Idziecie jako światło świata i sól ziemi. Starajcie się zawsze być solą ziemi, tak abyście nie zostali wyrzuceni i podeptani! Bądźcie światłem świata! Przez święte życie, przez to, że świętą, katolicką wiarę urzeczywistnicie najpierw w sobie, bądźcie światłem dla tych ludów (…). A zatem najpierw sami stańcie się światłem, a potem głoście wiarę Kościoła katolickiego. Nie odstępujcie od niej ani na krok, lecz bądźcie prawdziwym światłem i świećcie dla wszystkich owych ludów!
Pożegnanie misjonarzy wyjeżdżających do Assam 29.12.1895
Owe ludy wspominane przez bł. Franciszka Jordana w przemówieniu to ci, do których wyjeżdżają misjonarze, mający posługiwać w Indiach Północnych. Ale słowa o soli i świetle słyszą dziś wszyscy, także ci, dla których prawdziwą „misją” jest własne podwórko.
Może właśnie o tym mówi też dzisiejsza Ewangelia (por. Mt 5,13-16), bo być „solą ziemi” dotyczy każdej ziemi, na której jestem, lub kiedykolwiek się znajdę. Sól bez ziemi nie spełni przecież swojego zadania. Czyli każdą ziemię trzeba szanować, na każdej próbować znaleźć swoje miejsce, choćby niewielu tam chciało korzystać z mojej solniczki i coraz bardziej męczyła myśl, że wzywając do bycia solą akurat tutaj, Bóg potrafi człowiekowi nieźle dosolić. A przecież nie ma terenów „wyłączonych” z miłości Bożej. On najlepiej wie, gdzie i przy kim mam starać się być światłem, zdejmując sandały wobec świętej ziemi mojego bliźniego.
To jest chyba też ważny element pasji Jordanowej – zgodzić się na warunki, w których przyszło nam służyć. Posługa w Assam zapewne nie należała do łatwych. Ale czy ta codzienna, powiedzmy, na miejscu, upływała lekko i przyjemnie? Czy to, co było do zrobienia przez współbraci „na wyciągnięcie ręki” było mniej istotne dla zbawienia dusz? Gdzieś, nie pamiętam gdzie, Błogosławiony pisał, że nie ma nieważnych posług i zadań. A zresztą, nawet jeśli samemu pozornie nic się nie da zdziałać, jest wiele do zdziałania poprzez harmonijne współdziałanie z całością. Skoro „jesteście solą” to znaczy, że realnie jest nas więcej, a zmaganie o wiarę jest naszą wspólną sprawą, bo wielu jest tych, do których Chrystus kieruje te same słowa.
Jakkolwiek trudne może się to wydawać – jesteśmy po to, by smak ziemi, czyli ludzi i świata był lepszy. Strawniejszy. Nadawanie Bożego smaku rzeczywistości to jest nasza tożsamość. Bez żadnych gierek, ani udawania. Jestem solą – jestem sobą. Bez soli ziemia jest gorsza. Bez światła – może być nawet niebezpieczna. A wobec niebezpieczeństw jedno okazuje się naprawdę istotne – odwaga chrześcijańskiego życia, potwierdzonego bardziej konkretem uczynków, niż teorią słów.
Nie tak łatwo być światłem świata, to znaczy wybrukować ludzkie ścieżki dobrem. Ale co innego niż sprawiedliwość i miłość może pomóc mnie i innym zobaczyć to co najważniejsze – Bożą chwałę? Pomyślcie, jak wiele dobra płynie z takiej gorliwości! Jak bardzo rośnie chwała Boża, jak wiele dusz zostaje uratowanych (Kapituła z 19.01.1900).