Jeśli pobłądziliście, nie traćcie ufności! Żałujmy tego i idźmy do Zbawiciela. Ale starajmy się, aby w przyszłości nie szkodzić sobie przez grzech.
Kapituła 15.12.1899
Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie ma lepszego sprawdzianu świętości niż to, jak traktuje się grzeszników. Zapamiętałam to sobie i w miarę poznawania bł. Franciszka od Krzyża i zgłębiania jego pasji ratowania wszystkich utwierdzałam się: to prawda.
Dzisiejsza scena z Ewangelii wywołuje u słuchaczy różne reakcje. To co się dzieje według relacji św. Jana jednych gorszy, innych zachwyca. Jednym naprawdę daje siłę i nadzieję, innym, pośród oporów – na poważnie daje do myślenia. Oto Jezus nie potępia kobiety, przyłapanej „dopiero co” na cudzołóstwie. Nie przyłącza się do głosów oburzenia, nie bierze do ręki kamienia jak pozostali. Co więcej, staje w obronie tej kobiety przeciwko wszystkim, którzy chcą ją zabić (por. J 8,1-11).
Chyba warto zauważyć, że Jezus wcale nie mówi do kobiety, że wszystko jest ok. Wie, że zgrzeszyła. Chroniąc przed ukamieniowaniem za cudzołóstwo wzywa ją wprost, aby nie robiła tego więcej. Tu nie ma żadnej naiwności, braku rozeznania w sytuacji, „rozmywania” ewidentnej winy. Jest stanięcie twarzą w twarz z konkretem prawdy o ludziach i prawdy o ludzkim grzechu.
Grzech dzieje się w życiu człowieka. Jest wyrazem jego bezradności, głupoty, dążenia za źle rozpoznanym dobrem, łatwiejszym rozwiązaniem, chwilową przyjemnością. Jest grzech, jest grzesznik. Ale grzesznik nie jest tym grzechem. Grzech należy potępić, nie grzesznika…
W notatkach bł. Franciszka od Krzyża można znaleźć notkę zaczerpniętą z lektury duchowej: Popełniający grzech śmiertelny jest wciąż obrazem Boga (por. DD I/81). Czy nie słychać tu najgłębszego uzasadnienia jego pasji ratowania dusz? Tu przecież tkwi sedno jego niezłomnej troski o wszystkich, szczególnie o tych, co nie znają i nie kochają Boga! Modląc się u świętych stóp o gorejącą miłość, która nigdy nie oziębnie ani się nie skończy (por. DD I/107) Błogosławiony nauczył się bezbłędnie oddzielać cień, który rzuca grzech, od niegasnącego blasku ludzkiej godności. Tak posiadł tę zbawienną umiejętność odróżniania obrazu Boga, złożonego w każdym człowieku, od brudnych śladów ludzkich pomyłek i upadków, które zamazują podobieństwo między Nim a nami. Dobrze to wiemy – w naszym życiu bywa różnie. Byle nie stracić z oczu tego, co tkwi na dnie ludzkiego serca. To o nas przecież Bóg powiedział: „mój lud wybrany” (por. Iz 43,16-21), to dla nas, jak przypomina dziś psalmista: „uczynił wielkie rzeczy”…
Być może właśnie dlatego bł. Franciszek Jordan odkrył w sobie i do końca życia realizował tę wielką pasję ratowania wszystkich i pomagania im, by szli do Zbawiciela, „wytężając siły ku temu, co przed nimi” (por.Flp 3,8-14). Dlatego dobrze wiedział co mówi, przemawiając do braci: Jeśli kapłan jest przyjazny wobec grzesznika, jeśli pokazuje, że go szanuje, to być może doprowadzi go do nawrócenia – i odwrotnie (Kapituła 25.11.1898).
Dlatego – dla wielu i to na długo przed beatyfikacją – był święty…
Lekcja z dzisiejszej Ewangelii to i lekcja od bł. Ojca Franciszka, zdolnego nie spocząć dla choćby jednego (por. DD II/1): Im większa świętość, tym większe powinno być miłosierdzie, tym większa powinna być skłonność do tego, by stawać po stronie grzeszników. Tylko prawdziwie święci potrafią naprawdę kochać i naprawdę wybaczać.