Bądź prawdziwym Apostołem Jezusa Chrystusa i nie spocznij, aż nie zaniesiesz Słowa Bożego do wszystkich zakątków świata!
DD I/182
Nazwa tego bloga nie jest przypadkowa. Słowo z Jordanem, bo – tak, jak w dzisiejszej Ewangelii – wszystko zaczęło się od Słowa. I wszystko stało się przez Nie. Pasja Ojca Franciszka także. I pasja wielu innych.
W cztery noce sylwestrowe zasypiałam z Ojcem Jordanem nad głową, w pokoju krakowskiego Centrum Formacji Duchowej salwatorianów, gdzie na przełomie grudnia i stycznia przeżywałam ćwiczenia ignacjańskie. Cztery razy żegnałam stary i witałam nowy rok ze Słowem i w towarzystwie Franciszka od Krzyża. I naprawdę – za każdym razem – nad łóżkiem miałam jego portret. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że kiedykolwiek powstanie Słowo z Jordanem. Spoglądałam na niego wieczorem i rano, gdy ścieliłam łóżko. Jakby mimochodem, przy zwykłej czynności. I nie miałam pojęcia, ile niezwykłego wydarzy mi się w życiu za jego sprawą.
„Na początku było Słowo” – mówi w Ewangelii św. Jan (por. J 1,1-18 ) i przypomina mi, że o człowieku najlepiej opowiada sam Bóg. Ojciec Jordan słuchał Go całe życie i wiedział, że nie ma lepszego poznania siebie i innych: Żebym poznał Ciebie; żebym poznał siebie! (DD II/102) – zapisał w Dzienniku. Skoro on się modlił o to, by poznawać siebie w Bogu, to kto inny, niż Bóg odsłoni mi prawdę o nim – Jego Słudze? Dlatego każdy wpis tutaj zaczyna się od Ewangelii.
Ilość cytatów z Pisma Świętego w Dzienniku, częste odwołania do słowa Bożego w przemówieniach do braci, zachętach czy upomnieniach, mówią wyraźnie – Jordan cały żył Bogiem obecnym w Słowie. Umiał i chciał interpretować świat w Jego języku. Czytał historię swojego życia na kartach Ewangelii. Może właśnie otwierając Pismo Święte usłyszał: Moje dziecko, daj mi twoje serce, pozwól mi samemu panować w tobie! Chcę być Twoim życiem (DD I/13). Nosił w sobie żywe pragnienie spotykania Boga w Słowie. I miał pewność, że to właśnie Bóg jest w tym pragnieniu pierwszy. Wierzę, co powiedział Syn Boży (DD I/77) – powtarzał, gdy myśl o założeniu tego bloga nie dawała mi spokoju.
Warto zaznaczyć, że w czasach Ojca Franciszka (zwłaszcza w jego młodości) Pismo Święte czytano raczej rzadko. Było jeszcze długo do Soboru Watykańskiego II i Konstytucji Dei Verbum, która wyraźnie zachęcała do czytania Biblii. W tamtym okresie zdarzało się, że nawet seminarzystom odradzano tę lekturę, a i księża czasem podchodzili do Słowa Bożego z pewną rezerwą.
Tymczasem Jordan – i jako alumn i potem jako kapłan – nigdy nie trzymał Słowa na dystans. Pisał sobie wprost, by nie wypuszczać Go z rąk (por. DD I/145). Wracał często do tych fragmentów Pisma, które były mu bliskie, wspierały go w trudach, albo których – jak każdy człowiek – czasem nie rozumiał: Staraj się rozważać i studiować Pismo Święte, w nim się zatapiać (DD I/139). Po prostu codziennie modlił się Słowem. Pewnie na kolanach i z Biblią w ręku poczuł, że jest posłany do głoszenia światu dobroci i miłości Zbawiciela. Bo gdzie jest więcej dobroci i miłości Jezusa niż w całej Ewangelii?
Słowo prowadziło Ojca Jordana w pragnieniach, planach i zamiarach, pokonywało jego opory, poruszając go – budziło w nim żarliwość apostolską, ale i chroniło przed chaotycznym aktywizmem. Raz pchało do przodu, a raz zatrzymywało. Pozwalając się usłyszeć, wzywało do ciszy, w której wychowywało do mówienia o nim głośno, wszędzie i każdemu: Jak orzeł przelatuj nad ziemią i głoś Słowa Boże! (DD I/182).
