We wszystkim trzymaj się mocno prawdy, ponieważ Bóg jest Prawdą.
DD I/82
Skoro mowa o prawdzie, to zacznę od dzisiejszej Ewangelii (por. Łk 18, 9-14 z XXX niedzieli zwykłej; Ewangelia z rocznicy poświęcenia własnego kościoła – J 4, 19-24 – także mówi coś o prawdzie). Franciszek od Krzyża też by tak zrobił. Wiedział, że Słowo jest Prawdą (por. J 17,17). Łukaszowa perykopa ujawnia całą prawdę. I przy okazji – trochę pozorów. A Janowa precyzuje: chcesz czcić Boga? Bądź prawdziwy.
Pozwólcie, że zostanę dziś przy św. Łukaszu i przypowieści Jezusa, którą zapisał. Jeden Bóg i dwóch ludzi. Faryzeusz i celnik.
Obaj w tym samym miejscu. Obaj – teoretycznie – trwają przed Bogiem na modlitwie. Teoretycznie, bo nawet modląc się w świątyni, można być tak skoncentrowanym na sobie, że o Bogu całkiem zapomnieć.
Faryzeusz – niby idealny. Wdzięczny (mówi: dziękuję), bardziej religijny, niż inni (zachowuje więcej postów, niż nakazuje prawo), nad wyraz hojny (daje dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywa, a zgodnie z prawem wystarczyłoby z bydła i płodów rolnych). No i jeszcze zauważa celnika – jakby nie patrzeć: bliźniego – i wspomina o nim w swojej modlitwie.
Celnikowi raczej daleko do ideału. Stoi też z daleka. Zamiast wdzięczności jest błaganie – „miej litość dla mnie” – woła do Boga. Mówi Mu tylko o sobie. Cała jego religijność to bicie się w piersi; spuszczony wzrok nie pozwala mu dostrzec człowieka modlącego się z przodu świątyni.
To znana historia. Między innymi o tym, że pozory mylą. O tym, że prawdą jest to, co jest, a nie to, co widać. Zresztą, ja też coś o tym wiem.
Nie zamierzam udawać. Przed Ojcem i tak się nie da. Bywam jak faryzeusz. Ustawiam się dumnie, od razu na szczycie góry (por. DD IV/5) i z tej perspektywy patrzę nie tylko na innych, ale nawet na samego Boga.
A propos, życie samo właśnie zadbało o potwierdzenie tego wyznania. Akurat w chwili, kiedy to piszę, dzwoni do mnie znajomy. Nie chce mi się odbierać, znam te rozmowy. Nie należą ani do łatwych, ani do krótkich. „Nie mam czasu, oddzwonię” – rzucam od niechcenia w słuchawkę (jestem zajęta, piszę o miłości bliźniego!).
Taaak.
I co z tego, że wiem, że największym ciężarem człowieka było, jest i będzie osamotnienie? Co z tego, że siedzę codziennie nad Pismem Świętym i Dziennikiem Duchowym, skoro reaguję na bliźniego, kiedy mam dobry humor, czas i naładowany telefon?
Bywam też jak celnik – uznaję (dzięki Bogu!), że sama nigdzie nie wlezę. Ale zamiast z ufnością patrzeć na szczyt, który On powoli mi odsłania, wciąż ze wstydem wbijam wzrok w ziemię.
A najczęściej tkwię gdzieś pomiędzy faryzeuszem, a celnikiem i w ogóle nie potrafię (albo nie chcę) uczciwie przyznać, do którego z nich mi bliżej. Stoję i się gapię, to na jednego, to na drugiego. Obu oceniam, ale nad sobą wolę się nie zastanawiać.
Ojciec Jordan zna Ewangelię Łukasza lepiej ode mnie. Otwieram Dziennik Duchowy i już wiem, że nie ma co tak stać i się gapić. Czas przyjrzeć się sobie: Poznaj samego siebie! (DD I/43). Nie wystarczy też umieć odróżnić prawdę od pozorów. Trzeba jeszcze tę Prawdę na serio wybrać. I wybierając – angażować się dla niej (por. DD I/82).
No dobrze, ale jak to zrobić?
Staram się słuchać, co mi Franciszek od Krzyża po ojcowsku radzi.
Może wybaczy, że próbuję to, co „mówi” – jakoś po swojemu zapisać…?
*
Mój Boże, najwyższa i nieomylna Prawdo, oczekuję od Ciebie wszystko, co potrafisz. Ale Ty możesz i potrafisz wszystko, tak też moja nadzieja nie zna granic (DD I/164).
Zobacz – mówi mi Jordan – obaj – i faryzeusz i celnik – zaczynają modlitwę tak samo: „Boże”. Ale tylko celnik naprawdę się do Boga zwraca. Tekst grecki wyjaśnia dokładnie, jak jest z faryzeuszem: Farisaios statheis pros heauton – co znaczy: „stanąwszy do siebie”. Faryzeusz „modlił się” zwrócony ku… sobie. Przyszedł do Boga, ale właściwie sam sobie był bogiem…
Może dlatego w ogóle Go nie zauważył? Może dlatego, choć uważał się za znawcę Prawa, zapomniał słowa: Obyś nie powiedział w sercu: to moja siła i moc moich rąk zdobyły mi to bogactwo (Pwt 8,17; DD II/109)…
*
Rozważ, jaką siłę i jaką pociechę znalazłeś dzięki modlitwie (DD II/30).
