„Usiądź pokorny i otwarty u Jego stóp i słuchaj uważnie Jego słów”.
DD I/65
W czytaniu z dnia św. Paweł mówi tak: Nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przejęliście słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jako to, czym jest naprawdę – jako słowo Boga, który działa w was, wierzących (1 Tes, 2,13). W słowach Pawłowego dziękczynienia za owoce apostolatu zawsze słyszę pytania: A ty? Kogo słuchasz? Jak słuchasz? Czy słuchasz w ogóle? Co robisz z tym, co słyszysz? Przejmujesz, przyjmujesz, odrzucasz?
Odpowiedzieć wypada uczciwie: różnie bywa. Można słuchać i nie słyszeć. Można nie słuchać i udawać, że się słyszy. Albo słuchać i słyszeć, ale po swojemu. I zamiast odkrywać w sobie podobieństwo Boże, ciągle wybierać podobieństwo do grobu pobielanego, wprost z dzisiejszej Ewangelii (zob. Mt 23, 27-32).
Wspominany dziś też w liturgii św. Augustyn (czytania ze wspomnienia są inne, niż podane wyżej) i obecny na tym blogu Ojciec Franciszek od Krzyża mówią mi coś o słuchaniu.
Augustyn najpierw słuchał siebie. Nie tylko dlatego, że jako nauczyciel retoryki przyzwyczaił się do swojego głosu i do bycia słuchanym przez wielu.
Słuchał też innych – stał się słuchaczem wśród manichejczyków do których się przyłączył.
Ale swojej matki Moniki już nie słuchał. Chociaż musiał słyszeć jej modlitwy o nawrócenie dla niego, albo to, jak latami płakała nad jego zagubieniem.
Gdy w końcu usłyszał Boga – wreszcie się odnalazł. W swoim życiu, w powołaniu, w Kościele, który teraz pilnuje, żebyśmy i my o św. Augustynie usłyszeli.
A Ojciec Jordan? Lubię o nim mówić: Słuchający. Bez słuchania nie byłoby niczego, co dokonał i – wierzę – nadal dokonuje – w świecie, który wciąż bardziej woli gadać, niż słuchać.
Franciszek Maria od Krzyża zawsze najpierw słuchał Boga.
Tak jak potrafił, gdy trudy życia wydawały się zagłuszać Jego głos, wołający: O synu, pójdź i wędruj ze Mną, skosztuj słodyczy mych dróg! (DD I/3).
Tak, jak mógł, gdy inni myśleli, że mogą mówić do świata z pozycji boga (bezpośrednie przygotowanie Jordana do kapłaństwa przypadło na okres kwitnącego Kulturkampf).
Tak jak pragnął, gdy zostawał sam na sam z Bogiem, klęcząc długimi godzinami w kaplicy i modląc się o wypełnianie Jego woli, być może cytując samego Augustyna: Uznaj, co jest Twoje, wybacz, co jest moje (DD IV/6).
Dziennik Duchowy, świadek Jordanowego słuchania, przechowujący „sprawy między nim, a ukochanym Bogiem”, jest pełen Bożego słowa – cytatów z Pisma Świętego: przepisywanych, parafrazowanych, wplecionych w modlitwę. Po prostu – obecnych w codzienności, żywych. Zresztą, innych słów Boga niż żywe – nie ma.
Zasłuchany w Bogu Ojciec Jordan słuchał także siebie. Bo trzeba umieć słuchać siebie, by być zdolnym do osobistego napominania, wezwania, aby coś podjąć, albo czegoś zaprzestać….i realizowania tego wszystkiego: Franciszku, módl się usilnie (…) Słyszysz!? Nie zaniechaj tego! (DDI/197). U Jordana nic nie kończyło się na słowach….
Słuchając Boga, Franciszek od Krzyża słuchał innych ludzi. Zgodnie ze swoją pasją – wszystkich. Wpływowych i bez wpływów. Wykształconych i prostych. Znajomych i obcych. Przychylnych i niechętnych. Tych szanujących go i tych, co zamiast szanować woleli szykanować. Słuchał i naprawdę słyszał. Uważaj i bądź czujnym pasterzem dla wszystkich – pisał sobie w Dzienniku (DD I/199).
Dlatego w dobrych słowach, którymi go obdarzano – słyszał szczerą wdzięczność, umacniającą się więź, albo rodzącą się bliskość.
W milczeniu, któremu towarzyszył – przeżycia nie mieszczące się w słowach, głód ojcostwa, który trudno w pełni wyrazić.
A w szykanach i obelgach, którymi go obrzucano – potrafił usłyszeć ból, samotność, cierpienie. Wiedział, że zwykle ranią zranieni.
Pierwsi salwatorianie też wspominali, że Ojciec Założyciel potrafił słuchać. Współbraciom przeżywającym trudności powtarzał: „Kiedy coś cię dręczy, przyjdź. I dodawał: Zawsze sprawia mi przyjemność, kiedy do mnie przychodzisz”. Drzwi ojca Jordana były zawsze otwarte. A bardziej niż drzwi – serce”*.
To jest więcej, niż powinność, czy nawet gotowość słuchania. To szczere pragnienie obdarowania drugiego wysłuchaniem.
Słuchając, Franciszek od Krzyża uczył się przyjmować. Boga działającego w nim samym i Boga przychodzącego do niego w bliźnim: Dostrzegaj w każdym człowieku duszę nieśmiertelną, odkupioną drogocenną Krwią – pisał (DD I/133). I – nie kończąc na słowach – naprawdę dostrzegał…
Dlatego tak wielu uwierzyło i dało się porwać jego pasji, rosnącej w milczeniu, choć ubranej w słowa: zawsze, wszystkich, wszędzie. Dlatego wielu odnalazło się w tym, co zostawił w Dzienniku, bo niejedna notatka potwierdza, że Jordanowe słuchanie to nie jest kwestia dobrze nadstawionych uszu, raczej głębokie zaangażowanie serca i realne przyjęcie tego, kogo się słucha, do swojego życia.
Dlatego tak wielu i tak różnych poszło za nim – Słuchającym, by razem z nim iść za Tym, który jest Słowem.
Patrzę na zapisany u samej góry cytat z Dziennika Duchowego i wiem, że naprawdę różnie jest u mnie z pokorą, otwartością i uważnością na Boga, który mówi. Gdy biegam między szkołą, a parafią, myląc „po Bożemu” z „pobożnie”, nawet z siadaniem u Jego stóp nie bywa najlepiej.
Dlatego Jordan Słuchający siada pierwszy i cierpliwie uczy mnie słuchania Boga, ludzi i samej siebie. Wychowuje do mówienia, kiedy trzeba i do milczenia, kiedy ono samo powie więcej. Przypomina, żebym nie kończyła tylko na słowach tego, co domaga się działania. I żebym to wszystko robiła z miłości.
*Alessandro Pronzato, Nie możesz spocząć. Ojciec Jordan. Ten, który przejął ogień i rozpalił serca milionów, Kraków 2013.