Jeszcze więcej, o Panie, jeszcze więcej!
Więcej, Panie, więcej!
DD I/26
Mówi się, że ludzie mają tendencje do usprawiedliwiania się przed sobą i przed innymi, a nawet przed Bogiem. Ja faktycznie tak mam. Nieraz próbuję pokazywać się w jak najkorzystniejszym świetle, choć nie zawsze idzie za tym prawdziwa zmiana na lepsze. Jezus mówi mi dziś, że nie chce pozorantów. A Ojciec Jordan – żeby nie mierzyć siebie taką miarą, która być może uspokoi sumienie, ale nie pozwoli pójść naprzód.
Sprawa jest jasna – naszą miarą jest sam Chrystus. W Towarzystwie założonym przez Ojca Jordana wszystko miało być na wzór Zbawiciela. Sprawiedliwość. Hojność. Przebaczenie. Miłość. Szczególnie miłość, która – tak, jak miłość Jezusa – powinna obejmować wszystkich.
A jeśli wszystkich, to i wspominanego w dzisiejszej Ewangelii brata, który „ma coś przeciwko mnie” (por. Mt 5, 20-26). Choćby nawet miał niesłusznie. W słowie Bożym mocniej wybrzmi to jutro, gdy Jezus będzie uczył o miłości nieprzyjaciół.
Jeśli wszystkich, to i tych, którzy Ojca Jordana i Towarzystwo bardzo skrzywdzili. Jak dwaj odwołani z misji w Assam w Indiach Północnych misjonarze, donoszący do gazet absurdalne oszczerstwa przeciw Założycielowi. Albo jak wizytator apostolski, który sugerował Jordanowi dymisję i postanowił, by do Towarzystwa przyjmować tylko kandydatów mogących zagwarantować sobie pełne utrzymanie. Takie zarządzenie musiało bardzo boleć Ojca Franciszka. Przecież chciał zbawienia wszystkich, a nie wybranych.
Nic dziwnego, że stopniowo osłabiała się jego psychiczna odporność. Ale – mimo to – nigdy nie osłabiła się jego miłość. I zawsze nawoływał do poprawy bardziej siebie, niż innych. Dobrze wiedział, że bycie uczniem Chrystusa nie polega na byciu lepszym od najgorszych. Być może modlił się czasem słowami z dziś: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa…” I naprawdę zawsze starał się o więcej.
Jordan zawsze uczył siebie i innych, że lepiej myśleć o zaletach człowieka, niż o jego błędach (DD I/87). Wiedział, że nie wolno po faryzejsku ukrywać własnej słabości za brudem innych (por. DD II/63), więc wolał schodzić z drogi duchowi krytyki i potępiania (por. DD I/25).
Może dlatego, gdy czytał o sobie w niemieckiej prasie, że cierpi na manię wielkości (?!), że jest jak oszust i lepiej trzymać się od niego z daleka – powtarzał: To minie. Ufajcie tylko Bogu. I choć był głęboko zraniony – przebaczał wszystkim, którzy etykietkując go, okazywali mu pogardę.
Skąd on miał siły do takiego traktowania ludzi? Dlaczego zawsze był wolny od odpłacania „pięknym za nadobne”? Bo prosił o to samego Boga, którego sprawiedliwość jest zawsze powiększona o miłosierdzie. Wiedział, że wybaczenie i pojednanie z bratem nie jest dziełem ludzkiej sprawiedliwości, ani nawet miłości. To dzieło Bożego miłosierdzia. Tylko dzięki niemu Jordan mógł błędy przykrywać płaszczem miłości (DD II/23).
Ojciec Franciszek nie bagatelizował zła, które mu wyrządzono. Po prostu z samej Ewangelii nauczył się, że można je zwyciężyć wyłącznie dobrem. A dobro ma tylko jedno źródło – Boskiego Zbawiciela. Niech żyje w nas pragnienie bycia więcej, to znaczy bycia jeszcze bardziej podobnymi do Niego.