„Trzymaj się rad, które daje ci ta księga! Czytaj ją często i weź ją do serca” (DD I/150).
Dwa miesiące temu zmarła moja Babcia. W ostatnich latach życia nie pamiętała, kim jest. Ani kim my – dzieci, wnuki, prawnuki – dla niej jesteśmy. Niedawno w jej rzeczach znalazłam mały zeszycik. Długo się zastanawiałam, czy wolno mi go otworzyć.
Pośród coraz bardziej nieczytelnych zapisków był przepis na ciasto, lista zakupów, adres, imiona wnuków (jest nas dużo), kawałki modlitw, albo daty i wydarzenia. Różne. Od „16 października byłam u fryzjera”, po „12 grudnia byłam u spowiedzi”. Albo inne, bardziej osobiste słowa, których nie mam prawa tu cytować. Potem z jakiegoś powodu skreślała zapisane linijki. Pisała od nowa, czasem kilka razy to samo.
Może w ten sposób próbowała jakoś objąć własną codzienność, którą coraz bardziej obejmowała starość i niepamięć?
Nikomu z nas nie pokazała tych notatek. Były tylko jej. I tylko dla niej pozostaną do końca jasne. Ten zeszycik Babci – świadek jej pracy nad uciekającym życiem – przypomniał mi o innym zeszycie, który też był – i ciągle jest – świadkiem.
Zanim kupiłam Dziennik Duchowy Ojca Jordana, czytywałam go w Internecie, w pliku pdf. Ot, taka pobożna, a raczej pobieżna lektura, polegająca na wyszukiwaniu i spisywaniu „ładnych” cytatów. Nie brakuje takich w jego notatkach, „utkanych” ze Słowa Bożego. Można je obrać za motto, inspirację dnia, a nawet program na życie.
Ale Jordan nie tworzył programu na życie dla kogoś. Jego Dziennik Duchowy – łącznie cztery zeszyty, które zapisywał przez 43 lata i prawie wszędzie ze sobą nosił, nie powstawały z zamiarem publikacji, nie miały być podręcznikiem formacji młodych salwatorianów, ani lekturą obowiązkową dla teologów, czy historyków.
Te notatki, bardzo intymne, były tylko jego. Franciszek od Krzyża pisał je dla siebie i wyłącznie dla siebie. Świadomie czy nie – uczynił Dziennik świadkiem wielkiej pracy ducha nad duchem. Na łożu śmierci wyznał swemu następcy – Ojcu Pankracemu Pfeifferowi, że znajdują się w nim „sprawy tylko między nim a ukochanym Bogiem”. Prosił następcę, by te jego zapiski nie wpadły w inne, niepowołane ręce.
Intymność Dziennika podkreśla również sposób zapisu poszczególnych stron. Nigdy nie widziałam oryginału, ale ci, którzy widzieli mówią, że są w nim skreślenia, skróty, urwane myśli, zagadkowe znaki. Widać, że wiele zapisów Jordan robił w pośpiechu, bez korekt. I bez udawania. Nie wszystko jest uładzone pięknymi sformułowaniami, choć trudno odmówić Ojcu Franciszkowi bogactwa języka (i to niejednego – we wstępie do Dziennika Duchowego podana jest informacja o notatkach robionych w czternastu językach, w tym także jedno zdanie po polsku). Są też takie miejsca w Jordanowych zeszytach, których do dziś nie jest w stanie wyjaśnić żaden badacz i tłumacz. Tylko dla Boga i Jordana pozostają oczywiste.
Nic dziwnego – głębi i tajemnicy czyjegoś życia nie da się zredagować…
Czytam Dziennik Duchowy dopiero od roku. Uczyniłam go „towarzyszem drogi”, jak sugeruje wstęp do tej książki, chociaż całkiem niedawno zaczęłam rozumieć znaczenie tego sformułowania. Lubię go mieć w zasięgu wzroku. Zabieram do pracy i na urlop. Noszę w nim ( i na nim – vide zdjęcie :)) zapisane na kartkach myśli „towarzyszące”. Przeszedł ze mną wiele, nie tylko w sensie kilometrów. Przebyliśmy razem trochę nowych dróg i sporo wytartych już ścieżek. Wytarły się też litery na okładce, a na kartki wewnątrz wylałam ze dwa razy kawę. Ot, życie.
