Nie powinieneś mieć w niczym radości oprócz Boga i tego, co cię prowadzi do Boga.
DD I/74
Wielu wie, że bardzo lubię Łukaszowy styl pisania o Jezusie. Dzisiejsze „rozradował się w Duchu”, raduje i mnie. Radością jest słuchać o Synu, który cieszy się całym sobą z „upodobania” Ojca.
To Jezusowe „rozradowanie się” (por. Łk 10, 21-24) musiało być wyjątkowe, skoro pisze o tym Ewangelista, który nawet nie miał z Nim bezpośredniego kontaktu. Poznawał Mistrza z relacji św. Pawła. Nieprzypadkowo – tego samego, który pisał: „Radujcie się zawsze w Panu…” (Flp 4,4). Wielka musiała być radość Jezusa, skoro, zasłyszana z opowieści – poruszała tak mocno, by dalej o niej opowiadać. I jak bardzo musiała się …udzielać!
A że w Bogu nie ma końca – udziela się nadal.
Nie porusza Was Syn Boży, który cieszy się Ojcem miłującym prostaczków? Który dla tych prostaczków wszystko odda, nawet własne życie? Bez stawiania im warunków i bez zabezpieczeń dla siebie? Przecież taki właśnie jest Jezus i to już od chwili narodzin. Do żłóbka każdy może przyjść. Nawet ten, co – ze szczęściem w oczach – do końca nie rozumie, jak to się stało, że przyszedł…
Czytam w Ewangelii, że Jezus wysławia Ojca nie tylko za to, że objawił „te rzeczy” prostaczkom, ale i za to, że zakrył je przed „mądrymi i roztropnymi”. Jak to? Jednym odkrywa, a innym nie?
Ojciec Jordan pomaga mi zrozumieć dlaczego.
Prości ludzie nie przypiszą sobie tego, co pochodzi od Boga. Raczej będą mówić jak Franciszek od Krzyża: Na co przyda się całe twoje działanie bez Niego? (DD I/125); Albo: Nie szukaj nigdy siebie, lecz jedynie Boga, swojego Stwórcę i najwyższego Pana (DDI/93). W spełnianiu woli Bożej – odkrywanej powoli – Ojciec Jordan znajdował cały sens i wartość swojego życia, pasji i dzieła. Streścił to przepięknym zdaniem: Lepiej być biednym robaczkiem, jeśli Bóg tego chce…niż Serafinem, jeśli Bóg tego nie chce (DD III/13).
Tak się zastanawiam – czy umiem naprawdę cieszyć się z tego, że Bóg mówi mi o sobie tyle, ile mówi? Nie mniej, nie więcej. Tyle, ile On sam chce i kiedy chce? Czy raduję się tym, co mi już odkrył, ale i tym, że wciąż coś pozostawia zakryte? Przecież o to chodzi w adwentowej radości, przepełnionej „już i jeszcze nie”…
To Ojciec Jordan ciągle prowokuje te pytania. On wie, że Bóg odkrywa, bo kocha. A jeśli nie odkrywa – to także z miłości. Bo Bóg umie czekać na człowieka, choćby człowiek nie umiał czekać na Boga. Franciszek od Krzyża daje mi dobrą radę na ten Adwent: realizuj wielkie, Boże pragnienia małymi krokami.
Dziś po śladach wytrwałych, Jordanowych kroków chodzą ci, którzy – w uszczęśliwiającej prostocie słów i gestów – pomogli mi zobaczyć Ojca Franciszka i jego miłość do Zbawiciela po raz pierwszy. Być może nie wiedząc nawet, że to się stało.
Wiele się od tamtej pory zdarzyło. Nie wiem, co się jeszcze zdarzy.
Ale szczęśliwe jest moje „już”.
Wraz z Ojcem Jordanem ufnie patrzę w „jeszcze nie”.
I chcę dziś zawołać jak Jezus:
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że dałeś mi tych, co mnie do Ciebie prowadzą!
Pokaż mi, jak – choćby spojrzeniem – nieść Jordanową radość: pokorną, dobroczynną, skromną i budującą (por. DD I/16) tam, gdzie ludzie zapomnieli, że mamy już z Kogo i z czego cieszyć.