Ty jesteś pożądaną manną, pełną rozkoszą dla tych, którzy Cię znają.
DD I/208
Nie myślałam, że Jezus, zmęczony drogą, siedzący sobie przy źródle, może być aż tak bliski jak dziś. I że posłuszeństwo i pokora ponad tym co „moje”, stanie się usłyszanym przez Niego wołaniem: „Panie, daj mi tej wody!”
Siedzę bezradnie nad tekstami dzisiejszej liturgii i myślę, że jest niedziela, a mnie nie ma na Eucharystii. Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna, nie staję w dzień święty naprzeciw ołtarza. Stawałam codziennie długi czas. Zaczęłam tak – dzień po dniu – gdy miałam piętnaście lat. Dziś mam dwadzieścia więcej. I nie ma mnie tam. Nie ma mnie na Mszy Świętej.
Co mogę Ci dziś dać Boże?
Moją bezradność?
Moją tęsknotę?
Moje łzy?
Moje pragnienie bycia nie tu, gdzie aktualnie jestem?
…a może po prostu siebie taką, a nie inną? W codzienności z wirusem w tle, z niską od zawsze odpornością i staruszką w domu, więc… sam rozumiesz…?
Właśnie – Ty rozumiesz. O wiele lepiej niż ja to wszystko rozumiesz.
Bo Ty doskonale wiesz, że natura człowieka jest spragniona sama w sobie, że jest tak stworzona, by była spragniona. Dlatego mówisz mi dziś o takim pragnieniu, które zaspokoić może tylko Bóg. Desiderium naturale Dei – naturalne pragnienie Boga. Nie sposób żyć bez zaspokojenia przez Ciebie. Nie dziwi wcale, że Ojciec Jordan zapisał w Dzienniku: Kiedy, o Chlebie Życia, wzmocnisz moje omdlałe siły? Jak długo jeszcze mam pozostawać z dala od Ciebie, Ty moja jedyna Nadziejo i Podporo, Ty moje Wszystko (DD I/8).
Mówisz, Boże, żeby usiąść przy studni życia i podjąć dialog, autentyczną rozmowę? Taką bez tajemnic? Bez udawania? W tych warunkach, które są i na razie nie mogą być inne?
Dobrze – Ty sam to poprowadź. Jak Samarytankę z Ewangelii (por. J 4, 5-42) poprowadziłeś przez całe jej życie, choć ona – tak często jak ja w rozmowie z Tobą – wiedziała swoje. Opowiedz mi wszystko, co przeżyłam i przeżywam.
Pokaż, jak to wygląda z Twojej, Bożej, innej niż moja – perspektywy.
Tak, masz rację – wciąż możemy rozmawiać. Słowa Bożego nikt nam nie zabronił. Biblia jest przy mnie, tak, jak zawsze. Ojciec Jordan mówił: Studiuj intensywnie Pismo Święte (DD I/150). Nawet na tej samej stronie Dziennika zapisał: Karm i wzmacniaj swoją duszę w potrójny sposób: Chlebem żywota, medytacją, czytaniem duchownym! (por. DD I/150).
A więc rada na czasy zarazy: potrójny sposób. Nie mogę przyjąć Chleba żywota z kapłańskich rąk, ale wciąż i zawsze mam do dyspozycji pozostałe dwa sposoby zaspokajania głodu. Na wyciągnięcie ręki. Pismo i Dziennik Duchowy leżą obok…
Przypominasz mi, że mądruję się na lekcjach, że Bóg jest obecny w drugim człowieku. No, to teraz mam szansę na własnej skórze poczuć, że posłuszeństwo i pokora, wynikająca z troski o bliźnich, o najbliższych i o siebie – są Tobie miłe. To prawda, nieraz wychodziłam z Eucharystii, z Tobą w sercu i jakoś nie pamiętałam, że drugi jest Chrystusem. A Jordan przypominał: Traktuj bliźniego z taką samą miłością, jak gdyby to był sam Jezus Chrystus (DD I/55).
Tak, Ty dobrze wiesz, że wiele razy szłam do kościoła żeby odetchnąć, odpocząć, nabrać sił. Jakbym chodziła na spotkanie ze świętym spokojem, a nie świętym Bogiem…
A teraz? Uczysz jak usłyszeć mocno Jordanowe: Dzieci o chleb błagały (por. DD I/176) także w moim sercu? Tak, żebym – kiedy to wszystko wreszcie się skończy – poszła na Mszę naprawdę spragniona Ciebie i niczego innego?
Tak, to prawda – kiedyś już nie mogłam przyjmować Eucharystii. Po operacji nogi długo nie chodziłam, więc Ty przychodziłeś do mnie. Raz w tygodniu. To i tak było więcej, niż organizowano wówczas dla innych chorych w parafii.
Naprawdę pamiętasz, jak rozpłakałam się na widok Chleba? Jak ledwo wydobyłam z siebie: „Panie, nie jestem godzien” i z tego wszystkiego rozpłakał się neoprezbiter, który mi Ciebie przyniósł?
To też było Twoim darem, tak, jak tamten udzielony sakrament?
To właśnie było owocem tamtych dni, kiedy myślałam, że Cię nie było, bo nie przyjmowałam Komunii Eucharystycznej?
A ja przecież wtedy przekornie pytałam tak, jak dziś w czytaniu: „Czy Pan jest rzeczywiście wśród nas, czy też nie?” (Wj 17,7).
Ja myślałam, że Cię nie było, a Ty…byłeś? Obecny w tęsknocie, tak, jak czekanie na Ciebie jest już spotkaniem z Tobą? Jak, nawet Nierozpoznany, uczysz poznawania prawdy o Tobie i sobie? (Żebym poznał Ciebie; żebym poznał siebie! -DD II/102).
Czyli, że to nie moje?
Nie moje te łzy tęsknoty i nie moje pragnienie?
Najpierw były Twoje, by – udzielone – mogły stać się moje…?
Czy to jest właśnie ta komunia duchowa? Ta miłość Boża rozlana w sercach naszych…? (por. Rz 5,5).
To nie ja daję Ci siebie przychodząc na Eucharystię.
To Ty dajesz mi Siebie, gdziekolwiek jestem.
Od tego zaczyna się pragnienie bycia tam, gdzie dajesz się innym z ludzkich rąk.
To Ty sprawiasz, że pragnę i nie przechodzisz obojętnie obok tego pragnienia, jak nie przeszedłeś obojętnie obok studni, do której przyszła spragniona Samarytanka.
Po prostu usiadłeś i na nią zaczekałeś.
A ona przyszła tam, gdzie mogła i kiedy mogła.
Ty dałeś jej Wody Żywej – Siebie samego.
I zaczęła się nowa historia jej życia.
Jordan też mówił, że przemiana to szczególny owoc Komunii z Tobą (por. DD I/79).
Boże, czasem przychodzisz tak zwyczajnie – jak wszyscy.
I dajesz wszystko, co niezwyczajne – jak nikt.