Muszę mieć pragnienie trzech rzeczy: że jestem posłuszny Bogu, że cierpię dla Boga i że wielu ludzi służy Bogu.
DD I/121

Jak dobrze, że oni obaj są dziś ze mną. Święty Józef, którego uroczystość świętujemy w liturgii i Sługa Boży Franciszek od Krzyża, który z Józefem zrozumiałby się bez słów. Zresztą, jeden i drugi robił najważniejsze rzeczy po cichu i w wielkim posłuszeństwie.

Niedawno mnie to zastanowiło. Doświadczenie Boga w obecności świętych, błogosławionych, w sługach Bożych. Przecież Słowo z Jordanem ma tę samą zasadę – zgłębianie życia i dzieła Ojca Franciszka od Krzyża służy przede wszystkim odkrywaniu Boga. Przynajmniej dla mnie, mam nadzieję, że i dla tych, którzy tu zaglądają.

Dzisiejsza liturgia dnia jakby wychodzi naprzeciw tej mojej refleksji, pozwalając na spotkanie Świętego i Sługi Bożego. I zachęca, by od obu zaczerpnąć trochę siły i mądrości.

Święty Józef. Opowiadają dziś o nim św. Mateusz (por. Mt 1, 16. 18-21. 24a) i św. Łukasz (por. Łk 2, 41-51a). Ewangelie są do wyboru. Zawsze mnie porusza, że właściwie Józef mógł być w wieku moich maturzystów, kiedy zakochał się w Maryi – Matce Boga. Kochając Kobietę, która poczęła z Ducha Świętego, musiał się zmierzyć z czymś, co trudno pojąć. Musiał stanąć twarzą w twarz z niejedną swoją wątpliwością, zagubieniem, czy strachem i przeżyć to po cichu.

Zakochany – podejmuje wyzwanie. I naprawdę wszystko, co robi, dyktowane jest miłością i posłuszeństwem wobec Boga. To bardzo piękne i poruszające, ale przecież jest to też dramat wiary. Ten dramat – niczym Abrahamowe „wbrew nadziei uwierzył nadziei” (por. Rz 4,18) – będzie trwał aż po kres Jego życia.

Myślę, że właśnie dziś, zwłaszcza dziś, potrzebujemy św. Józefa wchodzącego w coś, czego nie potrafi pojąć, nad czym nie potrafi zapanować. Co jest jego osobistym szczęściem, ale i osobistym dramatem. On idzie, bo kocha i jest posłuszny. I robi to po cichu.

Miłość, posłuszeństwo, cisza – czy naprawdę na obecne czasy jest coś lepszego niż to?

Milczący w całej Ewangelii Św. Józef przypomina mi, jak wiele jest cichych dramatów, o których nic nie wiemy, których istnienia nawet się nie domyślamy. Niepotrzebny do tego koronawirus, choć może to trudne doświadczenie nagle nas na to uwrażliwia. Bo pandemia, która ogarnęła świat, trochę szerzej otworzyła nam oczy.

Są tacy, którzy nie mają obecnie „home office” i „e-learning”, bo mają na twarzy odciski od masek i cały dzień pocą się w kombinezonach, służąc najciężej chorym, a kiedy zdejmą cały strój ochronny, ze zmęczenia zasypiają na szpitalnych korytarzach. Są tacy, co jak zawsze o piątej rano otwierają sklepy. Inna jest tylko długość kolejki, którą od sprzedawcy oddziela jakaś pleksa. Św. Józef – człowiek pracy rozumie co oni czują, lepiej niż my wszyscy.

Są seniorzy, którym trzeba pomóc. Zrobić zakupy, albo nastawić radio, by wysłuchali Mszy Świętej. A przecież zawsze byli, także przed erą wirusa i pewnie mieli te same potrzeby. I samotność dotykała ich nawet bez przymusowej kwarantanny.

Są ludzie o niskiej odporności, u których na twarzy nie musi być widać, że na co dzień noszą jakiś ciężar. Niewiele o tym mówią. Co najwyżej sami, gdzieś po cichu nawołują siebie, by zadbać o zdrowie (por. DD II/117) i uznać, że nie wszystko mogą, co by chcieli, nie tylko w czasie pandemii.

