O Jezu, złącz mnie tak serdecznie z tobą, żebym (jeśli taka jest Twoja wola) już nigdy nie poniósł szkody na mojej biednej duszy!
DD I/37
W Wielką Środę, gdy Ewangelia przypomina Jezusową zapowiedź zdrady Judasza, zatrzymuje mnie wcale nie Judasz, a pozostali apostołowie, którzy „bardzo zasmuceni” jeden przez drugiego pytają Jezusa, czy przypadkiem nie ich ma na myśli. I pierwszy raz, jak żyję i słucham tej Ewangelii zaczyna mi to… imponować.
To jest naprawdę zastanawiające. Bo przecież jeśli ktoś nie zamierza czegoś robić, jak może pytać czy tego nie zrobi? Oni nie protestują od razu: „Ja nie!”; oni nie pytają, kto jest tym zdrajcą i nie oskarżają się wzajemnie, nie szukają od razu winnych poza sobą, oni pytają – jeden przez drugiego, czyli w sumie jakoś indywidualnie: czy to nie o mnie Mu chodzi? Zatem – jakoś dopuszczają, że to może ich dotyczyć. Wychodzi na to, że dobrze wiedzą, że wcale nie są aż tak odważni, żeby iść za Nim do końca. Nie są wcale tacy pewni swoich reakcji, wyborów (por. Mt 26,14-25).
I tak przychodzi mi na myśl: czy ja mogę być pewna dokąd zaprowadzi mnie życie? Czy umiem – tak jak ci zasmuceni apostołowie – uznać, że choć jestem przy Nim, może przyjść taka chwila, że wybiorę siebie, a nie Jego, że powiem o jedno słowo za dużo? Dzisiejsze „Chyba nie ja?” jest dla mnie ważnym świadectwem uczniów, że Jezus lepiej zna ich serca niż oni sami. Że są tego jakoś świadomi – On więcej potrafi o nich powiedzieć niż oni zdołają.
„Chyba nie ja?” jest dla mnie dziś także rachunkiem sumienia: bo ile razy okazałam się taka jak apostołowie w tej Ewangelii, to znaczy, zasmucały mnie jakieś słowa Jezusa o mnie, ale tym słowom od razu nie protestowałam? Ile razy, pośród trudnych sytuacji, pozwoliłam Jezusowi czytać we mnie jak w książce i nic przed Nim nie udawać, tylko zapytać – jak Ty, Boże, to widzisz?
Ilekroć sięgam do Dziennika Duchowego uświadamiam sobie, że każdy z nas ma swoją historię i nie zawsze jest to historia doskonałej wierności Jezusowi. Błogosławiony Franciszek od Krzyża się chyba nie obrazi za to zdanie – Dziennik też nie jest taką historią. Tam nie ma „lukrowania” codzienności, ukrywania grzechów. Owszem, tam jest mnóstwo miłości, ale takiej, którą trzeba się nauczyć przyjmować, jest wiele wiary i nadziei, ale wywalczonej pośród kryzysów, są ogromne pragnienia świętości, ale przychodzące razem ze zmaganiami, odkrywane stopniowo jako niczym niezasłużone dary od Boga, a nie swoje osobiste predyspozycje.
Ty znasz moją nędzę – czytam dziś z wdzięcznością w notatkach bł. Jordana (por. DD II/113; DD III/18). On tymi słowami robi, co może najlepszego: pozwala Jezusowi, żeby patrzył mu w serce. Tak się rodzi w nim błogosławiona pewność, którą w obu cytowanych fragmentach podpiera nieodwołalnym nigdy słowem samego Boga: ale wszystko mogę przez Ciebie, który dajesz mi siłę (według Flp 4,13); ale wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4,13). I tak mnie uczy, by zawsze pytać Jezusa, jaka jest prawda o mnie i jaka Jego wola względem mnie.