Cześć [do Maryi] jest jedną z najpotężniejszych pomocy dla gorliwości kapłańskiej!
DD II/108
Towarzyszy mi to pytanie od początku tej nieszczęsnej pandemii. Jak? Jak to będzie? Jak wytrzymać tyle w domu? Jak pracować zdalnie? „Jak” jest w mojej modlitwie, wspartej pomocami wprost od salwatorianów: Jak radzić sobie z lękiem? Jak prowadzić życie duchowe? Jak modlić się liturgią, skoro udział w niej wciąż mam ograniczony?
Maryja też miała swoje „jak”. Pewnie niejedno. Mnie wystarczy dziś tylko: „Jak to się stanie?” ze Zwiastowania. Bo porusza mnie ta trzynastolatka, tak dojrzała w wierze, że potrafiła przejść ponad swoim zakłopotaniem i wątpliwościami, pełna pokoju, pokory i łagodności zaufała i dała siebie Bogu. Powołana – odpowiedziała gotowością służby. Jak ci, za których modlimy się w Tygodniu Modlitw o Powołania. Postawa tej Dziewczynki mobilizowała wielu, już „dojrzałych” powołanych. Ojca Franciszka Jordana o „spóźnionym powołaniu” (gdy przyjął święcenia kapłańskie miał trzydzieści lat) – także. Był trzydziestolatkiem właśnie, gdy nawoływał siebie: Nigdy nie zapominaj o tym, by mieć dziecięcą pobożność do Maryi i zawsze ją pielęgnować! (DD I/120).
Dziś, w Święto świętych Apostołów Filipa i Jakuba, zerkam do Ewangelii: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” – mówi uczniom Jezus (por. J 14,6-14). Skoro tak, to w Synu Bożym spotykają się odpowiedzi na podstawowe pytania: Jak? Tylko z Nim, bo On jest drogą. Dlaczego? Z Jego powodu, gdyż On jest prawdą i przyszedł dać świadectwo prawdzie (por. J 18, 37). W jakim celu? Dla Niego, abyśmy i my mieli w sobie pełnię życia (por. J 11, 25–26).
To jest droga Apostołów, droga powołanych. Ale i Ona – Królowa Apostołów – dobrze znała te ścieżki. Gdy utożsamiła się z zaskakującą wolą Boga, przyjęła tajemnicę życia. Życia, które zmieniło niejedno życie. Wiedziała, że nosi w sobie Syna, który jest drogą, gdy sama była w drodze do Elżbiety, by zanieść jej Dobrą Nowinę. Wiedziała o tym, dzień po dniu i noc po nocy w długiej drodze do Betlejem, gdzie Bóg jako Człowiek przyszedł do wszystkich ludzi. Wiedziała, na drodze ucieczki do Egiptu. Wiedziała, na drodze powrotu do Galilei i na drogach Jerozolimy, po których Jej Syn szedł swoją drogą krzyżową.
Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium (58) mówi o Maryi, że szła naprzód w pielgrzymce wiary. Wędrowała „naszymi” szlakami, to jest przez wszystko, co i dla nas „typowe”: zaskoczenie, zmieszanie, niepewność, lęk, zmęczenie. Ile „jak” musiało Jej w życiu towarzyszyć! Ta, co Boga samego nosiła na rękach wie, że Jego trzeba przyjąć, przygarnąć w zwyczajnej codzienności, wcale niewolnej od zmartwień i trosk.
Odkrywała tajemnicę własnego Syna w postawie charakterystycznej dla „ubogich w duchu”: oddanie, pokorne dążenie, ufne czekanie, szukanie powoli oblicza i woli Ojca, które objawiły się w pierwszym spojrzeniu Dziecka na Matkę. Bo przecież, jak słyszę od Jezusa dziś: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”. Słyszę też od razu tęsknotę Filipa z dzisiejszej Ewangelii: „Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Maryi wystarczyło. Wiedziała Kogo widzi, gdy patrzyła na swojego Syna.
Skoro Jezus jest drogą, to naprawdę jest możliwe nie spocząć, by Go innym pokazać, jak uczył Ojciec Jordan. On wiedział, co to znaczy: droga, prawda, życie: Staraj się o poznanie prawdy i angażuj się dla niej! (DD I/82) – napisał sobie. Rozumiał to tak samo dobrze jak Maryja, skoro prosił Ją: Wzbudź nam nowych apostołów! Zgromadź ich i poślij na cały świat! (DD II/98).
Myślę o historii Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, którą właściwie znam tylko trochę, ale i w niej widzę, że bycie w drodze jest niejednokrotnie uciążliwe. Wiąże się z niewygodami, destabilizacją i brakiem pewności nie tylko jutra, ale nawet najbliższej chwili. Aby wyruszyć w drogę, potrzeba silnej motywacji. A jeszcze większej, aby z niej nie zawrócić, gdy napotyka się pierwsze trudności. U Ojca Jordana, oddanego Matce Bożej motywacja była zawsze jasno określona: Dla chwały Bożej i dla zbawienia dusz chcę zacząć, jeśli Tobie [Maryjo] się podoba (DD II/69). Jeśli Ty za tym stoisz, to ja w to wchodzę, choćby długo było „pod górkę”…
Bycie w drodze wymaga też pewnej czujności i gotowości na zmiany. Ojciec Franciszek wiedział o jaką czujność chodzi. Przede wszystkim – tę we wsłuchiwaniu się w Łaskę (por. DD I/25) i tę na choćby jednego (Uważaj i bądź czujnym pasterzem dla wszystkich!– DD I/199). Maryja pełna łaski i orędująca za każdym człowiekiem z pewnością go w tym prowadziła. Razem z Nią – zachowującą i rozważającą w sercu wszystkie Boże sprawy – odkrywał, że kto niezłomnie przylgnie do woli Bożej, zdoła odczytywać ją w kolejnych, także bolesnych wydarzeniach. Od prostoty Nazaretu po dramat Jerozolimy. Od biedy Gurtweil po cierpienia Tafers.
Maryja – pokornie wędrująca po wszystkich drogach człowieka, uczy każdego, co to znaczy być powołanym i „Bogu na własność przeznaczonym” (por. 1 P 2,9). Nie tylko w kapłaństwie, czy życiu zakonnym. Ona całą sobą świadczy, że gdy będzie nam z Nim po drodze, poczujemy się wreszcie jak u siebie. I to jest nasze najważniejsze „jak”.
*
Zdjęcie: Drzwi Święte Bazyliki św. Piotra w Rzymie, motyw Zwiastowania
fot. PSz.
**
A propos salwatoriańskich pomocy na życiowe „Jak…?”:
