A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego i prawdziwego Boga oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa
J 17,3 DD I/83; DD I/178
Zawsze kiedy słyszę ten Janowy fragment, tak ważny dla Ojca Jordana, coś we mnie drga. Drgnęło i na dzisiejszej Eucharystii, gdy usłyszałam Ewangelię (por. J 17,1-11a). Pewnie dlatego, że w jakiś sposób Franciszek Maria od Krzyża „pokazał” mi piękno i moc tych słów. Towarzyszą mi praktycznie codziennie – czasem umacniają, czasem trochę…irytują. Bo z jednej strony zwiększają pragnienie poznawania Boga, z drugiej uświadamiają – jak wiele jeszcze nie znam…
Przeżywając Maj z Jordanem, a dziś także Dzień Matki, myślę nad tym, jak Maryja poznawała swojego Syna. Boga i Człowieka. Bo przecież poznawała, uczyła się macierzyństwa, jak każda kobieta. Jak to Mama – dostrzegała każdą dziecięcą łzę i każdy uśmiech, najwyraźniej słyszała dziecięcy szept, znała każdego siniaka, znamię i bliznę. Ulubioną potrawę i najczęstszą zabawę. Bo Bóg – Człowiek był jak każde dziecko…
Jak każde i jak …nie każde. Czy Maryja, tuląc Syna, wiedziała, że dotyka życia wiecznego, które dzięki Niemu jest na wyciągnięcie ręki? Skoro podczas Zwiastowania, na słowa Anioła, mówiące o Jezusie: „nazwany Synem Najwyższego”, zdołała zareagować: „Niech mi się stanie” – to chyba przeczuwała, że wystarczy poznać Ojca i Syna posłanego przez Niego. Syna, który był Jej…i nie tylko Jej. Rozumiała to, albo przynajmniej uczyła się rozumieć, „zachowując i rozważając sprawy w sercu” (por. Łk 2,19; 51). Wszystkie sprawy: od proroctwa Symeona po jego ostateczne spełnienie pod krzyżem.
Wdzięczna jestem Ojcu Jordanowi, że wychowując swoich duchowych synów do częstej modlitwy słowami z J 17,3, ciągle mi przez nich przypomina: życie wieczne jest blisko, bo Syn Boży przyszedł nam je przynieść. Przyszedł Zbawiciel, zrodzony z Maryi, by podarować nam to, czego sami nie bylibyśmy w stanie zdobyć. Przyszedł jako Człowiek i pozwolił poznać miłość większą niż wszystko, czego po ludzku doświadczyliśmy. Bo przecież biblijne „poznać” nie znaczy tylko: „wiedzieć”, „zdawać sobie niej sprawę”. Poznać znaczy raczej: „uczestniczyć” i „dać się przemienić”. Kto tak będzie znał Ojca i Syna, ten dotknie już tu wiecznego życia…
A propos poznawania i przemieniania – przypomina mi się, także Janowa, relacja z wesela w Kanie Galilejskiej i troska Maryi o właściwy przebieg uroczystości (por. J 2, 1-12). Jej ludzka wrażliwość: „Nie mają już wina” i matczyna pewność, że Jej Synowi obca jest obojętność: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Ona już poznała swojego Syna-Boga, zrozumiała, że gdy On mówi, zmienia się wszystko. Nawet woda przestaje być wodą…
Skojarzyłam sobie Janowy fragment z Kany z dzisiejszą Ewangelią z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Franciszek od Krzyża zrobił w Dzienniku zapis: w naśladowaniu Najświętszej Dziewicy, muszę dokładnie zbadać ducha (…) zwracać pilnie uwagę na dobro bliźniego (por. DD I/31), a po drugie: przy jego częstych wezwaniach do Maryi, pojawia się słowo: sługa (por. DD I/120: O Maryjo, przyjmij mnie, Twego niegodnego sługę, na zawsze).
W Kanie Galilejskiej byli także słudzy, zaangażowani w uczyniony przez Jezusa cud, który Go objawiał. Przemiana dokonała się w zaciszu codzienności, pośród typowych, być może powtarzalnych, znanych sługom czynności: „napełnijcie stągwie…” Czy nie przypomina wam to zacisza kaplicy Domu Macierzystego z ledwo dostrzegalną sylwetką Ojca Jordana, klęczącego jak zwykle – na gołej posadzce, dzień w dzień, noc w noc? Nie wygląda znajomo, jak jego nieustanne pochylanie się nad mapą, by docierać z dobrocią i miłością Zbawiciela wszędzie, gdzie się da? Nie brzmi jak słowa: Jeśli nawet wszystko wydaje się stracone, ani Bóg, ani Jego ukochana Matka nie opuszczą cię? (por DD I/155*).
Ewangelista Jan mocno podkreśla w weselnej historii, że choć starosta nie wiedział, skąd pochodzi wino, to słudzy wiedzieli. Byli zapewne prostymi ludźmi. Skąd nagle takie wyróżnienie? Dowiedzieli się tego przez…lanie wody, przez to, co robili jak umieli, na miarę swoich możliwości. Wykonali prostą czynność zleconą przez Jezusa, zachęceni – warto to jeszcze raz przypomnieć – przez Jego Matkę: „Zróbcie wszystko…”.
To faktycznie Dobra Nowina, na którą uwrażliwia mnie prostota Ojca Jordana, modlącego się o pokorę własnej duszy na wzór pokory Maryi (por. DD I/30). Jemu – jak i Jej – wystarczała wierność słowu i konsekwencja działania, niepotrzebne były nadzwyczajne i błyskotliwe środki (por. DD I/175). Jak najzwyklejsza woda – która na mój rozum nie rozwiązuje problemu braku wina – okazała się narzędziem łaski i cudu, tak pokorny Franciszek od Krzyża, niczym ci prości słudzy z Kany, co zaufali wskazówkom Maryi – przywraca mi wiarę w siłę posłuszeństwa, wbrew moim „mądrym” kalkulacjom. I w siłę prostych znaków, przez które jedyny i prawdziwy Bóg, co ma Ojca i Matkę – sam daje się poznawać, by przynieść nam wszystkim życie wieczne.
*
Zdjęcie użyte we wpisie to obraz artysty malarza Fabio Ingrassia, wykorzystany na blogu za jego zgodą.
I choć bardziej to grudniowe, niż majowe, jakoś na dzisiejsze: „aby znali Ciebie”, bardzo mi odpowiada:
Pięknie napisane.
Maryjo, Niebieska Dawczyni Chleba Życia.
Pachnący kwiecie wszystkich obietnic, jakie Bóg dał Abrahamowi i jego potomkom.
Ukryj nas w Swym Łonie gdzie Syn Boży się ukrył aby stać się podobnym do nas. Ukryj nas tam pod Sercem gdzie Syn Boży się ukrył aby w Tobie stać się podobnym do Chrystusa.
„Cały jestem Twój, Maryjo
Mamo moja najsłodsza” Ks. Dolindo Ruotolo
PolubieniePolubienie