Zwykłe modlitwy i rozmyślania będę zachowywał (według rady św. Bonawentury), choćby wyłącznie dlatego, aby przez modlitwę i regularne i gorliwe rozmyślanie przyzwyczajać się do tych religijnych ćwiczeń (Kolaric).
DD I/87
W to kolejne liturgiczne wspomnienie bł. Franciszka Jordana, dla salwatorianów – święto, Ewangelia skupia mnie na „zachowywaniu wszystkiego”, co Jezus przekazał (por. Mt 28, 16-20). A Dziennik Duchowy przywołuje prosty wpis o postanowieniu zachowywania zwykłych modlitw i rozmyślań choćby po to, żeby się przyzwyczaić do religijnych ćwiczeń. Bo nic nie robi się samo…
Może to wszystko brzmi trochę banalnie – przyzwyczaić się. Zwłaszcza jeśli „przyzwyczajenie” mylimy ze „spowszednieniem”, z czymś, co nie robi już żadnego wrażenia, „nie rusza”. Ale można też spojrzeć inaczej – przyzwyczaić się do czegoś, czyli uczynić to „coś” tak ważnym elementem życia, że po prostu – bez tego już się nie da. Bez tego nie umiem. I nie chcę.
Czy liturgiczne wspomnienie jakiegoś świętego, czy błogosławionego nie jest po to, żeby się przyzwyczaić, że on jest i się realnie za nami wstawia? Czy nie jest po to, żeby święty czy błogosławiony stał się towarzyszem w modlitwie i żeby jego obecność była tak naturalna, że się po prostu przy-zwyczajam, czyli mam w zwyczaju modlić się razem z nim, jakby stawał się częścią mnie samej?
Rodzi się we mnie dziś także inne pytanie: co to znaczy „zachowywać wszystko”? – w kontekście Ewangelii na święto, czy tego, co poznałam z życia i dzieła bł. Franciszka Jordana. Czy nie chodzi o to właśnie, że mam w zwyczaju brać naukę Jezusa na poważnie? Że noszę ją w sercu, czyli przyzwyczajam się do tego, by razem z Ewangelią wchodzić w dzień i chodzić z nią do wieczora, aby moja codzienność stawała się coraz bardziej Jezusowa? Że czerpię ze zwyczajów, jakie miał bł. Franciszek od Krzyża, bo tęsknię za życiem tak radykalnym, jak jego? Nie, nie jem spalonych kasztanów i nie umiem się modlić siedem godzin jak on, ale tęsknię za radykalizmem, czyli za zakorzenieniem się w Bogu, które od niego biło i rozświetlało innym drogę, nawet wtedy, gdy modlił się ukryty w półmroku kaplicy. To nieraz wystarczało jego współbraciom za wszystkie kazania…
O „zachowywanie wszystkiego” z pewnością bł. Franciszek Jordan pytał i Tę, którą nosił w imieniu. Tę, która „zachowywała wszystkie sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19) – ukochaną Matkę Zbawiciela, Maryję.
Przypomniał mi się Nazaret, oddalony od świątyni w Jerozolimie, bez wzniosłej historii, z którego podobno „nic dobrego” (por. J 1,46) i codzienne kobiece obowiązki, jakie zapewne nastoletnia Maryja podejmowała. I przyszło mi na myśl, że zachowywać wszystko w sercu to wieść zwykłe, powszednie życie, w którym nic mi nie spowszedniało. Bo przecież wszystko jest Jego łaską. I macierzyństwo Maryi – nikomu nieznanej młodej Dziewczyny z Izraela, i bł. Franciszek Maria, prosty ksiądz z maleńkiego Gurtweil rodem, i salwatoriańskie święto Błogosławionego, na które czekaliśmy wiele lat, i każdy – w habicie czy nie – kto ma w zwyczaju sięgać po Ewangelię z wiarą, że Jezus jest z nami do skończenia świata (por. Mt 28, 16-20) i z pasją, która nie pozwala spocząć, zanim wszyscy Go nie poznają i pokochają (por. DD II/70).
No właśnie. A może „zachowywać wszystko”, nosić w sercu, to po prostu kochać?
Jeśli człowiek kocha, przestaje być samotny. A jego relacja z Bogiem zyskuje jakość inaczej niedostępną. Jeśli nie staniecie się jak dzieci… bo małe dziecko nie rozważa, czy jego bliscy zasługują na miłość. Kocha, wierzy i powierza się im, zanim dowie się, czy było warto.
Zachowuję Ewangelię, bo ją kocham, a nie dlatego, że mi się to opłaca. Wielu powie zresztą, że w dzisiejszych czasach Ewangelia nie opłaca się w ogóle. Jak zapisał bł. Franciszek Jordan w Dzienniku: Zachowuję zwykłe modlitwy i rozmyślania, bo w tej zwykłości dotykam niezwykłego Boga i ten zwyczaj jest dla mnie zbawienny. Choćby się całkiem nie mieścił w światowych kryteriach.
Zachowuję w sercu Jordanowe sprawy, bo pokochałam Błogosławionego jak ojca i brata, a nie dlatego, że chcę, żeby mi coś załatwił w niebie – choć wiem, że jest w tym dobry.
Zachowuję wszystko, bo kocham tych, którzy pierwsi się ze mną miłością do Słowa i Ojca Jordana podzielili.
Przyzwyczaiłam się. I bez tego – nie chcę.