Miłość braterska jest Boskim cementem, bez którego żaden dom nie może być scalony.
DD IV/4

Nie wiem, który już raz słucham historii o namaszczeniu w Betanii (J 12, 1-11). I chyba wstyd powiedzieć – ale potrzeba było pandemii, żebym naprawdę usłyszała, że Jezus przychodzi do domu.

To jest Jego decyzja – przyjść do przyjaciół w niełatwym dla Siebie momencie. Wie przecież, że śmierć jest blisko. To, że odwiedza rodzinę w Betanii, nie jest z Jego strony jakąś powinnością w stylu „ostatnie pożegnanie”, ani też zwykłą sympatią. To nawet nie jest tylko miłość przyjacielska (gr. filia). Ponieważ Jezus jest już gotowy oddać życie za ludzi (sześć dni dzieli Go od Męki), przychodzi do Marty, Marii i Łazarza z miłością ofiarną (gr. agape). Z miłością zawsze, wszędzie, dla wszystkich. Brzmi znajomo…

Nie przypomina Wam to Ojca Franciszka, człowieka-daru, ojca, gotowego do ciągłego oddawania życia dla wszystkich swoich dzieci? On naprawdę, jak mało kto, rozumiał słowa św. Hieronima: Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro i nic dziwnego, że zapisał je w Dzienniku (por. DD IV/33). Miał świadomość, że z miłością się po prostu nie czeka. A zakładając Towarzystwo Boskiego Zbawiciela wiedział, że tylko miłość buduje domy z miejscem dla wszystkich. Zwłaszcza dla Boga.

Może to dziwne, ale najwięcej miłości Jezusa słyszę w Jego stanowczym: „Zostaw ją”, skierowanym do Judasza, któremu nie podoba się zachowanie jednej z sióstr Łazarza.

Po pierwsze to obrona Marii. Ona i jej rodzina byli przyjaciółmi Jezusa. Maria nie robiła niczego złego, namaszczając stopy Jezusa. Judasz na nią napada, Jezus bierze ją w obronę. Jak przystało na kochającego przyjaciela.

Po drugie to zdemaskowanie intencji Judasza. Przecież Jezus wie doskonale, że wcale mu nie chodzi o ubogich. I ujawnia to, bo kocha. Tak, jak ujawni prawdę o Judaszu w Wieczerniku – z miłości, która w całej łagodności mówi: wiem, co w tobie jest i jestem przy tobie. Skoro Jezus „zanurza dłoń w misie” (por. Mt 26,23) razem z Judaszem, to znaczy, że nie odsunął się od niego. Nie wyprosił go z Ostatniej Wieczerzy. Judasz sam sobie wyszedł.

Po trzecie – to przypomnienie, że Bóg często widzi dobro tam, gdzie człowiek nie potrafi, albo nie chce tego dobra dostrzec.

Jezus jest w domu rodzeństwa z Betanii gościem i to gościem honorowym, bo uczta była przygotowana dla Niego. Zaangażowanie domowników w to, żeby Jezusa z szacunkiem przyjąć – jakie to wymowne teraz! Jakie nam potrzebne!
Czujecie to?
Słowo nas rozumie.
Słowo o nas teraz myśli…

Zatrzymuje mnie w tej domowej historii jeszcze jedna sprawa: gorliwość. Może dlatego, że gorliwość ważna była dla Ojca Jordana. Może dlatego, że w obecnych czasach trzeba naprawdę zrozumieć, na czym ona polega.

Gorliwość jest dobra. Byle tylko być gorliwym w tym, co trzeba.
Marta jest gorliwa w służbie.
Maria jest gorliwa w czułości.
Łazarz jest gorliwy w towarzyszeniu.

A Judasz?
On też jest gorliwy.
Tyle tylko, że w dopominaniu się o pieniądze, które do niego nie należą.

Rodzeństwo z Betanii jest gorliwe w przyjmowaniu Jezusa, w nawiązywaniu z Nim relacji. Dlatego w życiu i domu Marty, Marii i Łazarza jest miejsce Jezusa i właśnie dlatego mogą Go z radością przyjąć „u siebie” i „u siebie” się z Nim spotykać. W jakiej zażyłości możesz żyć z Bogiem, gdy będziesz prawdziwie gorliwy! – czytam w Jordanowym Dzienniku (por. DD I/139).

Judasz jest gorliwy w dbaniu o siebie. Dlatego, chociaż w Betanii siedzi z Jezusem przy jednym stole, chociaż chodzi z Nim, jak inni uczniowie – wcale Go nie spotyka. Bo sama gorliwość nie wystarczy. Trzeba ją jeszcze właściwie ukierunkować. Ojciec Jordan wyjaśnia to bardzo precyzyjnie: Twoja gorliwość niech wypływa zawsze z miłości Boga, niech będzie kierowana przez Wolę Bożą i niech będzie ustalona przez mądrość, wytrwałość i sprawiedliwość (DD I/137).

Taka gorliwość jest przez Boga chcianym lekarstwem, które cię może czynić zdrowym (por. DD I/138). Taka gorliwość tworzy przestrzeń realnego spotkania. Otwiera Bogu dom, bo otwiera na relację z Nim. Zawsze jest gotowa miłość przyjąć i miłość ofiarować. Choćby cena była wysoka.

Tylko czy prawdziwa miłość ma jakąkolwiek cenę?
Tak. Ale ceną miłości nie jest ani trzydzieści srebrników, ani nawet trzysta denarów, za które można było sprzedać ten szlachetny olejek.
Prawdziwa miłość ma cenę krzyża, wziętego na ramiona ze względu na ludzi – przyjaciół Boga.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s