Rozważ na tyle głęboko, by zapamiętać, że „modlitwa” nie zawsze jest modlitwą. Może naprawdę nie mieć nic wspólnego z oddawaniem czci Panu. Może stać się pokazówką, grą, rywalizacją. Spotkaniem nie z Bogiem, tylko ze sobą. Nie z wolą Bożą, tylko z własnymi wizjami pobożności. I choć szerokie te wizje, jakoś nie ma w nich miejsca na prawdziwą jedność ze Zbawicielem i wszystkimi, których zbawił.
*
Myśl ciągle o tym, że co uczyniłeś swojemu bliźniemu, uczyniłeś Jezusowi (DD I/21). Nie próbuj rozdzielać miłości do Boga od miłości do człowieka. Nie da się kochać Ojca i gardzić Jego dziećmi. Miłość ma jedno źródło – Boskiego Zbawiciela. Jeśli oddalasz się od ludzi, za których On oddał życie, oddalasz się swoim życiem także od Niego samego. Tracąc jedność z bliźnimi, odrzucasz zjednoczenie z Bogiem. A że czasem ciężko wytrzymać z innymi? Czytałaś to: Niech kosztuje, ile chce, ratujcie dusze! (DD II/12).
*
Pokorny wyznaje swoją winę i swoją słabość, pyszny stara się je ukryć za brudem innych (DD II/63).
Przyjmij z mądrością, że każdy jest grzesznikiem. I że grzesznik nie przestaje mieć wartości w oczach Bożych. Choćby nie miał jej w oczach innych. Ani nawet we własnych. Mówiłem ci już: Popełniający grzech śmiertelny jest wciąż obrazem Boga (DD I/81). Przecież różna jest nasza codzienność. Różny miewamy start w życiu, różne drogi przemierzamy, różnie się gubimy, różnie odnajdujemy. Ale cel mamy wspólny. Dlatego uczymy się osiągać go razem, jedni drugich brzemiona nosząc (por. Ga 6,2), pociągając, prowadząc. Miłość nie wytyka palcami, tylko podaje rękę. Pomaga potężną dłonią (DD II/103). I – krok po kroku – uzdrawia z głębokiej rany naszego serca – egoizmu (DD I/144), uzdalnia do ofiarności.
Tak to jest.
Kiedy kochasz – gubisz swoją ważność. Kiedy czujesz się kochana – odnajdujesz swoją wartość. Wierz mi – ta równowaga jest z Boga. I jest uszczęśliwiająca! Pozwala nawet grzesznikowi, bijącemu się w piersi, podnieść głowę i z wdzięcznością powiedzieć: Opatrzność Boża stworzyła mnie (DD I/185).
*
Moc dobrego dzieła leży w wytrwałości (DD I/57).
Nie oceniaj niczego tylko po „efekcie końcowym”. To bywa – jak pozory – bardzo mylące. Ucz się dostrzegać i doceniać każdy etap przebytej drogi. Każdy wysiłek, który podejmujesz. Każdą pokusę, którą pokonasz. Każde pragnienie i decyzję, aby dać się przemienić. Pamiętasz? „Każde dobro, które spełnisz. Każde cierpienie, które zniesiesz…”
Pamiętam! – często wchodzę Jordanowi w słowo – Z konfesjonału.
Słusznie. Bo gdzie jest więcej prawdy i miłości niż w: Bóg, Ojciec Miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą, przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna, i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła?
*
Pokora jest prawdą (DD I/78).
Nie daj sobie kłamliwie wmówić, że to ty masz ostatnie słowo. Pierwsze i ostatnie Słowo od początku „było u Boga” (J 1,2) i do Niego ostatecznie należy. On wie lepiej o ciebie, czym jest sprawiedliwość, bo sam jest Sprawiedliwością. On wie dokładniej, czym jest uczciwość, bo przeszedł przez życie dobrze czyniąc. On wie z autopsji, na czym polega świętość, bo On jest od zawsze najświętszy.
I tylko On świętością obdarza – jak łaską. Świętość jest Jego darem, nie twoim osiągnięciem. Realnym życiem, a nie przyjętą pozą.
*
Bez Pana nie możesz nic! (DD II/36).
Dlatego zawsze przychodź do Niego świadomością, że Go potrzebujesz. Ufaj Mu. Przecież wiesz, co się dzieje, kiedy sama dla siebie chcesz być punktem odniesienia. No, nie udawaj, że nie wiesz. Adam i Ewa też tak próbowali…
A ja nie bez powodu zapisałem: Wszystko, co jest we mnie dobre, pochodzi od Ciebie i co dobrego dokonałem, dokonuję lub jeszcze dokonywać będę, zawdzięczam Twojej pomocy (DD I/101).
*
Pamiętaj – pozory nie tylko mylą. Pozory – prędzej, czy później – niszczą.
Bóg jest Prawdą. I dlatego tylko prawda wyzwala.
Wybieraj ją i trzymaj się jej mocno, a odejdziesz usprawiedliwiona.
Angażuj się dla niej, a otrzymasz wszystko.
*
Zdjęcie użyte we wpisie pochodzi z darmowych zasobów: https://pixabay.com/pl/