Nacieraj jednak na kochanego Boga! On przecież wszystko może!
DD II/65

Nieraz trudno mi zobaczyć w dzisiejszej Ewangelii „kochanego Boga”. Łatwiej się oburzyć na ten dziwny ton Jezusa w spotkaniu z kobietą kananejską. Może dlatego chcę posłuchać ich rozmowy razem z Ojcem Jordanem, poświęcającym na wytrwałą modlitwę wiele godzin dnia i nocy. Także wtedy, gdy naprawdę nie było łatwo.

Właściwie imponuje mi ta Kananejka (por. Mt 15,21-28). Bo nie odpuściła. Przyszła z konkretną historią życia, na którą złożyło się pogańskie pochodzenie i związany z tym lęk przed odrzuceniem oraz matczyna troska o dziecko męczone przez złego ducha. Przyszła do Jezusa z pełną świadomością tego, kim jest i ufała, że zostanie wysłuchana. W ogóle – żeby dostać się do Jezusa musiała przebić się przez wiele przeciwności: przezwyciężyć w sobie wstyd, wznieść się ponad to, co ich dzieliło. Lud Wybrany miał łatwiej. Nie musiał wierzyć w ciemno. Ich zaufanie do Boga miało się budować na konkretnych wydarzeniach, przez które poznali, że Bóg ich nie zawiódł. Wiara ludzi otoczonych objawieniem Boga jest odpowiedzią na to, kim jest Bóg i jak działa. A ta kobieta jako poganka była poza doświadczeniem szczególnej ingerencji Boga w rzeczywistość jej życia. Mimo to „z granic owych wyszedłszy” (gr. apo ton horion ekeinon ekselthusa) – przyszła do Jezusa. I jeszcze musiała poradzić sobie z jakąś niechęcią uczniów wobec niej. A na koniec nie dała się zbić z tropu, mimo że Jezus wydawał się nie mieć zamiaru spełnić jej prośby. Walczyła dalej, a On wszedł w tę wymianę zdań i – aż chce się powiedzieć – wymianę emocji. Widzę tu więcej niż słowa dzięki greckiemu tekstowi tej Ewangelii, wspominanym już wyżej. Św. Mateusz opisując rozmowę Jezusa z kobietą użył słów o niej: „krzyknęła mówiąc”, a o Nim: „odpowiadając rzekł”. Wcześniej zaś, że „nie odpowiedział jej słowem”. Tu jest wielki dialog emocji. A ten niefortunnie brzmiący w języku polskim zwrot „odpowiadając rzekł” swego czasu nauczył mnie czegoś o Jezusie. On zawsze odpowiada. Nie potrafi nie reagować. Po prostu w kontakcie z człowiekiem nie zawsze i nie od razu używa słów. A tak swoją drogą – mało razy trafia do nas mocniej coś wyrażane wyłącznie w języku gestów, w „mowie” działania? W kobiecie „krzyczały” nie tylko jej słowa. Najpierw krzyczał jej ból i lęk o ukochaną córkę, determinacja, by nie zmarnować szansy, jaką niesie spotkanie z Jezusem.

Gdy Jezus i kobieta rozmawiali, ich dialog nie był grzecznym klepaniem formułek, lecz prawdziwą walką. Zrozumiałe – w sercu kobiety toczył się wielki dramat. Słuchając tej Ewangelii można stwierdzić – oto prawdziwe życie. Dlatego ta rozmowa była tak głęboka i pełna niepokoju – jak sytuacja, w której się znalazła kananejska kobieta. Nie było tu żadnego udawania. Była tylko pasja miłości do dziecka i wyzwanie rzucone Temu, w którego moc się wierzy.

I tu warto wspomnieć Sługę Bożego Ojca Jordana. Nie, nigdy nie słyszałam jego modlitw, choć zapisane kartki jego Dziennika wydają się czasem brzmieć bardzo wyraźnie. Jego pasji miłości – choć pilnie strzeżonej w sercu i opowiadanej nie tylko słowami – nie da się nie zauważyć. Towarzyszącej mu ufności w Bożą moc – również. Długoletnie oczekiwanie na realizację dzieła apostolskiego i założenie Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, liczne trudności towarzyszące podejmowanym działaniom i ciągłe zanoszenie tego wszystkiego przed Najświętszy Sakrament – to jest trochę jak ta historia kobiety z Ewangelii. A dla mnie wciąż trwająca lekcja wiary, wytrwałości i zdecydowania: Warto przed Bogiem wypowiedzieć cały swój niepokój. Bo gdzie indziej nim się dzielić? Jak inaczej „przebić się” się przez przeciwności, jeśli nie z pomocą Zbawiciela, który rozumie w człowieku i słowa, i emocje? Jemu przecież nic nie umknie. Dlatego Sługa Boży Franciszek od Krzyża mógł zanotować sobie, cytując św. Grzegorza Wielkiego: Moc dobrego dzieła leży w wytrwałości (DD II/57). I dlatego zdolny był wołać: Wysłuchaj mnie! Wysłuchaj mnie! Powstań, przyjdź mi z pomocą! Wspomóż mnie potężną dłonią! (DD II/46). Myślę, że naprawdę rozumiałby kobietę kananejską: Z głośnym krzykiem wołam do Ciebie, Panie, wysłuchaj mnie! (DD II/71); Wysłuchaj mnie! Ty znasz moje pragnienia, Ojcze. Czas upływa, wysłuchaj mnie, wysłuchaj mnie! (DD IV/7). No i zostawił w notatkach cenną wskazówkę jak wytrzymać zawód związany z własną słabością, czy z gorszącym zachowaniem drugiego człowieka: Używaj tych kluczy: ufność w Bogu i modlitwa! (DD II/66).

Choć dzisiejsza perykopa mówi przede wszystkim o wytrwałości w proszeniu, mnie porusza tutaj także Boża hojność w dawaniu. My mamy łatwiej niż kobieta kananejska i nawet niż Naród Wybrany. Wiemy już, że Bóg nie ogranicza się do ludu, który od wieków był Jego, ale to, co ma najcenniejszego – ocalenie w Jezusie – daje całej ludzkości. Dlatego ten Jordanowy choćby jeden tylko człowiek tak bardzo się liczy. Dlatego chodziło zawsze o „wszystkich”, „wszędzie” i „zawsze”. Dlatego pasja realizowana dziś przez następców Ojca Założyciela salwatorianów ma niezaprzeczalną rację bytu, choćby nawet niejednemu wydawało się, że jest „poza granicami”. Dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga granic nie ma…

Patrzę raz jeszcze na wytrwałość imponującej mi Kananejki i przypominam sobie klęczącego Jordana, zderzającego się w życiu z niejednym osobistym dramatem i dramatem innych. Widzę jego pełne emocji zapisy w Dzienniku Duchowym i dziękuję Bogu, że Franciszek od Krzyża mówił do Niego nie tylko słowami, a On odpowiadając czasem coś „rzekł”, a czasem nie. A Franciszkowi dziękuję, że nigdy się nie poddał. I nie bał się w Bożym języku tłumaczyć prawdy o świecie i o nas, nigdy nie wyłączonych z miłości i dobroci Zbawiciela.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s