Pracuj dla Pana, bo On sam będzie cię żywił!
DD I/191
Bliski musiał być Ojcu Jordanowi Jezus uzdrawiający i karmiący, o którym opowiada św. Mateusz w dzisiejszej Ewangelii. Choroby i głodu Franciszek od Krzyża doświadczył na własnej skórze. I może też dlatego tyle pasji włożył w budowanie Towarzystwa – by karmić ludzi głodnych Boga.
Widzę wyraźnie te tłumy chromych, ułomnych, niewidomych, niemych (por. Mt 15, 29-37). Czyli wszystkich, dla których zwyczajna codzienność jest zupełnie inna, niż dla zdrowych i sprawnych. Bo czasem choroba nakłada ograniczenia, których nie da się przeskoczyć. Bo jest trudem, albo bywa niebezpieczeństwem. Ci, co mnie lepiej znają wiedzą, że to jest trochę mój świat. I chyba nic dziwnego, że właśnie te tłumy chorych, leżących u stóp Jezusa, od razu zwracają moją uwagę.
Bo przecież słowo czytamy tak, jak żyjemy…
A skoro słowo Boże czytamy tak, jak żyjemy, to wcale nie dziwi mnie Jordanowy zapis w Dzienniku: Dzieci o chleb błagały, a nie było nikogo, kto by im go łamał (Lm 4,4) (…) Głoście z zapałem waszej trzodzie Słowo Pana! (DD I/176). To jest cały życiowy kontekst Ojca Jordana – pragnienie karmienia tych, którzy doświadczają głodu ducha.
Można tego znaleźć więcej: Łam dzieciom Chleb przynajmniej raz lub dwa razy w Tygodniu! Nie pozwól się odwieść od tego z błahych przyczyn! (I/195). Przypis w Dzienniku podpowiada, ze owo łamanie chleba to pouczenie w wierze. A więc chodzi nie tylko wprost o Chleb Eucharystyczny. Pouczenie ma swój cel – odpowiada na głód duchowy, doprowadza do Eucharystii i w niej posila Bogiem, który daje pokarm na drogę nie tylko zmęczonym ludziom w Ewangelii, ale i nam wszystkim. Na drogę do wieczności, gdzie zmęczenia już nie będzie. Ani łez, ani głodu, ani tych wszystkich, wymienianych u św. Mateusza chorób. Ani śmierci. Będzie tylko Życie, które Bóg udziela nam już teraz, cząstka po cząstce, Eucharystia po Eucharystii. I już teraz podpiera Sobą naszą, nieraz chwiejącą się, codzienność.
O tej chwiejącej się codzienności Ojciec Jordan też sporo wiedział. Stabilizował ją sobie właśnie Boskim Pokarmem. Pisał wprost: Karm i wzmacniaj swoją duszę (…) Chlebem Żywota (por. DD I/150). Można powiedzieć, że Franciszek od Krzyża – jak ci chromi z dziś – nakarmiony stawał na nogi, po tym, jak inni co trochę próbowali mu „nogę podstawić”. Wiadomo, że nieprzychylnych Jordanowej pasji – nie brakowało.
Przy niektórych wpisach w Dzienniku o Eucharystii można znaleźć daty. Jeśli – idąc za myślą, że czytamy słowo tak, jak żyjemy – da się ustalić jaki to moment w życiu Ojca Założyciela, można zobaczyć w tych zapisach o wiele więcej, niż się początkowo wydaje.
Zerkam sobie na taką notatkę: Nie trać nadziei w swoim przedsięwzięciu, choćby nawet spotykały cię przeszkody (…) Jest wolą Bożą, żebyś wykonał dzieło! A niżej: 27 grudnia 1879, po Mszy świętej. Pamiętaj o tym jak już wcześniej po komunii (I/151*). Pierwsza myśl: nic dziwnego, Jordan często tak pisał: że dzieło to wola Boża, że jest moralnie pewne. I często zaznaczał, że to są myśli przychodzące po ofierze Mszy Świętej. Ale te daty nie dają mi spokoju. Szukam trochę w Dzienniku, trochę w pamięci i… mam. Ten 27 grudnia 1879 r. to niemal dokładnie rok po wysłaniu listu biskupa Lothara, pasterza archidiecezji fryburskiej, do rektora kolegium Campo Santo Teutonico – ks. Antoniego de Waala, w którym odniósł się bardzo krytycznie do pomysłów Ojca Jordana. Wiadomo jakich: o zakładaniu Towarzystwa. Ten list został napisany w Boże Narodzenie (!). A propos, znacie taką kolędę: Nie było miejsca dla Ciebie?…
Ale cechą charakterystyczną pasji Ojca Jordana było to, że – odrzucany – ciągle zaczynał od nowa. Jeszcze raz. I ufał. Dzięki temu znów mógł sobie napisać: Po Mszy świętej doznałem powtórnie szczególnej zachęty i radości – 2 maja 1880 (I/156*). Kolejny raz – i wcale nie ostatni – karmiący Bóg dawał mu pociechę, na nowo poszerzał horyzont życia i nadziei. Czy nie tak samo czują się uzdrowieni i nakarmieni z dzisiejszej Ewangelii?
Jest w tej perykopie jeszcze jeden szczegół, który zawsze przyciąga moją uwagę, a tym razem pozwala się czytać „w Jordanowym kontekście”. Rozmnożony chleb najpierw sam Jezus podawał uczniom, a dopiero potem oni rozdawali głodnemu tłumowi. Czyli – wszystko „przechodziło” przez ręce Boga. A co przechodzi przez Jego ręce – nie zginie nigdy i zawsze dalej przekaże więcej, niż ktokolwiek by się spodziewał. On sam będzie cię żywił! – pisał sobie z ufnością Założyciel. Pytanie do znawców tematu: Czy cała historia Towarzystwa Boskiego Zbawiciela tego nie potwierdza? 😉 Chyba nie trzeba odpowiadać…
Zresztą, wspominany wyżej rektor kolegium, ten, który w Boże Narodzenie dostał list od biskupa z krytycznymi uwagami o Jordanie, po jakimś czasie napisał o Ojcu Franciszku: „Ręka Boga jest wyraźnie widoczna w jego działalności”.
A ja dodam od siebie: widać Ją cały czas.
Boski Zbawicielu, za wstawiennictwem Sługi Twojego Ojca Franciszka, ucz mnie przyjmować wszystko z Twojej ręki.