(okazujemy się sługami Boga przez wszystko): przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach, więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach…wśród czci i pohańbienia, przez dobrą sławę i zniesławienie.
2 Kor 6,4-5.8
DD IV/29-30

Jezus mówi dziś o proroku „niemile widzianym” w swojej ojczyźnie, kiedy wraca do Nazaretu (por. Łk 4, 24-30). Czyli do domu. Do miejsca, gdzie dorastał. Gdzie wszyscy znali Jego i Jego Rodziców. Wraca tam, gdzie ostatecznie niewiele udało Mu się zdziałać. Na dodatek teraz słuchacze chcą się Go pozbyć.

Jak widać: własna ojczyzna nie jest najlepszym miejscem dla proroka. Słuchanie obcych przychodzi łatwiej. Odpadają wszystkie skojarzenia z codziennymi, zwyczajnymi sytuacjami. No i rzadziej się zdarza ta klasyczna, ludzka zazdrość, że komuś, kogo się zna, udało się posiąść nieco więcej życiowej mądrości, że bardziej dojrzał, że wydaje się lepszy.

Jezus wiedział, jak ludzie w synagodze zareagują, a jednak nie odszedł od nich bez słowa. Zostawił im to, co miało być dla nich wyzwaniem, dać im do myślenia i pozwolić się zmienić. Zrobił dla nich tyle, ile się da.

I się wściekli.

Wściekli się, bo naród izraelski czekał na Mesjasza jako władcę, który uczyni go wielkim i sprawi, że inne narody go nie pokonają. Bóg jest wielki, a my będziemy wielcy z Nim – tego oczekiwali Izraelici. A Jezus pokrzyżował im te plany.

Tak. Naprawdę po-krzyż-ował.

Bo Mesjasz jest przecież inny. Tak inny, że umiera na krzyżu. I to za wszystkich, nie tylko za „wybranych”. To jest Jego największa potęga – miłość do końca.

Słucham dzisiejszej Ewangelii i słyszę ją wyraźnie w życiu i dziele Sługi Bożego Franciszka od Krzyża, któremu los „niemile widzianego” proroka nie był obcy. I wśród swoich, a czasem i wśród nowo poznanych. Jordanowa ufność i wytrwałość, powtarzająca: Wszystko dla Boga, wszystko-wszystko (DD II/60), gotowa na niejedno odrzucenie i charakterystyczna dla Jego pasji ratowania każdego, pyta mnie dziś bez ogródek:

Czy zgodziłabyś się na to, że głosząc Ewangelię, nie odniesiesz żadnego sukcesu w życiu religijnym, osobistym, czy zawodowym, a na dodatek będziesz opuszczona i wyśmiewana? Że po ludzku – przegrasz? Czy – licząc się z tym – zdołasz służyć przez wszystko? Nie tylko przez to, co możesz i masz, ale także przez oddanie do dyspozycji Bogu tego, co dziś uznajesz za brak?

Owszem, być może ludzie, z którymi żyjesz, nawrócą się i dając świadectwo, będą oddziaływać na innych. Ale czy zgodziłabyś się na to, że Jezus Chrystus będzie jaśniał, a o tobie być może nikt już nie będzie pamiętał? To są przecież dla ewangelizatora pytania fundamentalne. Muszą paść, jeśli naprawdę ma chodzić o głoszenie Dobrej Nowiny, a nie dobrego zdania o… sobie.

Czy jesteś świadoma wolności innych ludzi? Wolności do nieprzyjęcia Boga, o którym chcesz świadczyć wszystkimi sposobami i środkami? I czy jesteś świadoma swojej wolności do bycia niezależną od krzywdzących opinii i zamiarów, z którymi – służąc Mu – możesz się spotkać?

Czy jesteś świadoma wolności twojego Boga, który jest wierny, dużo wierniejszy, niż możesz to sobie wyobrazić? Czy pamiętasz, że Jego wierność i wolność potrafi wyprowadzać błogosławieństwo nawet z sytuacji beznadziejnych? Czy przyjmujesz, że być może to jest najważniejsze proroctwo na obecne czasy?

Czy masz w sobie taką wolność, by pozwolić Bogu po-krzyż-ować twoje plany i – w Jego święte imię – służyć Mu przez wszystko, co teraz masz…i czego nie masz?

We wszystkim okazujmy się jako słudzy Boga: przez wielką cierpliwość, abyśmy w dniu zmartwychwstania z Panem zostali uwielbieni (według 2 Kor 6,4).
DD I/169

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s