Czasem czytam notatki Ojca Franciszka z poruszeniem, zainspirowana tym, czy tamtym. Biorę do rąk w kółko, kiedy jego słowa są jak przyjacielski uścisk. Ale kiedy przypominają niewygodne szturchnięcie – odkładam z niechęcią. Znowu – ot, życie. Przynajmniej moje, a Dziennik stał się tego uczestnikiem i świadkiem.
I to właśnie w zeszytach z notatkami Ojca Franciszka najbardziej mnie urzeka. Życie. Prawdziwe i po prostu. Pulsujące wszystkim, bo w prawdziwym życiu jest wszystko – Bóg i człowiek, dobro i zło, zdrowie i choroba, radość i cierpienie, pełnia i pustka, myśli Boże i tylko pobożne, słowa i milczenie, walka wewnętrzna i pokój serca, pragnienia rodzące modlitwę i zniechęcenia przynoszące oschłość, wielkie poruszenia i paraliżująca niemoc. Wszystko.
A Jordan mi mówi, że to wszystko jest drogą. Drogą do zjednoczenia z Bogiem, jeśli właśnie z Nim się to – dzień po dniu – przeżywa.
W zeszyciku znalezionym pośród rzeczy Babci spotkałam ją prawdziwą. Z całym życiem, coraz słabszym, zmęczonym, trudnym do objęcia dla niej i do zrozumienia dla nas, ale wciąż życiem – darem Boga, zwłaszcza wtedy, gdy wydaje się już nie być darem dla człowieka.
W Dzienniku – strona po stronie – ciągle spotykam Jordana prawdziwego. Człowieka z krwi i kości. Nie ma aureoli, a ma świętość. Bo całe jego życie obejmował Bóg.
I w tym samym Dzienniku – cierpliwym świadku mojej codzienności – uczę się spotykać także siebie. Oby zawsze prawdziwą i spragnioną świętości.
Dziennik Ojca Franciszka Jordana można poczytać tutaj:
http://sds.org/pl/pomoce/publikacje/spiritual-diary-pl
„I to właśnie w zeszytach z notatkami Ojca Franciszka najbardziej mnie urzeka. Życie. Prawdziwe i po prostu. Pulsujące wszystkim, bo w prawdziwym życiu jest wszystko – Bóg i człowiek, dobro i zło, zdrowie i choroba, radość i cierpienie, pełnia i pustka, myśli Boże i tylko pobożne, słowa i milczenie, walka wewnętrzna i pokój serca, pragnienia rodzące modlitwę i zniechęcenia przynoszące oschłość, wielkie poruszenia i paraliżująca niemoc. Wszystko.”
– Myślę dokładnie tak samo. Dziennik to wyzwanie- lekcja, którą trzeba „odrabiać” w pokorze i zaangażowaniu, w każdej sytuacji, o każdej porze, z różnymi uczuciami i emocjami towarzyszącymi. Nieraz (wiem to z autopsji) rodzi się pokusa potraktowania Jordanowego Dziennika Duchowego jak „piękną książeczkę” z sentencjami i ładnymi cytatami. Takie jednak podejście nie ma sensu, bo efekt jest nie dość, że przedmiotowy to bardzo krótkotrwały. Kiedy jednak się człowiek wczyta i spróbuje usłyszeć to, co autor do niego mówi, chętniej sięga po lekturę i wyciąga z niej „esencję” I choć jestem w trakcie przemierzania świata Ojca Franciszka – jego myśli, wrażliwości i miłości, którą obdarzył Boga – wierzę, że z wzajemnością, nie sposób stwierdzić, że jeszcze dużo czasu upłynie, nim zdołam wydobyć jeszcze więcej „esencji” z DD. Być może nigdy nie „wyczytam” wszystkiego i właśnie to pozostanie naszym sekretem na linii O. Franciszek i ja…. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bartek – dziękuję za te słowa! A najbardziej za Twoje „przemierzanie świata Ojca Franciszka”! 🙂
PolubieniePolubienie