Tabor – Góra Kalwaria
DD IV/39
Czasem myślę – jak tam musiało być pięknie! Boski Jezus, pełen blasku, Mojżesz, Eliasz i trzech zachwyconych uczniów, którym na Górze Tabor jest tak dobrze, że najchętniej zostaliby tam na zawsze. Naprawdę im się nie dziwię…
Ale – choć się nie dziwię, wiem, że z tej góry trzeba zejść. Że nie ona jest sednem sprawy, choć tak by się mogło wydawać. Piękny moment ma swój ciąg dalszy i mimo że wizualnie odmienny – ostatecznie o wiele piękniejszy. Chociaż zamiast bieli szat będzie czerwień Krwi, a zamiast zachwytu odbierającego mowę – paraliżujący smutek. Ale ten ciąg dalszy ma swoje znaczenie. Bo zbawiająca Miłość wypełnia nie tylko Ciało przebóstwione, ale i poniżone. Bo nie ma chwały bez męki. Bo nieraz spotyka się Boga „na wysokościach”, ale nie wolno zapominać, że On jest z nami także „na dole”, w cienistych dolinach życia.
Może dlatego Ojciec Jordan zapisał w Dzienniku obie góry – Tabor i Kalwarię – obok siebie. Wiedział dobrze, że nie ma jednej bez drugiej. Notując słowa zacytowane u góry wpisu był jakieś siedem miesięcy przed śmiercią. I doskonale rozumiał, że udział w Bóstwie Jezusa, oznacza także stuprocentowy udział w Jego człowieczeństwie – a więc także w bólu, cierpieniu i śmierci. Zresztą – kluczowe wydarzenia życia Ojca Założyciela (przypomnijmy: od Krzyża), które odważę się nazwać momentami olśnienia, niczym tamta obecność uczniów na Tabor, były mocno związane z doświadczeniem…męki. Można je wspomnieć: wizyta w katakumbach w Rzymie (O szczęśliwa chwilo! O święta chwilo! O niezapomniana chwilo! – DD I/117), czy trwanie na modlitwie w Jerozolimie, przy Grobie Pańskim, na którym Ojciec Franciszek położył Dziennik Duchowy (por. DD I/155*). Biografowie Jordana wskazują, że to były dla niego momenty przełomowe. Miały w sobie i Tabor, i Kalwarię…
Zachwycające spotkanie z Jezusem w Jego Bóstwie, o którym opowiada dzisiejsza Ewangelia (por. Mt 17,1-9) trwało tylko chwilę, ale miało decydujący wpływ na całe życie Piotra, Jakuba i Jana. Dlatego warto dobrze spożytkować momenty olśnienia.
Uczniowie zobaczyli Go tak, jak nigdy dotąd jeszcze Go nie widzieli. Dostali szansę, aby usłyszeć najgłębszą prawdę o Nim. Zostali wybrani do wielkiego objawienia. Tak wielkiego, że zlękli się i upadli na twarze. Podniósł ich i uwolnił z lęku dotyk Jezusa, który zabrał uczniów w dalszą drogę – na ziemię, do codzienności. Tam ich czekał udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii (por. 2 Tm 1, 8b -10). Znoszonych mocą Bożą, którą ujrzeli już na…własne oczy (por. 1 J 1, 1-4).
Każdy ma jakiś Tabor. Przełom w życiu. Moment olśnienia. Nie mówi się o tym łatwo, ani się lekko nie pisze. Góra Tabor też jest niemym świadkiem Dobrej Nowiny. I mądrym nauczycielem, który wychowuje nie tyle do mówienia, ile przede wszystkim – do działania tj. do „zejścia”. Z każdej góry trzeba zejść, by można było powiedzieć, że została zdobyta, że jest naprawdę „moja”. Ojciec Jordan, nierozdzielający góry chwały od góry męki uczy mnie wprost: Możliwość oglądania czegoś tak niezwykłego, możliwość słuchania najgłębszych prawd – to wielki przywilej, ale także wielkie wyzwanie i zobowiązanie na przyszłość. Potrzebna jest ogromna dojrzałość, by tego nie zepsuć i nie zmarnować. Potrzebna jest głęboka mądrość, by właściwie i w dobrym czasie spożytkować to, co się otrzymało.
Bo moment olśnienia z czasem minie. Oby serce pozostało jaśniejące. I biło z błogosławioną pewnością dla każdego jednego: Kimkolwiek jesteś, czymkolwiek uczyniłeś lub inni uczynili twoje życie – przez Jezusa Chrystusa w mocy Ducha Świętego stajesz się ukochanym synem Boga Ojca. Tak ukochanym, że można za ciebie umrzeć.
Czy jest coś bardziej olśniewającego niż miłość silniejsza od śmierci?
*
No to jeszcze raz:
Potrzebna jest głęboka mądrość, by właściwie i w dobrym czasie spożytkować to, co się otrzymało.
Słowo z Jordanem też się wzięło „z otrzymania”.
Ucz mnie, Boże, jak nie zatrzymywać tego daru dla siebie.
#NaszWielkiPostzJordanem