Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny
Łk 6,36; DD I/157
Gdy sięgnęłam do papieskiego orędzia na XXX Światowy Dzień Chorego i zerknęłam do czytań na 11 lutego, byłam pewna – chcę przeżyć to wszystko razem z bł. Franciszkiem Jordanem.
Może to dlatego, że wątek cierpienia i choroby był obecny w jego życiu. Doświadczał tego już w dzieciństwie, chociażby patrząc na ojca, który w wyniku wypadku (stratowały go konie) znacząco utracił sprawność i w młodym wieku zmarł. Dla piętnastoletniego wówczas Jana Chrzciciela Jordana było to bolesne przeżycie i – co podkreślają biografowie – przełom na jego duchowej drodze.
O nim samym też mówi się, że był wątłego zdrowia. Nawet z wojska zwolnili go wcześniej, prawdopodobnie z tego powodu. Wytężona praca i wielogodzinna nauka przed wstąpieniem do seminarium pewnie także zrobiły swoje. Późniejsze liczne podróże, pojawiające się kłopoty przy powstawaniu Towarzystwa – i to musiało stopniowo odbierać mu siły. Zapiski w Dzienniku, w których Błogosławiony przyznawał się do cierpienia, choroby i konieczności regenerowania sił i odpoczynku potwierdzają, że życie które prowadził sporo go kosztowało. Ale pewnie i dlatego miał tak wysoką wrażliwość na słabość ludzką i na cierpienie fizyczne lub duchowe, które dotyka choćby jednego. Zresztą, ze słowa Bożego wiedział, że taki był jego ukochany Zbawiciel – szczególnie wrażliwy na chorych; troskę o nich uczynił przecież ważnym (głównym) elementem misji Apostołów.
Słuchając dziś fragmentu Ewangelii o uzdrowieniu głuchoniemego (por. Mk 7, 31-37) sięgam wzrokiem i pamięcią do – wielokrotnie już czytanych – informacji o ostatnich dniach życia bł. Franciszka Jordana. Spędził je w Szwajcarii, z dala od swojego ukochanego Rzymu i domu macierzystego. Było tam tylko kilka osób, czuwających przy jego łóżku, a on, coraz bardziej wycieńczony chorobą, po prostu odchodził. I to jakoś przybliża mnie do historii z Ewangelii, decyzją Jezusa również dziejącej się „z dala od tłumu”. W centrum Markowej relacji uzdrowienia jest tylko Jezus i ten cierpiący człowiek. Trochę tak, jak tam, w tym przytułku dla ubogich w Tafers, „z dala od tłumu”, któremu bł. Franciszek od Krzyża Jordan poświęcił całe życie.
Mówią, że mam wyobraźnię, więc raz po raz próbuję jakoś „znaleźć się” w tamtej sytuacji z umierającym Ojcem Założycielem. Gdy Ewangelia dziś wspomina o tym, że Jezus dotyka uszu i języka chorego, kojarzę ze wspomnień s. Huberty Dehottay, szarytki, czuwającej przy cierpiącym Ojcu Franciszku: Gdy podano mu krzyż przycisnął go mocno do serca i powtarzał: Mój Jezus Miłosierny. Ten obraz Błogosławionego z krzyżem Jezusa w ręku (również w mocnych napadach bólu!), rodzi we mnie myśl: Kto tu kogo tak naprawdę dotykał…?
Gdy w Ewangelii słyszę reakcje otoczenia, zdumionego Jezusem uzdrawiającym: „Dobrze wszystko uczynił”, słyszę i konającego bł. Franciszka, który – świadom uchodzących z niego sił – ufał, że śmierć nie jest końcem, bo Boże Miłosierdzie pozwoli pójść „dalej”: Ukochany Bóg jest tak dobry; Wszystko jak Bóg chce. Gdy wybrzmiewa ewangeliczne „Effatha”, docierają do mnie też różne inne Boże słowa, które Błogosławiony zapisał sobie z kart Pisma Świętego jako uzdrawiające, jak choćby wielokrotnie notowane: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (por. Flp 4,13). I – niby przy okazji – uświadamiam sobie, że bł. Franciszek za życia wyraźnie pokazał ważną prawdę dzisiejszej Ewangelii: Bóg nie daje mowy do paplania. Nie daje słuchu po to, by słuchać rzeczy nieistotnych. Słyszenie jest darem. Darem jest zdolność mówienia. Czy nie są dziś wielkim darem dla nas te jego ostatnie słowa, Bogu dzięki USŁYSZANE przez ówczesną, nazwijmy to: służbę zdrowia i dołączone do wydawanego drukiem jego Dziennika? Ile te, pourywane cierpieniem zdania mówią o…życiu! Ile dziś „mówi” zachowana w stanie nienaruszonym krtań bł. Franciszka!
Patrzę z wdzięcznością na słowa, które wybrał Ojciec Święty Franciszek jako hasło przewodnie orędzia na XXX Światowy Dzień Chorego. Fragment Łukaszowej Ewangelii w którym Jezus wzywa do miłosierdzia na wzór Ojca (por. Łk 6,36) znajdują się także w Dzienniku Duchowym Błogosławionego i wydaje się, że naprawdę miały dla niego znaczenie.
