O Panie jestem Twoim sługą, Twoim sługą i synem Twojej służebnicy (mianowicie) Świętej Dziewicy.
DD I/32

Pomyślałam sobie – no to pięknie. Maj, Maryja, Jordan i Eucharystia. Bo o niej przecież mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Jak ich spotkać w jednym wpisie, inaugurującym inicjatywę, o której na razie można powiedzieć: szaleństwo? Jak zacząć Maj z Jordanem nie tylko kartką w kalendarzu?

Praktyka tego bloga nauczyła mnie zawsze rozpoczynać od Słowa. Zatem niech Ono mówi pierwsze, ja się zawsze zdążę nagadać. Ono nie zbłądzi, ja mogę.

W Ewangelii na dziś (por. J 6, 52-59 – na dzień powszedni) słucham o chlebie nieprzemijającym, podtrzymującym życie na wieki, bo to życie czerpane z Boga. Boga, który jest gotów dać się człowiekowi w całości i na zawsze. Dlatego jest prawdziwym pokarmem i prawdziwym napojem.

Nie porusza Was, że to ten sam Bóg, który potrzebował czułości i troski zwykłej, hebrajskiej Dziewczyny, Nastolatki żyjącej z dala od wielkiego świata, by bezpiecznie i zdrowo dorosnąć, dojrzeć i wypełnić misję całkowitego ofiarowania się człowiekowi?

Nie porusza Was, że Żyjącemu na wieki wystarcza prostota białego opłatka, by przemieniać ludzką skończoność, przygodność i niewystarczalność – w nieskończoność, sens i pełnię? Tak, jak wystarczała Mu zwyczajność Galilei i rodzinna bieda – z Mamą gospodynią i Tatą cieślą – by podarować światu swoją bezcenną i przemieniającą wszystko – świętą Obecność? Zresztą – o Tacie Cieśli, także dziś – we wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika – warto pomyśleć. Ewangelia ze wspomnienia (por. Mt 13, 54-58) mówi o tej właśnie nazaretańskiej zwyczajności, w której wielu nie umiało dostrzec Boga…

Moje poruszenie na dziś – potrzebuję Maryi, by uczyć się Eucharystii! Bo kto bardziej niż Ona – swoim fiat pragnącym samego Boga – rozumie, czym naprawdę jest Komunia z Nim? Kto bardziej niż Ona czuje, co to znaczy być z Nim „jednym ciałem”? Kto bardziej niż Ona wie, jak nauczyć się „jeść”, żeby dar samego Jezusa przyjmować nie tylko w modnym ostatnio kontekście „do ust, czy na rękę”, ale całym swoim życiem, wolą, duszą i – pozwólcie dopisać, z racji wspólnego nam doświadczenia pandemii, nakładającej ograniczenia – nie zawsze w miejscach świętych? O Nazarecie mówiono głównie w „nieświęty” sposób…

Kto lepiej niż Matka, od ubóstwa żłobu po dramat krzyża zjednoczona z Synem, zna moc i piękno Bosko – ludzkiej Komunii, do której zaprasza każda Eucharystia? Ona wie, co to znaczy: „trwać”. Z Synem, w Synu. W Jego zbawczej misji obejmującej wszystkich, na którą się zgodziła, choć usłyszała, że Jej duszę miecz przeniknie (por. Łk 2,35). I w której – stojąc pod krzyżem i przyjmując umiłowanego ucznia – wzięła do siebie każdego z nas.

Teologicznie trochę drżę przed tymi intuicjami, ale tego wszystkiego można się uczyć tylko pokorniejąc, a znacie jakąś bardziej pokorną Kobietę tego świata?

Może i po to jest ten Maj z Jordanem – żeby odkrywać, że kto chce się zbliżyć do Boga, musi umieć przejść przez bramę człowieka. Maryja wie jak nikt inny, że ludzka bliskość może uczyć bliskości Boga, a Boskie blisko, kiedy On karmi nas Sobą, uczy trwania przy drugim. Ojciec Franciszek, co sobie „Maria” dołożył do imienia, powie, że przy każdym drugim. Że przy choćby jednym. On wiedział, że można spotykać ludzi bez Boga, ale trudno spotkać Boga bez człowieka. Być może właśnie od Maryi, tak mu bliskiej – tego się uczył? Przecież właśnie Ją prosił o wsparcie w realizacji dzieła apostolskiego, służącego zawsze, wszędzie i każdemu: Połóż, z pomocą Bożą i z orędownictwem Maryi, tak szybko jak to możliwe fundamenty Towarzystwa (…) (DD I/141). I właśnie Ona – Niepokalanie Poczęta – pierwsza towarzyszyła założeniu salwatorianów (8.12.1881 r.). Ona – Matka Bolesna – wspierała Ojca Franciszka w trudach działalności misyjnej, czy w tych „na miejscu”. Ona – Matka Zbawiciela – była z nim, jak z Jezusem – do końca, gdy umierał 8 września, w Jej urodziny.

Właściwie nie wiem, gdzie i kiedy zaczęło się rozmiłowanie Franciszka Marii od Krzyża Jordana w Matce Bożej. Ale wiem, że zakochany był w Maryi tak, że trwał przy Niej całą swoją tożsamością – od przyjętego imienia, po obecne do dziś w wielu przekonanie, że jest Ojcem o Maryjnym sercu. Jak dla mnie – nic dziwnego, skoro zasłuchiwał się w uwrażliwionym na Matkę Bożą św. Łukaszu, który, jak żaden inny Ewangelista, nadał Jej niepowtarzalny rys Służebnicy i Pani.

Chcę razem z Ojcem Franciszkiem wejść w Jej doświadczenie Boga i podążać za tym tak wiernie jak Ona. Musi to być niesłychanie prawdziwe i twórcze, skoro w ciągu stuleci uformowało tylu ludzi Nią zachwyconych. A przecież najpierw o Jej skromnym i cichym życiu wiedział i zachwycił się nim tylko Jeden Jedyny – Bóg, przy którym zdecydowała się trwać.

Maryjo, trwająca przy Synu i przy nas – módl się za nami.

Jedna uwaga do wpisu “Trwanie

  1. Czytam pierwszy post i już nie mogę doczekać się następnych. Nie mam wątpliwości, że z tobą to wszystko tworzy O. Jordan:) Prostota a zarazem wielkość Maryi zachwyca. Twoje posty zachęcają do „trwania” dziękuje Gosiu!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s