Szukamy sukcesów? Osiągniemy je, jeżeli będziemy ich oczekiwać wyłącznie od łaski, oczywiście nie zaniedbując takiej z nią współpracy, jakiej żąda Bóg; i sukcesy będą zwykle tym większe, im mniej znajdziemy w nich uznania i jeśli dojdą do skutku wśród przeciwności i w cieniu krzyża.
DD II/101
Rozumiem matkę synów Zebedeusza z dzisiejszej Ewangelii (Mt 20, 17-28), która prosi o to, by Jakub i Jan mogli siedzieć przy Jezusie w Królestwie Bożym. Rozumiem, chociaż wcześniej, przy lekturze świętego tekstu, zdarzało mi się na nią oburzać. Ale kiedy znalazłam ją u św. Mateusza wśród kobiet, które zostały z Jezusem do końca (Mt 27,56) – zapragnęłam ją zrozumieć.
I rozumiem, bo matka to matka. Nic dziwnego, że chce dobra swoich dzieci. Słusznie, że szuka tego dobra u Jezusa.
Rozumiem, bo sam Jezus, zapowiadający swoją mękę, uczy mnie zrozumienia dla tej kobiety, gdy ją pyta: „Czego pragniesz?” Chociaż wie, co to za pomysł. Wie, że całkiem nie „na teraz” i nie na przedstawionych przez nią warunkach.
Rozumiem, bo ja, modląc się Słowem, też często „nie wiem, o co proszę” (por. Mt 20,22). Rozumiem, bo sama ciągle się uczę porządkować swoje pragnienia i rezygnować z niedojrzałych dążeń. To wcale nie jest takie proste…
Rozumiem, bo Ojciec Jordan wychowuje do szacunku wobec wszystkich ludzi, choćby chodzili innymi drogami niż ja.
A on także chciał dobra dla swoich dzieci. Też miał swoje wielkie plany i pragnienia. I również szukał sposobów ich realizacji u Jezusa. Ale choć jego pasja ratowania wszystkich pchała go ciągle do przodu, nigdy nie starał się wyprzedzać „kroku” Zbawiciela (Bóg posługuje się czasem, aby zrealizować zamysły swojej Opatrzności– DD II/22). Wiedział, że niecierpliwość przeszkadza w Chwale Bożej (por. DD II/17). Nie szukał dróg na skróty, ani nie szedł na łatwiznę. Niewątpliwie miał w sobie ducha przedsiębiorczego, ale nigdy nie chciał się z Bogiem… ugadać. Chciał Go po prostu słuchać i słuchając – dawał się prowadzić. Napisał sobie w Dzienniku: Panie kieruj moimi drogami! (DD II/56); Ukaż mi i naucz mnie Twojej woli! (II/76), Chcę iść dalej w imię Najwyższego! (DD II/82); Stale naprzód w Panu! (DD II/91), Uznaj co jest twoje; wybacz, co jest moje! (DD IV/6).
Kto daje się Bogu prowadzić ten wie: Będzie chwała zmartwychwstania. Ale ona wiedzie przez krzyż. Innej drogi nie ma. Męka Jezusa to nie jest krótka chwila, którą można sobie raz dwa przeskoczyć. Jordan, tocząc niejedną walkę duchową, coś o tym wiedział.
Również dlatego, gdy Franciszek od Krzyża tworzył Towarzystwo, nie chciał budować na ludziach (por. DD II/14), nie szukał znajomości, kontaktów, tzw. pleców. Miał tylko własne plecy, na które brał krzyż swojej codzienności i razem z nim nosił wszystkich, których chciał uratować. Zgodnie z zasadą: Dzieła Boże rosną tylko w cieniu krzyża (DD I/163; DD II/91).
I ciągle powtarza mi: trzeba znać cień, by zrozumieć blask. Żeby kiedyś zasiąść przy Jezusie po prawej lub lewej Jego stronie, najpierw trzeba cierpliwie i wiernie za Nim iść. Zwłaszcza wtedy, gdy okaże się, że to droga krzyżowa.
*
Stary jest ten tekst. Napisany rok temu, także podczas Wielkiego Postu z Jordanem. Teraz zyskał raptem jedno nowe zdanie, stracił jakąś niepotrzebną dłużyznę. Reszta bez zmian i ciągle aktualna. Nadal rozumiem tę matkę. Nadal się uczę chodzenia za Jezusem, który zawsze wiedział, jakie miejsce wybrać. I który – umierając na krzyżu- ciągle mi przypomina, że nie zawsze i nie od razu chodzi o to pierwsze.