Wierzę mocno w to wszystko, w co wierzy święty Kościół rzymskokatolicki i co do wierzenia podaje. W tej świętej rzymskokatolickiej wierze chcę żyć i umierać.
DD IV/15
Lubię przyglądać się św. Piotrowi w Ewangeliach. Lubię „czytać” jego spontaniczność, raptowność, ale i prostotę, kruchość. Lubię czas, który Jezus mu daje, aby odkrył w sobie dar powołania i misji wypełnianej z miłości.
„Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (por. Mt 16, 13-19) – mówi dziś Jezus w Ewangelii. Piotr przyjął Pana, czyli Słowo, jako Mesjasza i dlatego otrzymał moc, aby stać się tym, kim się stał. Dlatego mógł wejść do Bożego królestwa i innym w tym pomóc. Zaufał, że Jezus – Słowo Wcielone – potrafi wykorzystać potencjał swojego Apostoła do końca. I dlatego przyjmował od Syna Bożego słowa i zadania, które – po ludzku – zdawały się go przerastać.
Bardzo bliski jest mi Piotr i jego – czasem oporne – podążanie za Jezusem. Jest mi bliski w całej swojej historii – kiedy z zachwytem obserwuje Jezusa nauczającego i czyniącego znaki. Kiedy słucha bardziej siebie, niż swojego Mistrza i zostaje upomniany: „Stań za Mną” ( w polskim tłumaczeniu: „Zejdź Mi z oczu” – Mt 16,23). Kiedy w Wieczerniku, w Jezusowym geście umywania nóg, doświadcza głębokiego poruszenia miłością, której nie umie przyjąć (por. J 13,6-7). Kiedy zamiast czuwać – zasypia w ogrodzie Getsemani (por. Łk 22,45). Kiedy zapiera się Jezusa na dziedzińcu pałacu arcykapłana (por. Łk 22, 54-62). Kiedy płacze, spotykając Jego wzrok (por. Łk 22, 62). Kiedy ucieka przed Ukrzyżowanym (por. Mk 14,50). Kiedy pozwala Zmartwychwstałemu się odnaleźć (por. J 21,7). I kiedy już nie boi się mówić o sobie: „świadek Chrystusowych cierpień”, wzywając do posługi „jak Bóg chce” (por. 1 P 5, 1-3; Wszystko, jak Bóg chce – zob. Ostatnie słowa Ojca Jordana według świadectwa siostry Aloysii Bellwald, Siostry Miłosierdzia, pielęgniarki).
Może dlatego tak lubię słuchać wyznania Piotra o mesjańskiej godności Jezusa – Syna Boga żywego; i także do siebie przyjmować prawdę nie przez niego odkrytą, lecz odsłoniętą mu przez Ojca niebieskiego. Takie słowa nie mogły pochodzić od „ciała i krwi”. Ale objawione przez Boga i przyjęte przez „ciało i krew” sprawiły, że kruchy i słaby człowiek stał się narzędziem Bożym. Nawet więcej. Przecież Jezus nazwał Piotra Kefa – skałą – fundamentem Chrystusowego Kościoła.
Dzisiejsza Ewangelia i Święto Katedry św. Piotra przypominają mi o doświadczającym kruchości i słabości Ojcu Jordanie, chadzającym na modlitwę do Bazyliki św. Piotra, znajdującej się całkiem niedaleko Domu Macierzystego Salwatorianów. Myślę o tym, że on też dotykał słynnej stopy Apostoła siedzącego na krześle (gr. kathedra – krzesło), wygładzonej przez miliony turystów. O tym, że być może także od św. Piotra uczył się miłości do Kościoła i wierności mu – od początku do końca (por. DD I/1- dopisek z 1901 roku na pierwszej stronie Dziennika Duchowego i DD IV/15).

Życie i dzieło Ojca Jordana zdają się to poświadczać: Jeśli, podobnie jak Piotr, uwierzymy i poznamy, kim jest Jezus (por. J 17,3; DD I/83; DD I/178), również staniemy się skałą dla innych. Oparcie daje ten, kto wie, czego chce od życia, a nade wszystko – wie, czego chce od niego Chrystus. Bo skała nie znaczy beton. Skała to ktoś, kto liczy się ze zdaniem Boga, komu pełniona wola Boża (a nie własna!) stopniowo daje pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa i pokój wewnętrzny. Jordanowa pasja ratowania wszystkich przypomina mi także, że skała może być oparciem dla (wielu!) stóp. W obecności ludzi, którzy dają nam takie oparcie, przyznajemy się do siebie takich, jacy jesteśmy. A miłość Boża, niesiona przez nich, uczy jacy, dzięki łasce, jeszcze możemy być…
Posłannictwo Piotra nie jest wypełnieniem jakiejś funkcji, obowiązku. Nie jest „wejściem w rolę”. To jest kwestia Miłości. Skała, na której stanął i stoi Kościół, to Miłość. Dzieło Ojca Jordana nie jest „programem” duszpasterskim. Nie jest „projektem” realizowanym w świecie przez zakonne zgromadzenia męskie i żeńskie oraz salwatorianów świeckich. To jest kwestia Miłości. Pasja, która pragnie ratować i ratuje każdego, to Miłość.
Staję dziś przy św. Piotrze i przy Słudze Bożym Franciszku Jordanie, którzy z ufnością wszystko oddali Zbawicielowi i Kościołowi. I chcę razem z nimi siebie zapytać: na ile ja kocham, na ile moje życie to miłość? I ile na tej miłości da się zbudować dla innych?
*