Kiedy to piszę, dostaję wiadomość od znajomego zakonnika z Łodzi. Widuję go rzadko. Lecz zawsze, gdy już uściśniemy sobie ręce i powiemy „kopę lat”, mam wrażenie jakbyśmy w ogóle nie przestawali się widzieć. Pytam go, jak daje radę, wiem, że posługuje chorym. A on prawie od razu odpowiada pytaniem: „Przywieźli ci w niedzielę Pana Jezusa?”. No, nie przywieźli. Nie śmiałam prosić. Przecież nawet nie jestem chora. Mam mieć specjalne traktowanie, bo zawsze łapię wszystkie możliwe infekcje, a w domu są ludzie z grupy ryzyka? Czy dlatego, że On w swoim czasie zaprosił mnie do relacji Ukochany-ukochana?

Św. Józef, zaproszony przez Boga do relacji Syn-ojciec, jeszcze raz mi dziś przypomina, że Boża miłość przychodzi także przez posłuszeństwo i troskę o innych. Chyba wie, co mówi ten, który – jak w wierszu – „niósł Dziecko i najcięższy koszyk”. To Dziecko jest przecież Emmanuelem – Bogiem z nami! Czyli rodzinny dom Maryi i Józefa w Nazarecie także jest świątynią. Jeszcze raz: dom także jest świątynią…

Co na to wszystko Ojciec Jordan, któremu nieobca była trudna rzeczywistość, nie pozwalająca realizować od razu jego największych pragnień? Co na to wszystko on – który u końca życia, w przytułku dla ubogich, znalazł się niejako z dala od Towarzystwa, czyli tego, czemu oddał się cały?

Wychowują mnie dziś jego słowa, zacytowane u góry wpisu. Pragnąć posłuszeństwa to więcej, niż się na nie jakoś zdecydować. Być gotowym na cierpienie dla Boga to więcej, niż dopuszczać, że może się przytrafić. A dostrzeżenie innych ludzi, którzy służą, to więcej niż uznanie, że przecież to wybrali. Tego wszystkiego uczymy się teraz mocniej, niż kiedykolwiek.

Posłuszeństwo-posłuszeństwo! – woła do mnie Ojciec Jordan z Dziennika wcale nie jeden raz (por. DD II/24, DD II/94 i pewnie gdzieś jeszcze). We własnym posłuszeństwie woli Bożej nie tylko włącza mnie w swoją więź ze św. Józefem, ale i odsłania Syna, którego Józef wychował, który rósł w jego ludzkim posłuszeństwie. Syna, co stał się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej (por. Flp 2,8, DD II/85). Nie porusza was to? Bóg „rośnie” i zbawia także w ludzkim posłuszeństwie…

Znów wraca do mnie doświadczenie Boga w obecności świętych, błogosławionych, w sługach Bożych. Spotykanie Go w ludziach, którzy służyli Mu całe życie i dziś Jego życiem dzielą się ze światem. Którzy w posłuszeństwie niejedno przyjęli, niejedno dźwignęli, niejedno przetrwali. I pokazali, że do nieba idzie się zwyczajnie – po ziemi.

Czas prosić świętego Józefa, by wszystkim, którzy przeżywają ciche dramaty, wymodlił miłość i posłuszeństwo.
Czas wzywać Ojca Franciszka, by pomógł w tej miłości i posłuszeństwie wytrwać przez całe, także pokoronawirusowe życie.
Czas uwierzyć, że w obecności ich obu ciągle objawia nam się miłujący Bóg.
I czas pomyśleć – może i przez nas samych On teraz do kogoś przychodzi?

*

Pamiętaj więc o nas, święty Józefie i wstawiaj się Twoją modlitwą u twego przybranego Syna, lecz nakłoń nam łaskawie także Najświętszą Dziewicę, Twoją Oblubienicę. (DD I/161).

Czy dom twój jest na tyle godny, by Bóg schronienie mógł w nim znaleźć…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s