Żyj we mnie, zabij mnie, a Ty żyj! Niech umrze wszystko, co przeszkadza Twoim dziełom we mnie, tak jak Ty chcesz.
DD I/168
Gdyby chcieć opowiedzieć życie bł. Franciszka Jordana jednym zdaniem, można by spróbować w ten sposób: Pozwolił się przywołać i poszedł tam, gdzie Bóg chciał. Tak da się też najprościej streścić całe jego dzieło, bo dokładnie to samo zrobili jego następcy, wszyscy bracia, o których na łożu śmierci mówił: przyjdą i będą, wspominając nasze cierpienia, pracować dalej. Jakie jest zaskoczenie, kiedy człowiek odkrywa, że i jego Bóg sobie do czegoś wybiera. Dać się Bogu zaskoczyć – chyba od tego zaczyna się droga do poświęcenia Mu siebie w całości.
Zawsze mnie poruszało to, co słyszę dziś w Ewangelii (por. Łk 2,22-40). Symeon i Anna, ludzie, którzy już przeżyli swoje, wyszli na spotkanie Jezusa, Maryi i Józefa. Dla Symeona wreszcie spełniła się obietnica oglądania Mesjasza. Zobaczył Tego, na którego bardzo czekał. Wystarczyła wierność, aby życie Symeona i Anny znalazło swój pełny sens. Wszystkie ciemne chwile rozjaśniły się Bożym światłem. Wszystkie tęsknoty znalazły ukojenie, bo ludzkie oczy ujrzały Boże zbawienie.
I tak dzisiejsze słowo stawia przed moimi oczami bł. Franciszka od Krzyża Jordana. Jemu ten „piękny, choć trudny przykład życia Symeona – życia z tęsknotą za ukrytym dla jego oczu Sensem” – nie był obcy. Widzę go w ewangelicznej historii na dziś – latami oczekującego na realizację powołania kapłańskiego, wiernie spełniającego Boże wezwanie do chwały Bożej i ratowania dusz w nieprzychylnych warunkach, ufającego, że Bóg we właściwym czasie ześle znowu promienie swego świętego światła (por. DD I/23). W towarzystwie dwojga wiernych jedynemu Bogu staruszków z Łukaszowej perykopy, wybrzmiewa ta pełna pasji gotowość: i na czyn, i na cierpienie, którą bł. Jordan wyraża w Dzienniku, nawiązując do swojego pragnienia poświęcenia się Bogu i złożenia ślubów: Dopóki znany mi jest jakiś zakątek na ziemi, gdzie Bóg nie jest miłowany, nie mogę pozwolić sobie na chwilę spokoju (por. DD I/166); (…) słudzy Boga są przez Boga wybierani i wyznaczeni bardziej do tego, by dla Niego cierpieć, niż by dla Niego pracować. Służenie Bogu i działanie apostolskie polega mianowicie bardziej na wielu cierpieniach niż na czynie. Mężnie działać, jest rzymskie, mężnie cierpieć jest chrześcijańskie (por. DD I/167). Razem z Symeonem, spełnionym i gotowym już na błogosławioną śmierć, słyszę także słowa cytowane dziś u góry wpisu, które bł. Franciszek zanotował sobie po złożeniu ślubów…
Tak to naprawdę jest: wierni Bogu pokazują Boga innym. Wierni Bogu promieniują światłem. Wierni Bogu są ratunkiem dla świata. Bo Bóg przez wiernych Jemu dociera wszędzie, gdzie chce i dokonuje swoich cudów.
Dziś, w Święto Ofiarowania Pańskiego, w kolejny Dzień Życia Konsekrowanego warto z wdzięcznością wspomnieć ludzi, którzy podejmują życie w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie, by niepodzielnym sercem służyć Chrystusowi i drugiemu człowiekowi. I warto przed Bogiem ucieszyć się, że taka właśnie jest salwatoriańska rodzina Błogosławionego Ojca.
Przekształcenie Katolickiego Towarzystwa Nauczania w zgromadzenie zakonne odbyło się w Niedzielę Męki Pańskiej 11 marca 1883 roku. W tym dniu, w Bazylice św. Piotra o. Ludwik Steiner OFMConv – spowiednik ks. Jordana nałożył na niego szary habit (potem jakiś czas noszono takie w zgromadzeniu), a ks. Jordan na jego ręce złożył wieczystą profesję według następującej formuły: Przyrzekam naszemu Ojcu Świętemu, Leonowi XIII i jego prawowitym następcom, posłuszeństwo, jak również ubóstwo i czystość oraz zobowiązuję się przy pomocy łaski Bożej oddać się i poświęcić całkowicie Chwale Bożej i zbawieniu dusz (por. DD I/167). Ks. Jan Chrzciciel Jordan, składając śluby zakonne, przyjął nowe imię: Franciszek od Krzyża, na wzór św. Franciszka z Asyżu, którego uważał za swój ewangeliczny ideał.
Taka data złożenia profesji przez ks. Jordana to nie był przypadek. Jeśli już, to raczej „przypadek”, któremu na drugie imię: Opatrzność Boża. Trzy lata wcześniej, również w Niedzielę Męki Pańskiej, Błogosławiony Założyciel salwatorianów i salwatorianek położył na Grobie Pańskim w Jerozolimie zarysy konstytucji swojego instytutu. Przydomek od Krzyża też wybrał w przekonaniu, że jego dzieło naprawdę rodzi się u podnóża Krzyża Chrystusa, Zbawiciela świata. Tak swoją drogą – nie ma chyba większego znaku wierności niż krzyż…
Dzień przed złożeniem ślubów bł. Franciszek zapisał w jednym ze swoich listów do przyjaciół: O, jak wiele włożył Bóg w nasze ręce, czyniąc nas współpracownikami zbawienia dusz. Jakżeż będą modlić się za nas te dusze, które po Bogu nam zawdzięczają swoje zbawienie. Zdecydowałem się zatem, aby całe moje życie ofiarować Bogu w ofierze dla zbawienia dusz; przy Bożej pomocy udało mi się już znaleźć kapłanów i świeckich z różnych krajów i narodów, którzy mi pomagają w tym Boskim dziele. Nasz głos dociera już na cały świat i ma tysiące słuchaczy.
Piękne, nie? I słuchając tego dziś, prawie 140 lat później – jakże prawdziwe!
W ten świąteczny dzień obchodzony w Roku Dziękczynienia za tak długo wyczekiwaną beatyfikację bł. Franciszka Jordana wybrzmiewa to jeszcze mocniej: naprawdę wystarczy wierność! Jak widać – przez nią Bóg napełnia świat sensem, zapala światło, spełnia tęsknoty. I przez wiernych, żyjących na Jordanowy wzór, dociera na cały świat i nadal dokonuje swoich cudów.
Błogosławiony Ojcze Franciszku, Założycielu rodziny zakonnej, módl się za nami!
Uosobienie Reguły, wstawiaj się u Boga za poświęconymi Jemu – twoimi dziećmi!
*
Zaznaczone cytatem słowa dotyczące przykładu życia Symeona pochodzą z homilii wygłoszonej u salwatorianów w Krakowie 2 lutego 2020 roku.
Można jej wysłuchać TUTAJ
*
Użyte we wpisie zdjęcie oczywiście nie jest moją własnością. Zrobili je klerycy z seminarium w Bagnie.