Akt boskiej miłości jest (…) trwalszy niż fundamenty Alp.
DD I/93
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem – dobrze znam to zdanie z Ewangelii. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Ale dopiero w towarzystwie Ojca Jordana, trwającego przed Zbawicielem na modlitwie i przemierzającego kilometry dla drugiego człowieka, rozumiem lepiej, co Jezus dziś mówi (por. J 15, 9-17). Z Jego słów wynika, że od tej chwili miarą miłości bliźniego nie jesteśmy my sami (miłuj bliźniego, jak siebie samego), ale On sam (miłujcie się, jak Ja was umiłowałem). Pierwsza reakcja – trudniej być nie może. Skoro jak On, no to – wywyższać bliźniego i siebie uniżać. To jest miłość, która powinna być znana uczniom. Nie ma ważniejszego przykazania. To jest nowe prawo. I nowa szansa na trwałe owoce…
Ojciec Jordan dobrze zna i przestrzega tego prawa – wymagający od siebie, łagodny dla innych. Nawet tych, co – rozprawiając o nim między sobą – nie mieli dla niego nawet cienia łagodności. Nigdy nie marnuje szans na owoce. Jezusowe wezwanie „Trwajcie w miłości mojej!” realizuje w życiu pełnym pasji: nie spocznijcie, nieście zbawiającą miłość wszędzie, wszystkim, zawsze…(por. DD II/70).
Pytam go ciągle – jak ty to robisz?
A on – pochylony przed Boskim majestatem i nad ludzkim losem choćby jednego – milczy.
Ale milcząc – mówi mi właściwie wszystko.
Aby nauczyć się kochać, trzeba spotkać na swojej drodze przyjaciela Boga. Świadka Jego miłości.
Takiego, co się z miłości uniżył.
Nie tylko przed Bogiem, ale i przed człowiekiem.
Przed każdym, odkupionym Jego Krwią, przelaną z miłości.
*
Ps. Różnych wyjątkowych ludzi spotkałam w życiu. Różne nosili imiona, ale można było określić ich jednym: przyjaciele Boga. Zachwycali tym, jak trwają przed Nim i jak trwają z bliźnimi. Ten zachwyt zawsze budził i budzi pytanie – a ja? Czy ja umiem tak trwać? I czy można, słysząc moje imię, usłyszeć też: przyjaciel Boga?
#NaszWielkiPostzJordanem