Ty, dobry Jezu, wybawiłeś dusze Twoją drogocenną Krwią; a ja, którego obsypałeś dobrodziejstwami, miałbym przyglądać się temu bezczynnie?
DD I/137

Dziś w Ewangelii, pośród głośnych szyderstw, albo obojętnego milczenia, umęczony Bóg zaprasza do raju złoczyńcę. A w Dzienniku Duchowym Ojciec Franciszek uczy, że kto jest od Krzyża, ten w Ukrzyżowanym naprawdę zobaczy Króla.

W ewangelicznej scenie na Golgocie (por. Łk 23,35-43), hałaśliwej od urągania i drwin, moją uwagę przyciąga „strefa ciszy.” To lud, o którym św. Łukasz napisał: „stał i patrzył”. W greckim tekście jest dosłownie: „I stał lud, oglądając”. Nie daje mi spokoju ta atmosfera pełnego przyzwolenia na bezprawie. Chcę pytać: dlaczego? Skąd taka bierność? Ze strachu, z lenistwa, z myślenia: „nic mi do tego?” Jak to nic? Przecież o Nim słyszeli, znają Go, wiedzą jaki jest! To Jezus, dobro-czyńca, który dobrze czynił także zło-czyńcom! Nawet w obliczu własnej śmierci…

Widzę wpis w Dzienniku: O powierzchowności i bezmyślności ludzi, cóż za niewypowiedziane zło! (DD I/36). Pasuje do mojego świętego oburzenia i do naszych czasów, w których też nie brakuje oglądaczy tragedii świata, przeżuwających wszystko, jak gumę.

Ale widzę też inne wpisy. Coś tam wiem o życiu Ojca Jordana. I wiem, że pokazałby mi kolejne swoje notatki i poradził, bym była nieco ostrożniejsza w pretensjach i osądach. Może powiedziałby: Poszukaj najpierw siebie na Golgocie? Sprawdź, gdzie tam jesteś i co robisz – milczysz, czy krzyczysz? Z bliska, czy z daleka? Może też przyznasz: „O najłaskawszy Zbawicielu, jak mało Jesteś przez nas kochany! (DD I/13). I nie zapomnisz, że ten stojący i patrzący lud, którego teraz krytykujesz, będzie wracał do domu bijąc się w piersi (por. Łk 23,48). Bo Jezus może poruszyć i przemienić każdego – nawet tego, co w dziejących się dramatach, woli nie zabierać głosu.

To prawda, że Ojciec Jordan nie zna postawy „nic mi do tego”. Nie umie i nie chce biernie przyglądać się Boskiemu i ludzkiemu cierpieniu. Nawet, kiedy dystansuje się wobec oskarżeń i drwin kierowanych w jego stronę przez „swoich”, przy okazji tworzenia dzieła, czy wobec trudności w pracy misyjnej Towarzystwa, nie ma to nic wspólnego z obojętnością. Wszyscy zadający mu ból ludzie, nadal są objęci jego pasją, mieszkają w jego modlitwie, wciąż należą do Jordanowego pragnienia ratowania wszystkich. Nawet w obliczu odrzucenia, na wzór Zbawiciela, Ojciec Franciszek wciąż myśli o każdym człowieku, że jest „Jego”, bo odkupiony drogocenną, Jezusową Krwią (por. DD I/21).

Jordan zna słowo Boże, pamięta ostatnie słowa Jezusa z krzyża. Dobrze wie zatem, że nikt nie jest wyjęty z miłosierdzia Boga. To jest Jego najpiękniejsza tajemnica, którą Ojciec Franciszek odkrywa w bliskości z Chrystusem Ukrzyżowanym: Skoro ugodzi cię boleśnie obraza lub zdenerwowanie, nie zastanawiaj się długo nad tym, lecz módl się razem ze Zbawicielem na krzyżu: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34), albo ze św. Szczepanem: „Panie nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7,60). Chociaż nie ustępuje wzburzenie wewnętrzne, mimo to uklęknij przed Bogiem najłagodniejszym…(DD I/30).

Od dłuższego czasu ośmielam się myśleć, że Ojcu Franciszkowi szczególnie bliski jest „Łukaszowy” Jezus – Boski Król, który chce, by panowanie rozumiane było jako łagodność i pokorna służba (Łk 22, 25-27; DD II/66: Raczej umrzeć, niż nie być łagodnym) Bliski mu Bóg, który do końca poszukuje słabych i zagubionych (Łk 19, 10; DD I/13: O skieruj jednak błądzące owce z powrotem na właściwą drogę, którą opuściły!); Bliski mu Bóg-Człowiek, który przychodząc na ten świat, słowem i przykładem uczy Naród Wybrany, co oznacza zdobywanie Jego Królestwa: Chwała i obelga znaczą dla wspaniałomyślnego tyle samo, gdy tylko mogą zdziałać wielkie rzeczy dla chwały Bożej i dla dobra ich bliźnich – poszczególnego, albo wielu (DD I/83).

Dlatego Ojciec Jordan pragnie (i umie) na królewskość Jezusa patrzeć z najbardziej charakterystycznej strony: od krzyża. Od pewnej Niedzieli Męki Pańskiej (1883 r.) owo „od Krzyża” staje się dla Franciszka jego tożsamością, częścią imienia (por. DD I/168). Nic dziwnego, że zapisuje sobie w Dzienniku: Kto zawsze chce znaleźć łaskę, temu nie pozwól nigdy odwrócić oczu od Krzyża, czy moja Opatrzność spotyka go z cierpieniem czy z radością (DD I/34). Jest przekonany, że Całe życie Chrystusa, było krzyżem i męczeństwem (DD I/189). Wierzy głęboko, że Dzieła Boże rosną tylko w cieniu Krzyża (DD I/163). On najlepiej wie, że królewskie rysy Jezusa dostrzega się w wierności…

Jordanowe przeżywanie Męki Pańskiej, zapisywane w Dzienniku Duchowym, prowokuje mnie do stawiania sobie dziś – w Uroczystość Chrystusa Króla – kilku pytań:

Czy Bóg Człowiek, Jezus Chrystus, który wisi na krzyżu, tak ogołocony, sponiewierany, w którym nie widać splendoru i chwały, który wydaje się być strzępkiem człowieczeństwa – jest naprawdę dla mnie Panem?

Czy gdy śpiewam w kościele: „Chrystus Wodzem, Chrystus Królem”, prawdziwie uznaję, że On panuje nad moim życiem? Czy chcę Mu zawierzyć – właśnie Jemu, właśnie takiemu – po ludzku przegranemu – wszystko, co mnie spotyka i spotka?

Czy potrafię coś więcej, niż przyglądać się bezczynnie? Bo kto umie w Udręczonym zobaczyć Króla, ten, dzięki Jego łasce, dostrzeże brata w krzywdzicielu. A wtedy nie da się tak po prostu „stać i patrzeć”. Jordan proponuje konkret: Grzechy ludzi wokół nas to możliwości, aby ćwiczyć miłość we współczuciu (por DD I/28).

Czy widzisz Króla? – pyta mnie dziś Ojciec Franciszek.
Czy masz oczy otwarte na miłującego i uniżonego Boga, który ofiaruje nam zbawienie z krzyża?
Zobacz – to jest Jego najbardziej królewski gest.

Jezu, mój Królu, za wstawiennictwem Sługi Twojego Ojca Franciszka, nazwij mnie „od Krzyża”!

*

Zdjęcie do wpisu: Adam Chmielowski, Ecce Homo, ok. 1881

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s