Kaznodzieja, który pokazywałby swoim życiem, czego naucza innych, miałby nadzwyczajnych zwolenników.
DD I/31
Bądźmy realistami – zamiast słowa kaznodzieja można tu wpisać inne. Wezmę coś z mojego podwórka: Nauczyciel. Katecheta. Animator. Albo inna posługa, czy funkcja. W każdym przypadku chodzi o jedno – o prawdę.
Kilka dni temu zaproszono mnie do lokalnego radia. Pierwszy raz w życiu byłam w takim miejscu nie jako studentka dziennikarstwa, która przygląda się pracy innych dziennikarzy, tylko jako gość, uczestnik audycji. Rozmawialiśmy w niej o tym, co mi bliskie – o katechezie, o pracy z młodzieżą.
– Jakim trzeba być, by trafić dziś do młodych? Kreatywnym, przebojowym…? – pyta prowadzący.
Kto mnie zna osobiście, tak poza blogiem – niech usłyszy wyraźnie to słowo: „przebojowy”. Uśmiechacie się? Ja tak. Bo w zestawieniu z moją osobowością to brzmi jak żart. Nawet jak…oksymoron?
– Trzeba być sobą. Po prostu. Młodzież wyczuwa „podróbki” jak mało kto… Chodzi o prawdę. To ona trafia najbardziej – odpowiadam. I w myślach wspominam sobie, raz po raz powtarzane na lekcjach zdanie: Jeśli nie żyjesz tak jak wierzysz, to będziesz wierzył tak, jak żyjesz.
Ewangelia upomina się dziś o prawdę (Mt 23, 1-12). A zdanie: „Mówią bowiem, ale sami nie czynią” – nie daje mi spokoju.
Jak daleka jest nieraz droga od słów do czynów. Od wypowiadanych obietnic do ich spełnienia. Od określenia, jakie będą tegoroczne postanowienia wielkopostne, do uczciwego wytrwania w nich. Jezus wie o tym, dlatego kieruje te słowa „do tłumów i do swoich uczniów”. Czyli do…. wszystkich. Bo problem: „jedno mówię, drugie robię” nie dotyczy tylko tych, którzy są daleko od Boga, albo dopiero zaczynają wchodzić na Jego drogę. Ten problem mają także ci, którzy Go świadomie wybrali. Ci, którzy myślą, że już Go znają i wystarczająco rozumieją. Nawet ci, co o Nim uczą innych…
Ojciec Jordan, całe życie ręka w rękę i serce w serce ze Zbawicielem, mówi mi wprost: być naprawdę blisko z Jezusem oznacza ciągle się od Niego uczyć. Jak uczeń od Nauczyciela. Jak dziecko od Ojca. Głosić Prawdę, którą On jest i nią żyć, trzymając się jej (por. DD I/82).
To wymaga naprawdę wielkiej dojrzałości: nauczyć się oddzielać dobre, prawdziwe słowa od niedobrych i niemądrych czynów. Najłatwiej jest wówczas, gdy dostajemy dobry przykład, gdy ten, kto nas uczy, nie tylko wypowiada słowa, lecz także pokazuje, w jaki sposób wprowadzić je w życie. Ale bywa i tak, że ten, kto uczy – nie dorasta do swoich słów. Łatwo się wtedy zniechęcić. Oburzyć się, że nie jest idealny. I już nie próbować „przedrzeć się” do prawdy poprzez tego, który ją głosi.
Gdy zaczynałam swoją przygodę z Ojcem Jordanem ciągle męczyła mnie myśl: Dlaczego ja? Przecież prawie nic o nim nie wiem. Nie jestem ze „świata SDS”, nie znam dobrze tej drogi. Tak, poruszają mnie słowa Ojca Założyciela, ale nie do końca umiem nimi żyć. Niektórych w ogóle nie rozumiem, inne całkiem mnie denerwują. Nie mam takiej pokory, ani wytrwałości. Nie modlę się tyle. O wiele więcej gadam. Słabiej radzę sobie z cierpieniem. I tak dalej…
Nigdy nie pisałam tu o statystykach, bo one nie są istotą tego bloga. Rzadko je zresztą sprawdzam. I jakoś przesadnie nie dbam, żeby je zwiększyć.
Jeśli już w nie zerkam – bywa różnie.
Statystycznie czyta tego bloga dziennie ok. 70 osób.
W skali internetu – to jest nic.
W moim odczuciu – to więcej, niż kiedykolwiek bym przypuszczała.
Bo to znaczy, że prawda Jordana żyje.
Dociera i pozwala się spożytkować.
Choćby głosił ją ktoś, komu do niej po drodze, ale ciągle daleko.
*
Dziękuję wszystkim Czytelnikom!
#NaszWielkiPostzJordanem