyża Jordana. Niemówiącego wiele, skupionego tylko na chwale Bożej i zbawieniu dusz; do Ojca Założyciela, nigdy nieskoncentrowanego na sobie, zbyt mądrego i dojrzałego, by zaburzać relacje i komukolwiek przesłaniać sobą Jezusa. To nie było ani w Jej, ani w Jordana stylu.

Aż chce się teraz powiedzieć: Cała Ona. I cały on.

Jedna uwaga do wpisu “Cała Ona, cały on

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s