Swego czasu te właśnie Jordanowe notatki z Ewangelii Łukasza naprawdę dały mi do myślenia. Bł. Franciszek zapisał je po łacinie. Za pierwszym razem (por. DD I/93) nie przepisał cytatu w jego dosłownym brzmieniu. Sparafrazował go, zamieniając liczbę mnogą: Bądźcie (łac. Estote) na pojedynczą: Bądź (łac. Esto), a zamiast „jak” użył „ponieważ” (łac. quoniam). Zwracał się w ten sposób do siebie; siebie samego wzywał do bycia miłosiernym. Z jasno określonego powodu- ponieważ taki jest Ojciec Niebieski: Bądź miłosierny, ponieważ Bóg też jest miłosierny! Później spisał Łk 6,36 w dosłownym brzmieniu: Bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz jest miłosierny (por. DD I/157). To było dla mnie ważne odkrycie, które warto sobie przypomnieć również w Dzień Chorego: żeby mówić komuś: „wy bądźcie”, najpierw trzeba sobie powtarzać: „ty bądź”. Tak się doświadcza dotyku Miłosierdzia: umieć najpierw wołać do siebie: „Stawaj się miłosierny”, a dopiero potem do innych: „Stawajcie się miłosierni”! Myślę, że Błogosławiony Franciszek od Krzyża, któremu słowo miłosierdzie towarzyszyło do samego końca (Siostro, miłosierdzie Pana jest, jeśli przyjdziemy do nieba, miłosierdzie Pana” – 6 września – dwa dni przed śmiercią; por. DD, Ostatnie słowa), w pełni zgodziłby się z Ojcem Świętym Franciszkiem, że miłosierdzie to „imię Boga, które wyraża Jego naturę; nie jako okazjonalne uczucie, ale jako siłę obecną we wszystkim, co On czyni. Są to siła i czułość razem.”
Druga część hasła z papieskiego orędzia: „Trwając na drodze miłosierdzia przy tych, którzy cierpią” oraz fragment poświęcony pracownikom służby zdrowia traktuję jako zaproszenie do wdzięczności za tych właśnie, czuwających przy umierającym bł. Franciszku: pielęgniarki s. Aloysii Bellwald i pielęgniarza Jeana Stempfel. Naprawdę nic nie wiem o tych ludziach, ale czytając spisane przez nich ostatnie słowa Błogosławionego, zaczynam głębiej rozumieć myśl z tegorocznego orędzia papieża Franciszka: „Chory jest zawsze ważniejszy od jego choroby (…) nie można pominąć wysłuchania pacjenta, jego historii, lęków i obaw. Nawet wtedy, gdy nie można wyleczyć, zawsze można otoczyć opieką, zawsze można pocieszyć, zawsze można sprawić, by pacjent poczuł bliskość, która świadczy o zainteresowaniu osobą bardziej niż jej chorobą”. Błogosławiony Franciszek chyba to czuł: Niech Bóg ochroni pana ze względu na dobrą posługę, którą mi pan czyni – powiedział do swojego pielęgniarza. Czyli – im na serio zależało na osobie; to była ta miłość wcielona w podanie wody, leku, poprawienie poduszki i życzenie dobrej nocy. To jest to, o czym mówi na dziś Papież: „Drodzy pracownicy służby zdrowia, wasza służba chorym, pełniona z miłością i kompetencją, wykracza poza granice zawodu i staje się misją. Wasze ręce, dotykające cierpiącego ciała Chrystusa, mogą być znakiem miłosiernych rąk Ojca. Bądźcie świadomi wielkiej godności waszego zawodu, a także odpowiedzialności, jaka się z nim wiąże.”
Za co więc mogę dziś, w ten Światowy Dzień Chorego, we wciąż trwającym Roku Dziękczynienia za beatyfikację bł. Franciszka Jordana – podziękować Bogu?
Niezmiennie – za Błogosławionego Franciszka o wątłym zdrowiu, które nie tylko nie było przeszkodą w wiernym wypełnianiu przez niego woli Bożej, ale stało się czytelnym znakiem Chrystusa, miłującego najsłabszych wszystkich miejsc i czasów. Za to, że Błogosławiony umiał przeżywać swój ból – fizyczny i duchowy – w jedności ze Zbawicielem, przekonany, że cierpienie również jest apostolatem. Za to, że nawet tracąc głos – nie przestawał głosić Tego, który niesie miłość silniejszą niż śmierć.
I za tych zwykłych, prostych ludzi – pielęgniarzy i pielęgniarki – dzięki którym dziś możemy być ciut bliżej niedzielnych, świętych godzin poprzedzających 20:02 – 8 września 1918 roku. Godzin, w których – „z dala od tłumu” – bł. Franciszek Maria od Krzyża Jordan, pragnący zbawienia wszystkich, z drżeniem powtarzał: Mój Jezu, Twój jestem, tak Twój, tylko Twój cały. I jak zawsze – nie ustawał w modlitwie, by głuchy i niemy świat pozwolił się wreszcie dotknąć Bożemu Miłosierdziu.