Kto ukochał Słowo i daje się Mu prowadzić, temu naprawdę zależy na ludziach. I naprawdę chce dotrzeć do wszystkich, choćby to oznaczało jedno: nie spocząć...
Przez lata obecności w krakowskim Centrum Formacji Duchowej, gdzie poznałam (i nadal poznaję) Ojca Jordana, uczyłam się (i ciągle się uczę), że słowo Boże wszędzie, gdzie się pojawia, zawiązuje relacje. Potwierdza mi to dziś sama Ewangelia. Na początku Słowo jest u Boga – w zażyłości tak wielkiej jak ta, kiedy matka nosi dziecko w swoim łonie. Potem jest w związku z całym stworzeniem, które przez Słowo się stało i jest pełne znaków Jego obecności. Wreszcie – w Jezusie Chrystusie – wchodzi w wyjątkową bliskość z człowiekiem. W tej bliskości Bóg jako człowiek dokonuje zbawienia: napełnia ludzi od środka swoim Życiem i swoim Światłem. I w tym zbawiennym świetle uczy, jak dostrzegać i „czytać” bliźnich.
Więź Ojca Jordana ze Słowem i jego pasja ratowania wszystkich mówią mi: słuchaj słowa Boga, bo Ono uczy słuchać słów ludzi. Każda relacja z drugim człowiekiem zaczyna się od Słowa, które „wypowiedziało” ją jako pierwsze. Czyli – im bliżej jestem Boga, tym bliżej mogę być ludzi. Ilekroć otwieram Pismo Święte i Dziennik Duchowy, rozumiem to lepiej. Skoro Słowo zamieszkało między nami, to także działa między nami i w nas…
Szczerze – nie zawsze łatwo mi spotkać słowo Boże z dnia z konkretną myślą Franciszka od Krzyża. Właściwie – na ogół – niełatwo. Tak jak niełatwo w słowie Bożym czytać samego siebie. Ale przypomina mi się często, że Słowo – Logos, można tłumaczyć także jako sens. Ten sens jest nam dany, darowany, ukazany; nie jest jakoś osobiście przeze mnie osiągnięty, zdobyty, niemal „wydarty” Bogu. Tego właśnie ciągle uczy mnie Ojciec Franciszek, pochylający się nad Ewangelią – skoro świat jest Boży, to Bóg dokończy objawiać sens codziennych zdarzeń ludzkiej historii. Bo przecież, jak wielokrotnie powtarza Biblia, nasze dni nie tyle mijają, ile się wypełniają…
Nie wiem, co przyniesie mi nowy rok.
Właściwie to ledwo wiem, co tak naprawdę przyniósł mi stary.
Z Ojcem Franciszkiem wciąż jeszcze odkrywam wszystko – powoli, jak mówi dziś Ewangelia: „łaskę po łasce”.
Ale jedno wiem na pewno – z nim dalej chcę czytać Pismo Święte z największą czcią i pobożnością, bez pośpiechu, bardziej spokojnie i uważnie, wyjątkowo uważna na wszystko, co mi pomoże stać się pokorną (por. DD I/68). Z nim chcę się uczyć Słowa, które spełnia się zawsze. I zawsze całe, a nie tylko na tyle, na ile je dzisiaj rozumiem.
Teraz też trwają ćwiczenia ignacjańskie w krakowskim Centrum Formacji Duchowej. Wspominając o tym w modlitwie, myślę sobie: Być może jakiś rekolektant, ścieląc łóżko, też mimochodem patrzy na Ojca Jordana?
A potem, z Pismem Świętym w ręku, idzie poznawać Boga i samego siebie.
Bo jak mówi dziś św. Jan: z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy.
Z Niego jest wszystko, co już się stało. I Jego jest wszystko, co jeszcze się stanie.
On ma więcej, niż rozdał.
Zatem najlepsze dopiero przed nami.
*
Zdjęcie: z pokoju krakowskiego Centrum Formacji Duchowej, dokładnie: nad łóżkiem 😉
Jedna uwaga do wpisu “Na początku było Słowo”