Jeśli nawet wewnętrzne i zewnętrzne cierpienia są tak wielkie, jeśli cię dręczą ciemności i lęki i jeśli nie widać już żadnego wyjścia, to ufaj mocno Bogu, zjednocz się z Nim jeszcze mocniej (…). Bóg nie będzie cię doświadczał ponad siły; doprowadzi sprawę do dobrego końca.
DD II/87-88

Zdarza się, że kończę lekcje razem z ostatnim dzwonkiem. Tak, jak wczoraj. Wyszłam ze szkoły ostatnia. Była już pusta, taka, jak będzie od dziś przez najbliższe dwa tygodnie. „Czy to kara Boża, ten koronawirus?” – spytał zaczepnie na odchodne jeden z uczniów. Nie mnie pierwszej zadają takie pytania, więc częściowo odpowiedziałam cytatem, który znalazłam na jakimś kapłańskim blogu: „Wiesz co, myślę, że Bóg jest zbyt zajęty czynieniem miłości, by mieć czas na zsyłanie wirusów. I chyba najwyższa pora, żebyśmy brali z Niego przykład”.

Nie myślałam, że przyjdzie mi czytać Ewangelię o bogaczu i Łazarzu (por. Łk 16, 19-31) w trwającej epidemii. Ale przecież nie ma przypadków. Bo może właśnie teraz stoimy przed najważniejszym sprawdzianem z miłości. Do Boga, do bliźniego, do siebie…

Przypowieść opowiadana dziś przez Jezusa pokazuje, że każde napomnienie można odrzucić. Każde słowo da się zlekceważyć. Naprawdę każde.
Dramatyczne jest to wołanie bogacza, który chce ratować swoich braci. Wie już dobrze, że do niego samego wcześniej nic nie docierało. Może teraz ma nadzieję, że wstrząs wywołany spotkaniem z kimś spośród zmarłych będzie dla nich wezwaniem do zmiany, pomocą? Jemu nie pomogło spotkanie z żywymi. Nic mu nie dało spotkanie z żywym cierpieniem, żywą biedą. Albo dało – tylko nie przyjął… Bo nie usłyszał niemego krzyku samotności. Nie przekonały go otwarte rany. Nie dał się poruszyć człowiekiem udręczonym chorobą. A co może wołać głośniej niż cierpienie, bieda i bezradność? Co bardziej niż to, motywuje do zastanowienia się – kim są ci, za których jestem odpowiedzialna i co dla nich robię?

Łazarz miał bolesne wrzody, które lizały psy, ale i bogacz był bardzo poraniony. Ojciec Jordan mówi, że egoizm jest głęboką raną naszego serca (DD I/144).

Franciszek od Krzyża zawsze w cierpieniach zjednoczony z Bogiem, raz po raz przypomina mi na czym polega Boża wszechmoc. To przede wszystkim wszechmoc miłości, by współcierpieć z człowiekiem. I – także przez Boskie cierpienie – ocalić go. Warto przemyśleć – na ile temu ufam, teraz i tak w ogóle? I na ile pamiętam, że oprócz wiary Bóg dał również rozum, a racjonalne zachowania także są wyrazem miłości i ufności w Jego Opatrzność, która naprawdę doprowadzi to wszystko do dobrego końca?
Niespoczywający dla ratowania dusz i czytający ze mną dzisiejszą Ewangelię w takim, a nie innym kontekście i momencie życia, Jordan stawia mi konkretne pytanie: czy pamiętasz, czym jest solidarność rodzinna, społeczna, narodowa, międzyludzka? Zwykle zaczyna się od prostych rzeczy…

Kiedy docierają do mnie informacje o zachorowaniach i zgonach z powodu koronawirusa w wielu miejscach świata, chwilami mam ochotę trochę wygarnąć. Nie od razu innym, najpierw samej sobie.
Nie czekaj na to, że obudzą cię zmarli.
Słuchaj głosu żywych.
Słuchaj niemego krzyku cierpiących dzień po dniu, nie tylko z powodu COVID-19.
Nie tylko w czasie epidemii, czy pandemii, ale i wtedy, gdy już w końcu zostanie pokonana.

Bo miłość jest koniecznością nie tylko w czasach zarazy.
Potrzebujemy jej codziennie.
W zdrowiu i w chorobie.
Nie da się bez niej żyć.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s